Cheney wyrusza w podróż dla poparcia sojuszników w Europie Wschodniej
Wiceprezydent USA Richard Cheney wyjechał w podróż do Gruzji, Azerbejdżanu i Ukrainy - byłych republik dawnego ZSRR, których rządy wybrały prozachodnią orientację, z czym nie może się pogodzić Rosja.
02.09.2008 | aktual.: 03.09.2008 00:54
Podróż spotyka się jednak ze sceptycznymi reakcjami w USA. Komentatorzy wątpią, by Cheneyowi udało się zniechęcić Rosję do dalszych kroków na rzecz odzyskania terytorium b. ZSRR jako swojej strefy wpływów - wobec wykluczenia opcji militarnej i braku poparcia dla twardej polityki przez zachodnioeuropejskich sojuszników Waszyngtonu.
Wizyta na Zakaukaziu ma podkreślić - jak wynika z oświadczenia Białego Domu i biura Cheneya - że USA wciąż mocno popierają niepodległość Gruzji, która padła niedawno ofiarą inwazji rosyjskiej, i że Ameryka ma istotne interesy strategiczne w tym regionie.
Prezydent Bush uznał, że jest ważne, by wiceprezydent skonsultował się z sojusznikami w regionie na temat naszych wspólnych interesów bezpieczeństwa - powiedział w poniedziałek rzecznik Białego Domu Tony Fratto.
Biuro Cheneya oświadczyło, że "rosyjska agresja nie może pozostać bez odpowiedzi".
Administracja Busha kilkakrotnie stwierdziła, że nie uznaje niepodległości Abchazji i Południowej Osetii, gdyż terytorialna integralność Gruzji musi być zachowana. Pentagon wyklucza jednak użycie siły.
Jak pisze "Wall Street Journal", podróż Cheneya "może położyć fundament pod twardszą odpowiedź Zachodu na inwazję Gruzji" - ale nawet ten konserwatywny, popierający Republikanów dziennik wątpi, by podróż wpłynęła na politykę Rosji.
"Kraje zachodnioeuropejskie obawiają się eskalacji napięcia z rosnącą w siłę Rosją i mogą być niechętne wobec przyznania Gruzji członkostwa NATO, albo usunięcia Rosji z kluby G-8, czego chce (republikański kandydat prezydencki) John McCain" - pisze "WSJ".
Obserwatorzy oczekują, że w Tbilisi, gdzie Cheney spotka się z prezydentem Micheilem Saakaszwilim, wiceprezydent USA zaoferuje Gruzji nieco większą niż dotąd pomoc wojskową, w postaci np. przysłania większej liczby instruktorów do szkolenia gruzińskiej armii. Dotychczas pomoc ta ograniczała się tylko do szkolenia gruzińskiego kontyngentu udającego się do Iraku przez 100 instruktorów amerykańskich.
Jastrzębie republikańscy i popierający McCaina niezależny senator Joe Lieberman postulują jednak więcej - proponują, by dostarczyć Gruzji nowej broni ciężkiej, gdyż gruzińska została przetrzebiona przez Rosjan w czasie inwazji.
Planowana wizyta w Azerbejdżanie oznacza, że jednym z celów podróży Cheneya jest ratowanie rurociągu Ceyhan, prowadzącego znad Morza Kaspijskiego przez Gruzję do Turcji, a więc omijającego Rosję. Utrata niepodległości przez Gruzję prawdopodobnie przesądziłaby także o losie tego rurociągu, dostarczającego ropę naftową do Europy.
Przystanek wiceprezydenta na Ukrainie dołączono do programu podróży w ostatniej chwili. Administracja George'a Busha obawia się, że Rosja może sprowokować secesję Krymu, zamieszkanego przez Rosjan, a w dalszej kolejności także odłączenie się od Ukrainy jej wschodnich jej terytoriów, o ludności rosyjskojęzycznej, prorosyjskiej i prawosławnej.
"Wall Street Journal" zwraca także uwagę na wewnątrzpolityczny wymiar podróży Cheneya i wyraża opinię, że może ona nie pomóc McCainowi w wyborach prezydenckich, gdyż po doświadczeniu Iraku i Afganistanu Amerykanie mają dość ryzykownego militarnego angażowania się za granicą.
"Podróż ilustruje ważne różnice w koncepcjach polityki zagranicznej między McCainem a Obamą" - pisze gazeta. Reakcja demokratycznego kandydata na inwazję Gruzji była słabsza niż McCaina, a doradcy Obamy podkreślają, że nie można doprowadzić do "nowej zimnej wojny" z Rosją.
"Nie wiadomo, czy podróż zaowocuje sukcesem w mobilizacji świata na rzecz sprawy Gruzji i poparciem wyborców McCaina dla jego jastrzębich poglądów. Chociaż McCain zyskał w sondażach w następstwie kryzysu gruzińskiego, wielu amerykańskich wyborców jest już zmęczonych przedłużającymi się konfliktami w Iraku i Afganistanie. Opinia publiczna może dojść do wniosku, że dalsze zobowiązania obronne nie są warte potencjalnej ceny - i opowiedzieć się po stronie Obamy, którego reakcja na kryzys gruziński kładła nacisk na dyplomację i budowanie konsensu" - czytamy w artykule.
Tomasz Zalewski