Chochla doktora Kulczyka
- Działania tych ludzi, hochsztaplerskie, częstokroć stojące na pograniczu zgodności z prawem, jak też ich sposób bycia i życia wywołują fatalne reperkusje w społeczeństwie. Dlatego jako prawnik widzę je szczególnie wyraziście i staram się piętnować te szkodliwe zjawiska przy każdej okazji – Jan Kulczyk, producent pasty BHP, o tych, co chcą robić szybko i bez skrupułów wielkie pieniądze,sierpień 1984.
19.11.2004 | aktual.: 19.11.2004 10:47
Jest sierpień 1984. Magazyn "Inter-Polcom", pismo izby zrzeszającej firmy polonijne, prezentuje sylwetki ojca i syna – Henryka i Jana Kulczyków.
"Obaj – ojciec i syn – są nieprzejednanymi wrogami tych wszystkich, którzy przyszli do ruchu jedynie po to, by wykorzystując go jako tarczę robić szybko i bez skrupułów wielkie pieniądze" – pisze miesięcznik, informując, że Jan Kulczyk "uznaje, podobnie jak ojciec, tylko tzw. uczciwy biznes".
"Wolę jadać łyżką przez całe życie aniżeli chochlą przez cały tydzień" – mówi młody Kulczyk i pryncypialnie potępia tych, którzy chcą szybko się dorobić: "Ludzi, o których cały czas mówimy, Kościół nie naprawi, resocjalizować ich się nie da. Chodziłoby więc o to, aby przepisy prawa, finansowe zwłaszcza, nie zostawiały furtek umożliwiających bezkarne działanie niebieskim ptakom, którzy, nie ma co ukrywać, ciągną jak ćmy do światła zawsze i wszędzie tam, gdzie są pieniądze. Jeśli im się zamknie te furtki, jeśli przepisy dla wszystkich będą mieć jednakową interpretację, preferującą uczciwość i rzetelność, to, zapewniam pana, amatorzy słodkich jabłek zrywanych cudzymi rękami nie we własnym ogródku szybko opuszczą nasz ruch". "Prawo musi doprowadzić do takiej sytuacji – co Jan Kulczyk podkreśla ze szczególnym naciskiem – w której uczciwość będzie się opłacać" – podsumowuje dziennikarz.
Operacja Ren
Jan Kulczyk lubi dziś powtarzać w mediach, że miał szczęście – pierwszego miliona nie musiał ukraść, bo dostał go od ojca. Henryk Kulczyk, podczas wojny żołnierz AK, wyjeżdża do Berlina Zachodniego w 1956 roku. Zakłada firmę Aussenhandelsgesellschaft GmbH. Firma importuje z PRL grzyby, jagody i runo leśne. W latach 70. Edward Gierek i kanclerz Niemiec Helmut Schmidt doprowadzają do zbliżenia w stosunkach PRL i RFN. Porozumiewają się m.in. w sprawie współpracy gospodarczej. W efekcie powstaje kilkadziesiąt polsko-niemieckich firm. – Jednocześnie Departament II MSW rozpoczyna Operację Ren, czyli zabezpieczenie kontrwywiadowcze ich działalności – mówi Antoni Dudek, historyk z IPN.
W latach 70. Henryk Kulczyk eksportuje z Niemiec do Polski maszyny rolnicze, a do Niemiec z Polski sprowadza płody rolne. Jest także przedstawicielem na Polskę amerykańskiego koncernu kontenerowego SEA-LAND. W Berlinie zakłada Klub Polonijnych Kupców i Przemysłowców BERPOL. Kieruje sekcją polską przy Niemieckiej Izbie Przemysłowo-Handlowej.
Dlaczego władze PRL pozwalają emigrantowi Henrykowi Kulczykowi na prowadzenie tak rozległych interesów w Polsce Ludowej? Romuald Szperliński, w latach 80. właściciel firmy polonijnej Introl i dobry znajomy Kulczyków, a dziś prezes Wielkopolskiego Klubu Kapitału, nie ma wątpliwości. – Henryk Kulczyk mógł dużo pomóc przez dyplomatów czy misję wojskową w Berlinie. Miał tego typu związki i nie było to tajemnicą.
