Chiny: kolejny przypadek samopodpalenia. 37‑letni mnich nie żyje
Kolejne samopodpalenie przeciwko polityce Chin w Tybecie. Według tybetańskich władz na uchodźstwie było to już 101 próba samospalenia.
Były mnich Lobsang Namgyal podpalił się w pobliżu posterunku policji w miejscowości Aba w Chinach. To właśnie tam znajduje się też klasztor Kirti, gdzie wcześniej wielokrotnie dochodziło do prób samospalenia podejmowanych przez mnichów.
37-latek zmarł od odniesionych obrażeń. Według świadków, przed śmiercią mnich wykrzykiwał życzenia długiego życia dla dalajlamy.
Policja podjęła decyzję o skremowaniu jego ciała, zatrzymała także młodszego brata mnicha. Prochy Tybetańczyka przekazano jego rodzinie.
Wczoraj do samopodpalenia doszło także w stolicy Nepalu. Dwudziestoletni Tybetańczyk, który targnął się na życie, zmarł w szpitalu. W ten drastyczny sposób Tybetańczycy chcą zwrócić uwagę na pogarszającą się sytuację mniejszości tybetańskiej w Chinach.
Rząd w Pekinie próbuje zapobiegać fali samospaleń na swoim terytorium. W ubiegłym tygodniu zatrzymano 70 osób, którym władze zarzucały podżeganie do samospaleń. O organizowanie radykalnych protestów oskarżają "mafię dalajlamy", obwiniając duchowego przywódcę Tybetańczyków o zachęcanie do tego typu aktów.
Dalajlama XIV, który od czasu ucieczki z Tybetu w 1959 roku żyje w Indiach, twierdzi, że nie zachęca do samopodpaleń. Jego zdaniem jednak ten akt protestu jest "zrozumiały".