Chciał zbawić duszę Stalina
Moskwa, marzec 1953 roku, mijają pierwsze dni i godziny od śmierci jednego z największych katów w historii Józefa Stalina. W jednej z cerkwi zjawia się syn zmarłego przywódcy, by... prosić o nabożeństwo za duszę ojca. Tak niewiarygodną wersję wydarzeń sprzed 50 lat
przedstawia w środę popularny moskiewski dziennik "Moskowskij
Komsomolec".
05.03.2003 | aktual.: 05.03.2003 16:27
Artykuł "Komsomolca" jest jedną z licznych publikacji pojawiających się w dniu 50. rocznicy śmierci najdłużej rządzącego przywódcy Związku Radzieckiego.
To, że w ponownie zalegalizowanej w 1943 roku przez Stalina Cerkwi prawosławnej wznoszono publiczne modły za "wodza" jest sprawą znaną. Rewelacje, jakoby dzieci przywódcy walczącego z religią chciały pomóc w zbawieniu duszy ojca, pojawiają się po raz pierwszy.
"Przyjm Panie w pokoju duszę sługi Twojego Józefa" - modlono się w rosyjskiej Cerkwi. Na jej czele stał wtedy zmarły w 1971 roku patriarcha Aleksij I, postać do dziś budząca kontrowersje wśród wiernych - z jednej strony przesadzający z "oddawaniem cesarzowi co cesarskie", z drugiej jednak znany później, w latach 60., z kilku protestów przeciwko prześladowaniu religii.
"Oprócz nabożeństw żałobnych organizowanych przez Patriarchat, były - okazuje się - również inne nabożeństwa. O tych drugich w oficjalnych dokumentach nie ma żadnej wzmianki. Tylko dzięki relacjom nielicznych świadków i bezpośrednich uczestników można pokazać, jak się to odbywało" - pisze "Moskowskij Komsomolec".
7 marca 1953. Obok cerkwi Zmartwychwstania Pańskiego na Zaułku Aksakowskim w starej części Moskwy zatrzymuje się samochód. Wysiada z niego mężczyzna i koniecznie chce się widzieć z popem. Ojciec Joann Switiński od razu rozpoznaje w nim ... gen. Wasilija Stalina, jedynego żyjącego syna "wodza", zaledwie rok wcześniej odwołanego przez ojca za swoje hulanki z funkcji dowódcy lotnictwa w okręgu moskiewskim.
32-letni wówczas Stalin junior prosi o nabożeństwo w intencji "wodza". Ojciec Joann spełnia prośbę. "A teraz będziemy się modlić za duszę Josifa Wissarionowicza" - mówi wiernym. Nabożeństwo - pisze "MK" - rzeczywiście się odbyło. Wasilij nie pojawił się, ale przed cerkwią stanęły dwa czarne samochody, a w nich ludzie mający dopilnować sprawy. Jednego z nich widziano, jak wchodził do cerkwi i patrzył, czy wszystko idzie tak jak sobie tego życzył Wasilij Stalin.
W tych dniach odbyło się - według "MK" - także inne potajemne nabożeństwo: w cerkwi Zmartwychwstania na ulicy Nieżdanowej, dzisiejszym Zaułku Briusowym, niespełna kilkaset metrów od Kremla.
Ojciec Władimir Jołchowski, były uczestnik wojny, podpułkownik w stanie spoczynku, mówił później swoim przyjaciołom, że nabożeństwo odprawił na prośbę ... córki Stalina Swietłany Allilujewej i że w tym czasie przebywała ona w świątyni. Jak zaznacza "MK", poza wspomnieniami ojca Władimira nikt inny nie był jednak w stanie tego potwierdzić.
Dziś cała ta historia poza Rosją może wydawać się absurdalna, choć w samym kraju już dawno nastąpiło takie przemieszanie pojęć, że mało komu przeszkadzają portrety Stalina i prawosławne krzyże przeplatające się na demonstracjach komunistów, czy przywódca ich ugrupowania Giennadij Ziuganow przepraszający Cerkiew za prześladowania, a jednocześnie broniący Stalina.
Oficjalna Cerkiew nie jest w stanie i nawet nie próbuje wyprzeć się swojej roli w czasie rządów Stalina i po jego śmierci, zaś na otwartej w Moskwie wystawie poświęconej najnowszej historii prawosławia pojawia się fotografia patriarchy Aleksija I przemawiającego pod portretem "genialnego następcy Lenina".
Na temat rocznicy mocno dzielącej Rosjan moskiewski Patriarchat jak na razie milczy. (aka)