Co do charakteru kontaktów Henryka Kulczyka nie ma wątpliwości Antoni Dudek. – Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że prowadząc takie interesy Henryk Kulczyk musiał mieć związki ze służbami specjalnymi PRL i misją wojskową w Berlinie Zachodnim. To oczywiste. Po 1977 roku do Berlina przyjeżdża Jan Kulczyk. Zaczyna prowadzić interesy ojca.
Producent pasty BHP
Zanim urodzony w 1950 roku Jan Kulczyk trafił do Berlina, przeniósł się z rodzinnej Bydgoszczy do Poznania. Dostał się na prawo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Razem z nim studiowali w tym czasie m.in. przyszła premier Hanna Suchocka, wicepremier w jej rządzie Paweł Łączkowski, dyrektor poznańskiej opery Sławomir Pietras (Kulczyk poprze go w przyszłości jako kandydata SLD na prezydenta Poznania), Zdzisław Dworzecki, w latach 90. dyrektor poznańskiej filharmonii, i tenisista Wojciech Fibak.
W 1972 r. Kulczyk rozpoczyna studia doktoranckie w Instytucie Nauk Politycznych UAM. Później rozpoczyna pracę w Instytucie Zachodnim (PAN), gdzie w 1975 r. broni doktorat z prawa międzynarodowego u profesora Alfonsa Klafkowskiego. Pisze o stosunkach pomiędzy NRD i RFN. Potem kończy jeszcze Podyplomowe Studium Handlu Zagranicznego Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.
W 1977 wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, a stamtąd do ojca, do Berlina Zachodniego.
Na zielonej rejestracji
W 1982 r. wchodzi w życie ustawa, która umożliwia działanie w PRL tzw. firmom polonijnym. Nowe prawo ma być dowodem, że junta stanu wojennego stara się naprawdę reformować gospodarkę. Jedną z pierwszych firm polonijnych – Interkulpol – zakładają Henryk i Jan Kulczyk.
1983 r. magazyn "Inter-Polcom" zamieszcza relację z gospodarskiej wizyty urzędników w trzech wielkopolskich zakładach Inter-Polcomu – w Komornikach, Zamysłowie i Konarzewie. Kulczykowie opowiadają o tym, co produkują: domki weekendowe na eksport, akumulatory i środki czyszczące, w tym słynną w czasach PRL pastę BHP. Ta ostatnia ma z pewnością duży zbyt – robotnicy otrzymują ją w ramach zakładowych przydziałów.
Czapą firm polonijnych jest Polsko-Polonijna Izba Przemysłowo-Handlowa Inter-Polcom. Zdaniem Antoniego Dudka władze wymyśliły ją po to, by kontrolować firmy polonijne. Statut izby im to gwarantuje. W latach 80. Jan Kulczyk zasiada w jej władzach. Jest m.in. członkiem zarządu, zastępcą prezesa, a wreszcie prezesem. Blisko współpracuje z Andrzejem Malinowskim, ówczesnym wiceministrem handlu wewnętrznego. Członkostwo w izbie teoretycznie jest nieobowiązkowe, w praktyce jednak należą do niej wszystkie polonijne spółki. – Przywileje wynikające z bycia w izbie polegały na tym, że mieliśmy samochód na zielonej rejestracji, co pozwalało kupować paliwo bez kartek i ograniczeń. Mogliśmy otrzymać też stałe paszporty, których nie trzeba było zwracać – mówi Romuald Szperliński, wówczas członek izby. Podczas zjazdu izby w czasie stanu wojennego w 1982 roku Henryk Kulczyk w specjalnym przemówieniu protestuje przeciwko zachodnim sankcjom nałożonym na juntę Jaruzelskiego: "Nigdy bardziej niż dziś nie czuliśmy się związani z
Macierzą w potrzebie i zdeterminowani na przyjście jej z taką pomocą gospodarczą, na jaką nas stać". I dodaje, zwracając się do PZPR-owskich oficjeli: "Uważamy się bowiem za takich samych Polaków, jak wy panowie tutaj. Te postawy nakazywały wam tu siedzącym Polakom – z Australii, USA, Anglii, Kanady i z Polski podejmować rezolucje przeciwko restrykcjom gospodarczym, podjętym przeciwko Polsce w pobudkach politycznych".
