ŚwiatChiny 26 lat po masakrze na placu Tiananmen. Zakazana tragedia

Chiny 26 lat po masakrze na placu Tiananmen. Zakazana tragedia

26 lat temu chińska armia krwawo rozprawiła się z protestującymi na placu Tiananmen w Pekinie studentami. Za brutalnym stłumieniem demonstracji opowiedzieli się twardogłowi politycy Komunistycznej Partii Chin, z ówczesnym przywódcą Państwa Środka Dengiem Xiaopingiem na czele. Ten potępił protesty jako antysocjalistyczne i podając Polskę jako przykład stwierdził, że "ustępstwa wiodą do dalszych ustępstw". O tym, jak dziś chińskie władze depczą pamięć o masakrze pisze z Tajwanu korespondentka Wirtualnej Polski Hanna Shen.

Chiny 26 lat po masakrze na placu Tiananmen. Zakazana tragedia
Źródło zdjęć: © AFP | MANUEL CENETA / AFP FILES
Hanna Shen

03.06.2015 | aktual.: 04.06.2015 15:29

4 czerwca mija kolejna rocznica masakry na placu Tiananmen (Niebiańskiego Spokoju) w Pekinie. Dziś w Chinach nadal więzieni są uczestnicy tego protestu, a jakakolwiek publiczna debata na temat wydarzeń sprzed ponad dwóch dekad jest przez władzę tłumiona. Internet i podręczniki szkolne do historii na ten temat milczą. Rodziny i bliscy zabitych na placu Tianamam starają się, aby prawda ujrzała światło dzienne, a sprawcy zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Spotykają ich za to szykany i więzienie.

Kiedy 17 kwietnia 1989 r. na placu Niebiańskiego Spokoju rozpoczął się studencki wiec, nie przypuszczano, że jego koniec będzie tak tragiczny. Protestujący praktycznie nie wysuwali haseł bezpośrednio atakujących władzę Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Nie chcieli obalenia systemu komunistycznego. Domagali się jedynie jego reformy i walki z korupcją.

Polska jako "złowrogi" przykład

Transformacja w Europie Środkowej dawała Chińczykom jeszcze większe nadzieje na zmiany w ich kraju. Liczono na szybką śmierć faktycznego przywódcy ówczesnych Chin Denga Xiaopinga i na reformy. Tymczasem Deng przetrwał następne osiem lat.

Przez moment wydało się, że jest szansa na porozumienie, bo ówczesny sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin Zhao Ziyang był gotów do rozmów ze studentami. W partii wygrała jednak opcja siłowego rozwiązania sprawy, popierana przez najbardziej twardogłowych polityków - premiera Li Penga i Xiaopinga. Deng potępił protesty jako antysocjalistyczne i podając Polskę jako przykład stwierdził, że "ustępstwa wiodą do dalszych ustępstw".

O 2.00 w nocy 4 czerwca 1989 r. na plac Tiananmen wjechały czołgi i transportery opancerzone. Według oficjalnych danych rządu chińskiego podczas protestów zginęło 241 osób, w tym żołnierze, a siedem tysięcy osób zostało rannych. Organizacje praw człowieka szacują, że liczba zabitych mogła wynieść nawet 5-10 tys. Aresztowano ponad 2,5 tys. osób (w procesach politycznych wydano kilkanaście wyroków śmierci)
. Skłaniający się wcześniej do ustępstw wobec studentów Zhao Ziyang został zaraz po masakrze pozbawiony wszystkich stanowisk i osadzony w areszcie domowym, w którym przebywał aż do śmierci w 2005 roku.

Chai Ling, jedyna kobieta wśród przywódców demonstracji w 1989 roku, zapytana o to, dlaczego przyłączyła się do protestujących mówi, że chciała lepszych, czyli wolnych i sprawiedliwych Chin. - Od dziecka uczono nas, że mamy kochać nasz rząd, ale ten nie wykazywał żadnej troski o swoich obywateli. Wierzę, że pragnienie demokracji jest czymś naturalnym, że powinniśmy mieć zagwarantowane nasze podstawowe prawa i niezależność. Niestety, ten pierwotny odruch do bycia wolnym - do niezależnego kierowania własnym losem - został niemal zniszczony w Chińczykach - twierdzi Ling.

Niszczona pamięć

Cały czas w Chinach niszczona jest też jakakolwiek pamięć o masakrze na Tiananmen. Publiczna dyskusja o tych wydarzeniach jest zabroniona. Według komunistów w Pekinie "sterowanie opinią publiczną" i budowanie "harmonijnego społeczeństwa" wymaga prowadzenia ideologicznej kontroli sieci. Kierowany przez ministerstwo bezpieczeństwa publicznego system monitoringu sieci internetowej (tzw. Projekt Złota Tarcza) i czujni cenzorzy mają gwarantować, by młodzi ludzie próbujący w internecie znaleźć informacje na temat tragedii z 4 czerwca 1989 nie dowiedzieli się niczego.

