Cheney bez arabskiej aprobaty ataku na Irak

Amerykański wiceprezydent Dick Cheney
w czasie zakończonej w środę dziesięciodniowej podróży po Bliskim i Środkowym
Wschodzie bezskutecznie zabiegał o poparcie państw arabskich dla
koncepcji rozszerzenia kampanii antyterrorystycznej na Irak.

W każdej z odwiedzanych stolic arabskich rozmówcy amerykańskiego wiceprezydenta argumentowali, iż wobec narastających napięć izraelsko-palestyńskich kwestia iracka musi zejść na drugi plan. Kraje regionu deklarowały wprost, iż nie udzielą Stanom Zjednoczonym żadnego poparcia w kampanii, wymierzonej przeciwko Irakowi, do czasu powstrzymania fali przemocy między Izraelem a Palestyńczykami.

Arabscy przywódcy apelowali natomiast do amerykańskiego gościa o jak najszybsze i bardziej dynamiczne zaangażowanie Waszyngtonu w sprawy konfliktu palestyńsko-izraelskiego.

Główne zadanie Cheneya - pozyskanie poparcia arabskiego dla wojny z Irakiem - było o wiele trudniejsze niż jego poprzedników w 1991 r., w momencie wojny w Zatoce Perskiej. Tym razem bowiem Waszyngton zwracał się do Arabów o poparcie nowej kampanii, wskazując na bardziej abstrakcyjne zagrożenie: iracką broń masowej zagłady.

Faktycznie Waszyngtonowi chodzi jednak o to, by świat arabski poparł amerykańską próbę obalenia - w imię walki z terroryzmem - legalnego rządu suwerennego kraju - komentował katarski dziennik The Peninsula w dzień po wizycie Cheneya w Katarze.

Znany analityk z amerykańskiego Instytutu Studiów Zagranicznych w Monterey, Tim McCarthy uznał jednak, że brak poparcia arabskiego dla rozszerzenia kampanii antyterrorystycznej na Irak nie ma tak dużego znaczenia i nie może stanowić przeszkody dla takiej akcji. Przedstawiając stanowisko administracji USA, McCarthy wyjaśniał, że Ameryka nie zabiega o mandat. Chce jedynie, żeby Arabowie zachowali spokój, a także nie wygłaszali głośno krytycznych opinii.(ck)

cheneykrajearabskie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)