PolskaChojecki: różniliśmy się z Wildsteinem w sprawie oceny "S"

Chojecki: różniliśmy się z Wildsteinem w sprawie oceny "S"

Z Bronisławem Wildsteinem różniliśmy się w ocenie sytuacji politycznej w Polsce i roli "Solidarności" - napisał w oświadczeniu Mirosław Chojecki, któremu Wildstein na emigracji we Francji wytoczył proces przed sądem pracy. Podczas procesu wyszło na jaw, że emigracyjny miesięcznik zatrudniał Polaków na czarno, co zdaniem aktora Daniela Olbrychskiego mogło skończyć się deportacją Chojeckiego do PRL.

04.02.2005 18:45

W czwartek aktor Daniel Olbrychski zarzucił w telewizji Wildsteinowi donoszenie francuskim władzom w latach 80. Olbrychski, którego nazwisko znalazło się na tzw. liście Wildsteina, powiedział, że "uniknął uściśnięcia ręki panu Wildsteinowi" ze względu na to, że ten na emigracji w Paryżu podczas procesu w 1986 r. przeciwko Mirosławowi Chojeckiemu doniósł, że Chojecki zatrudnia na czarno niektórych Polaków.

"Rozumiem, że chciał się pan przypodobać władzom francuskim, bo wszyscy nie mieliśmy tam lekkiego życia, ale ten proces, gdyby go Mirek przegrał, rzuciłby go, łącznie z deportacją, w ramiona i okowy SB polskiego" - mówił aktor.

Bronisław Wildstein, publicysta zwolniony z "Rzeczpospolitej" w kilka tygodni po opublikowaniu skopiowanego rejestru nazwisk z IPN, zapowiedział, że wytoczy Olbrychskiemu proces o zniesławienie.

"Od początku istnienia miesięcznika 'Kontakt', czyli od 1982 roku, Bronisław Wildstein był jego redaktorem naczelnym ja byłem jego wydawcą - Directeur de la publication. Po kilku latach współpracy poróżniliśmy się na temat oceny sytuacji politycznej w Polsce. Według Wildsteina 'Solidarność' to był już wówczas zamknięty rozdział. Ja uważałem inaczej. Nie chodzi tu tylko o emigracyjne swary. Miało to kapitalne znaczenie z punktu widzenia pomocy Zachodu dla "S". Gdybyśmy na emigracji uznali, że "S" się skończyła, skończyłaby się pomoc dla podziemia, którego byliśmy niejako przedłużeniem na Zachodzie" - napisał Chojecki.

"Nie godząc się z moją decyzją, Bronisław Wildstein odwołał się do sądu pracy oskarżając mnie o bezprawne zwolnienie. W trakcie rozprawy wyszło na jaw (sąd wyraźnie o to dopytywał), że praktycznie wszyscy zatrudnieni w "Kontakcie" pracowali początkowo na czarno - takie były czasy, nie mogliśmy sobie pozwolić na różnego rodzaju opłaty, które sięgały 40-45% płac. Dopiero po kilku latach sprawy te zostały uregulowane.

Proces zakończył się (o ile pamiętam, bo przecież miało to miejsce 20 lat temu) zobowiązaniem mnie do wypłacenia Bronisławowi Wildsteinowi odprawy w wysokości kilku miesięcznych pensji oraz pokrycia przez Bronka kosztów (niewielkich) postępowania przed sądem"

"Czy groziła mi deportacja, chyba nie. Wówczas toczył się w Warszawie proces przeciwko mnie, tak jak i przeciwko innym członkom KOR. I tylko wyrozumiałości sądu należy przypisać, że miesięcznik nie został zamknięty a ja nie zostałem skazany za poważne naruszenie przepisów prawa co oczywiście utrudniłoby mi lub wręcz uniemożliwiło działania na rzecz pomocy dla "S" w Polsce" - dodał Chojecki, były opozycjonista, działacz KOR i organizator Niezależnej Oficyny Wydawniczej.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)