Co roku, gdy zbliża się rocznica 4 czerwca, rodziny ofiar poddawane są ścisłej kontroli. Aby w tym okresie nie doszło do żadnych uroczystości upamiętniających masakrę, wysyła się je na przymusowe "wakacje" poza Pekin albo na kilka dni zamyka w areszcie domowym. Taki los spotyka na przykład prof. Ding Zilin. Jej 17-letni syn Jiang Jielan został zastrzelony nad ranem 4 czerwca, gdy krzyczał do maszerujących wojsk: "Nie używajcie siły wobec obywateli".

Prof. Ding, kiedyś członkini partii komunistycznej, to dziś symbol walki o pamięć o masakrze i jej ofiarach. Po stracie dziecka najpierw próbowała popełnić samobójstwo. Zaczęła jednak spotykać się z rodzicami innych ofiar masakry. Tak odnalazła sens swojego życia. Ding Zilin i jej mąż przygotowali listę ofiar, aby upamiętnić zmarłych i zaginionych, a także pomóc rodzicom pogodzić się ze stratą. Na wieść o tym, że niektórzy rodzice zostali pozbawieni podstawowych środków do życia tylko za stwierdzenie, że ich dziecko zaginęło na placu Niebiańskiego Spokoju, prof. Ding próbowała zebrać pieniądze wśród Chińczyków mieszkających za granicą. Władze oskarżyły ją o przemyt i trafiła do więzienia.

Matki Tiananmen

Nie poddała się. Założyła stowarzyszenie rodzin ofiar zwane "Matki Tiananmen", które wzywa komunistyczny rząd Chin, aby pozwolił rodzinom upamiętnić zamordowanych. Organizacja ta chce, aby rodziny ofiar mogły otrzymywać pomoc z zagranicy. "Matki Tiananmen" domagają się także zwolnienia tych, którzy uczestniczyli w protestach w 1989 r., a są nadal więzieni, oraz rozpoczęcia dochodzenia w sprawie masakry z 4 czerwca i ukarania osób odpowiedzialnych za zbrodnię.

30 marca 2008 r. grupa pisarzy i naukowców z Pekinu została aresztowana przez służbę bezpieczeństwa po opublikowaniu artykułów na stronie internetowej "Matek Tiananmen". Wyrażali w nich poparcie dla postulatów organizacji. Zatrzymany wtedy chiński pisarz i laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2010 r. Liu Xiaobo do dziś przebywa w więzieniu za "uprawianie działalności wywrotowej i podżeganie do obalenia ustroju państwowego".

Dziś, 26 lat po masakrze na placu Tiananmen, o jej ofiary upomina się młode pokolenie Chińczyków. Ostatnio grupa 11 chińskich studentów przebywających na uczelniach w USA , Wielkiej Brytanii i Australii wystosowała list to władz w Pekinie, ale przede wszystkim do swoich rówieśników w kraju. Przez moment list dostępny był nawet na stronach wydawanego przez KPCh dziennika "Global Times". Został zdjęty po interwencji cenzury. Autorzy listu wyrażają pragnienie, że "kiedyś w niedalekiej przyszłości" prawda na temat wydarzeń 4 czerwca 1989 roku ujrzy światło dziennie i ukarane zostaną osoby odpowiedzialne za masakrę.

Młodzi Chińczycy piszą że marzą o tym aby żyć "w kraju wolnym od strachu, gdzie historia jest przywrócona i gdzie dokonuje się sprawiedliwość".

Bez przeszłości, nie ma przyszłości

Gu Yi, jeden z twórców listu, zapytany przez dziennikarkę "China Real Time", dodatku gazety "Wall Street Journal" poświęconego Chinom, dlaczego zdecydował się wziąć udział w tej inicjatywie, odpowiedział, że był to jego moralny obowiązek jako obywatela Chin.

- Wielu studentów, którzy po prostu spokojnie maszerowali i protestowali w Pekinie, zostało brutalnie zabitych w 1989 roku, a ta historia została przed nami ukryta. (…) Niektórych z nich uwięziono. Bliskim zabroniono publicznie opłakiwać straconych. Uważam wiec, że my, studenci przebywający za granicą i mający pełny dostęp do zablokowanych w Chinach informacji, dokumentów i sprawozdań, mamy obowiązek ujawnić tę historię naszym rodakom w kraju - powiedział Gu Yi.

Mieszkająca dziś w Stanach Zjednoczonych Chai Ling z pewnością zgodziłaby się ze swoim młodszym rodakiem. Uważa ona, że mimo iż dzisiejsze Chiny są inne, to nie będą w stanie pójść naprzód, jeśli nie stawią czoła temu, co stało się w czerwcu 1989 r. - Komunistyczne władze chińskie dokonały zbrodni, ale szansa na społeczne pojednanie jest, jeśli tylko okażą skruchę - twierdzi Chai.

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (104)