Jan Kulczyk przy różnych okazjach podkreśla współpracę izby z PRON: "W odnowicielskim ruchu społecznym, jakim jest Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego, widzimy potężnego sprzymierzeńca". Postawa Kulczyków zostaje doceniona przez władze. Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski przyznaje Henrykowi Kulczykowi generał Wojciech Jaruzelski.
Jak Kulczyk panią oficer rekomendował
Firmy polonijne nie podobają się wielu towarzyszom. Dla partyjnego betonu są odstępstwem od doktryny. Sygnały o przykręcaniu śruby pojawiają się w 1983 roku. Wtedy szefową izby została Jadwiga Łokkaj, posłanka PZPR z Sosnowca, oficer LWP.
Jej kandydaturę zgłosił i rekomendował Jan Kulczyk: "Chciałbym ze szczególną satysfakcją przedstawić sylwetkę osoby, która cieszy się naszym zaufaniem oraz szacunkiem i zaufaniem władz. Jest nią oficer Wojska Polskiego, kawaler Krzyża Virtuti Militari, długoletni kierownik wielu centralnych urzędów i instytucji państwowych, poprzednio prezes Zarządu, a obecnie przewodnicząca Rady WSS Społem – pani Jadwiga Łokkaj".
W firmach polonijnych w latach 80. siedzi niemal cała późniejsza czołówka biznesu III RP, m.in. Ryszard Krauze, Zdzisław Montkiewicz, Jerzy Starak, Piotr Buchner, Zbigniew Niemczycki, Jan Wejchert. Z tych czasów Kulczyk zna się też z Jolantą i Aleksandrem Kwaśniewskimi. Kwaśniewską poznaje w czasie, gdy przyszła prezydentowa pracuje w polsko-szwedzkiej firmie polonijnej PAAT, z której właścicielem dobre układy ma Kwaśniewski.
Polski biznes afrykański
Pierwszy wielkim interesem Kulczyka w III RP jest w 1991 roku dostawa samochodów dla policji i UOP. Kierowane przez Andrzeja Milczanowskiego MSW zamawia je bez otwartego przetargu w firmie Kulczyka, który jest przedstawicielem Volkswagena w Polsce. Kontrakt na 3 tysiące samochodów wart jest 150 milionów złotych. W 1992 r. Kulczyk odbiera Nagrodę Kisiela przyznawaną przez tygodnik "Wprost". Mówi: "Uważam, że polskie przedsiębiorstwa powinny zostać w naszych rękach. Natomiast dopełnieniem prywatyzacji powinna być sprzedaż majątku firmom zagranicznym".
Promowanie polskiego kapitału stanie się głównym hasłem, którym będzie się posługiwał Kulczyk budując swą potęgę. Na początku lat 90. Polska Rada Biznesu, której jest wiceszefem, proponuje wprowadzenie preferencji dla polskiego kapitału. W efekcie, gdy minister prywatyzacji Janusz Lewandowski ogłasza przetarg na Browary Wielkopolskie, mogą startować w nim tylko krajowi biznesmeni. Przetarg wygrywa we wrześniu 1993 firma Kulczyka Euro Agro, która kupuje 40% akcji browaru.
Miesiąc później akcjonariusze Lecha uchwalają podwyższenie kapitału. Skarb państwa rezygnuje z zakupu nowych akcji. Kulczyk staje się większościowym udziałowcem i przejmuje władzę nad browarami. W połowie 1996 r. Kulczyk informuje, że browar ma nowego udziałowca – jest nim SAB, wielki koncern z RPA, który już w 1993 r., za czasów Lewandowskiego, starał się o kupno browarów od państwa. Minister mówi publicznie, że czuje się wystawiony do wiatru, bo Kulczyk kupował browary zapowiadając stworzenie "polskiej grupy".
Ludzie Wałęsy u Kulczyka
W pierwszej połowie lat 90. Kulczyk nie jest w Poznaniu kojarzony z SLD. – Nam przedstawiał się jako liberał, który mógłby zapisać się do takiego trochę lepszego UPR-u. Kiedy do władzy doszło po raz pierwszy SLD, zatrudniał w swoich firmach ludzi, którzy stracili rządowe posady – wspomina poznański prawicowy polityk.
Byli to przede wszystkim ludzie związani z kancelarią Lecha Wałęsy. Kulczykowi doradzał Gromosław Czempiński, szef UOP z lat 1993-1996 (UOP podlegał wtedy MSW, czyli "resortowi prezydenckiemu" obsadzanemu przez Lecha Wałęsę).
Gdy firma Euro Agro Centrum walczy o Browary Wielkopolskie, jej prezesem zostaje Jan Waga. Na przełomie lat 70. i 80. Waga był kierownikiem wydziału w KW PZPR w Katowicach, wiceprzewodniczącym Centralnego Związku Spółdzielni "Samopomoc Chłopska". Bratem Jana Wagi jest admirał Romuald Waga, w latach 1989-96 dowódca Marynarki Wojennej. Ma związki z kancelarią Lecha Wałęsy.
Kolejne osoby związane z Wałęsą w firmach Kulczyka to Krzysztof Białowolski, w 1991 r. wiceminister przemysłu, w 1993 jeden z założycieli BBWR, i Antoni Furtak, w latach 1991-93 poseł Porozumienia Ludowego, szef sejmowej komisji rolnictwa.
Obok nich pojawiają się też ludzie, z którymi Kulczyk robił interesy w PRL: Andrzej Kacała, w latach 1968-83 wiceminister rolnictwa (PZPR), i wspomniany Andrzej Malinowski, wiceminister handlu wewnętrznego z lat 80.
Z Wartą politykiem być warto
Kolejnym interesem Kulczyka jest prywatyzacja Towarzystwa Ubezpieczeniowego Warta. Pierwsze akcje Warty Kulczyk kupuje w 1993 roku. W pięć lat później przejmuje kontrolę nad towarzystwem. Po prywatyzacji we władzach Warty zatrudnienie znajdują byli i aktualni urzędnicy – pięciu wiceministrów, kilku doradców ministrów, ekspert walutowy RWPG w Moskwie, zastępca kierownika wydziału KC PZPR. "Gazeta Wyborcza" zwraca uwagę na kwalifikacje wiceprezesów firmy: pierwszy – doktor Akademii Spraw Wewnętrznych; drugi – nauki zakończył w szkole średniej; trzeci – dyrektor asystent, całe życie przepracował w wojsku i NIK.
W 1996 r. szefem Warty zostaje Andrzej Witkowski, prezes Polskiego Związku Motorowego, w PRL wieloletni etatowy działacz organizacji młodzieżowych, w latach 80. dyrektor w URM i doradca wicepremiera. W 1998 r. następcą Witkowskiego zostaje Agenor Gawrzyał, dawny członek władz KLD, jeden z zaufanych współpracowników Kulczyka, który z Aleksandrem Gawronikiem współtworzył sieć kantorów wymiany walut. Do rady nadzorczej Warty trafiają w różnym czasie m.in. Waldemar Dąbrowski (obecny minister kultury), doradca ekonomiczny prezydenta Kwaśniewskiego Ryszard Ławniczak i Katarzyna Zimmer-Drabczyk, pracownica Komisji Krajowej "Solidarności".
Autostrada na gwarancji
Kilka dni przed wyborami parlamentarnymi z 1997, przegranymi przez SLD i PSL, minister transportu Bogusław Liberadzki podpisuje koncesję dla spółki Jana Kulczyka na autostradę A2. Przetarg organizuje rządowa Agencja Budowy i Eksploatacji Autostrad. Na wniosek ministra Liberadzkiego jej szefem został Andrzej Patalas, wcześniej... prezes i współudziałowiec spółki Kulczyka.
Budowa trasy A2 długo nie może się rozpocząć. Kulczyk ogłasza, iż warunkiem rozpoczęcia prac jest wsparcie finansowe rządu. Domaga się gwarancji skarbu państwa na 220 milionów dolarów. W 2001 r. spółka Autostrada Wielkopolska dostaje gwarancje państwa na pożyczkę w wysokości 267 milionów euro. Jest to największa gwarancja udzielona przez rząd prywatnemu przedsięwzięciu.
Patriotyzm w telekomunikacji
W imię wspierania polskiego kapitału Kulczyk zarabia też ponad miliard złotych na sprzedaży akcji Polskiej Telefonii Cyfrowej Era GSM. Do przetargu startuje wspólnie z Elektrimem, dawną centralą handlu zagranicznego.
Zdominowany przez SLD i PSL sejm stawia warunek – polski kapitał musi mieć co najmniej 51 procent udziałów w spółce. Z powodu braku konkurencji Kulczyk kupuje akcje za 16 milionów złotych. W maju 1999 sprzedaje je za 825 mln zł – z przebiciem 5 tysięcy procent! Wspieranie "narodowych interesów" pomaga też Kulczykowi za rządu Jerzego Buzka. "Byłoby dziwne, gdyby narodowy operator nie miał polskiego kapitału" – tak biznesmen z Poznania uzasadnia swój udział w prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej S.A. Akcje TP S.A. kupuje konsorcjum Kulczyk Holding i France Telecom. Jak pisano, minister skarbu Emil Wąsacz sugerował Francuzom, że dobrze byłoby, gdyby "w naszym narodowym operatorze telefonicznym oprócz zagranicznego był także inwestor polski".
Firmy Kulczyka tworzą Kulczyk Holding, którego właścicielem w 90 procentach jest – przynamniej na papierze – Grażyna Kulczyk, mająca z mężem wspólnotę majątkową.
Ekonomiści nie mają wątpliwości, skąd wziął się sukces Kulczyka. – Żeby dojść tak szybko do tak dużego bogactwa, konieczne byłoby kosmiczne tempo obrotu niewyobrażalnych kapitałów – uważa Zyta Gilowska, profesor ekonomii, posłanka PO. – Jeśli przyjrzeć się interesom Kulczyka, to tak naprawdę jest on pośrednikiem. Gdyby próbować precyzyjnie zdefiniować to, co robi, należałoby użyć określenia: politycznie koncesjonowana bankowość. Charakterystyczne wydaje mi się to, co przeczytałam w polskiej prasie, że ogłaszający od lat listy najbogatszych ludzi na świecie amerykański magazyn "Forbes" nie umieścił ostatnio na niej Kulczyka, uzasadniając to faktem, że nie może ustalić wielkości jego kapitału z racji na małą przejrzystość jego interesów.
Oligarcha nierosyjski
– Kulczyk nie jest typowym oligarchą w stylu rosyjskim. Jest autentycznym mecenasem kultury, to nie podlega dyskusji. Musimy uważać, by wyjaśniając dokładnie sprawę Orlenu nie stworzyć wrażenia, że Kulczyk traktowany jest u nas jak w Rosji Chodorkowski – mówi Marcin Libicki, poznański poseł PiS. Kulczyk potrafi dyskutować nie tylko o biznesie, także o operze i malarstwie. Kulczykowie wspierają festiwal teatralny Malta, galerię Arsenał, "Gazetę Malarzy i Poetów". Poznańskiej Akademii Muzycznej kupili harfę.
Jan Kulczyk przewodniczy Radzie ds. Wspierania Badań Naukowych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Słynie też z bardzo dobrych kontaktów z ludźmi Kościoła. Jak ustaliliśmy, wspierał nie tylko remont Jasnej Góry, ale i Ostrowa Tumskiego w Poznaniu, na którym stoi poznańska katedra, spotkania młodzieży nad Jeziorem Lednickim organizowane przez dominikanina ojca Jana Górę.
Stracił instynkt i Gromosława
1999 rok. W ceglanych budynkach poznańskiego Starego Browaru działa "Blues Club", miejsce koncertów zespołów grających punka i heavy metal, ulubiony lokal motocyklistów. Do kultowej knajpy przychodzą co weekend setki młodych ludzi. Znienacka lokal zostaje zamknięty, a teren ogrodzony płotem. Wśród bywalców rozchodzi się plotka, że teren wykupiła Grażyna Kulczyk. Bywalcy klubu kilkukrotnie rozbierają płot. Pracownicy firmy Kulczykowej stawiają go z powrotem. Sprawa wykupu od miasta po kontrowersyjnej cenie kolejnej działki pod budowę Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu "Stary Browar" stanie się powodem afery, która zachwieje w cztery lata później wizerunkiem Kulczyków. Ale nie tylko ona.
Gdy w lutym 2002 r. arcybiskup poznański Juliusz Paetz zostaje oskarżony o molestowanie kleryków, Kulczyk oraz rektor UAM Stefan Jurga odwiedzają hierarchę w jego pałacu. Kilka dni później 26 rektorów i prorektorów poznańskich uczelni, ludzi kultury i biznesmenów, wystosowuje list otwarty broniący arcybiskupa. Kulczykom zdarzają się też przygody mniejszego kalibru. 3 grudnia 2003 media zostają poinformowane, że około godziny 17 do Starego Browaru wejdzie milionowy gość. Jak zapowiedziano, może nim być każdy. Na powitanie wychodzi sama Grażyna Kulczyk z bukietem kwiatów, który wręcza eleganckiej pani w futrze. Jest nią Alicja Kornasiewicz, za rządów Buzka wiceminister skarbu, która negocjowała sprzedaż Kulczykowi 35% akcji TP SA. – To naprawdę był przypadek – przekonuje w mediach Grażyna Kulczyk.
Dlaczego Kulczyk zaczął popełniać błędy?
Dawni współpracownicy podkreślają, że jego obecna zażyłość z Leszkiem Millerem czy Aleksandrem Kwaśniewskim jest czymś innym niż jego poprzednie romanse z władzą.
– Kulczyk nigdy nie robił tego na chama, demonstracyjnie, tylko po cichu, elegancko. Coś się stało – mówi były współpracownik najbogatszego Polaka.
– Stracił instynkt. Po jaką cholerę było afiszowanie się z przyjaźnią z Millerem i Kwaśniewskim, których władza właśnie się rozsypuje? – mówi inny z naszych informatorów.
– W 2001 roku przyszedłem na promocję Skody w poznańskiej operze. Na scenie stały nowe modele samochodów, występowali artyści, przemawiał Kulczyk. Zorganizowane z rozmachem podobne imprezy widziałem w Ameryce. Ale rozejrzawszy się po widowni na sali, zdębiałem. Najgorszy beton. Powiedziałem sobie, że więcej moja noga na imprezach Kulczyka nie postanie – wspomina nasz rozmówca.
Były współpracownik Kulczyka twierdzi, że początkiem kłopotów biznesmena było rozstanie z Gromosławem Czempińskim. – Czempiński miał wyczucie i pilnował go, żeby nie robił głupot i pomagał mu przejść gładko przez wszystkie mielizny. Kiedy go zabrakło, zaczęły się problemy.
Piotr Lisiewicz
Współpraca TS