Chce pozwać MPK za słowa, które usłyszał od kierowcy
Wojciech Borkowski, krakowianin mieszkający na stałe w Niemczech, chce wnieść sprawę do sądu przeciwko kierowcy autobusu MPK, który miał go wulgarnie zwyzywać. Przedstawiciele przewoźnika potwierdzają, że incydent miał miejsce, ale dodają, że skarżący sam jest sobie winien, gdyż zajechał drogę pojazdowi MPK. I przestrzegają: nonszalanccy krakowscy kierowcy coraz częściej wymuszają pierwszeństwo na pojazdach komunikacji publicznej, narażając na niebezpieczeństwo ich pasażerów.
19.04.2008 15:09
3 kwietnia jechałem prawym pasem alei Słowackiego w kierunku Warszawy - opowiada pan Wojciech. Przy skrzyżowaniu z Długą zatrzymałem się na czerwonym świetle, za mną stanął autobus linii 139 - relacjonuje.
Kierowca autobusu włączył długie światła i zaczął trąbić. Pan Wojciech wysiadł z auta i podszedł do autobusu, by zapytać o przyczynę zachowania pracownika MPK. Kierowca obrzucił mnie obelżywymi epitetami - utrzymuje mężczyzna. Usłyszałem "Ty ch..., spieprzaj stąd.
Kierowca uznał zapewne, że jadę nie swoim pasem. Nawet jednak gdyby tak było, nic nie tłumaczy podobnego zachowania - oburza się Borkowski. Na zachowanie kierowcy poskarżył się mediom, poinformował również o wszystkim prezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Do skargi dołączył zdjęcia dokumentujące przebieg zdarzenia. Zapowiada, że jeżeli nie doczeka się reakcji, skieruje sprawę do sądu.
MPK zapowiada, że skargę rozpatrzy, ale nie obawia się konsekwencji. Znaleźliśmy kierowcę, który uczestniczył w zajściu - mówi Marek Gancarczyk, rzecznik prasowy przedsiębiorstwa. Twierdzi, że kierowca samochodu osobowego zajechał mu drogę, przez co musiał gwałtownie hamować. Dlatego użył sygnału dźwiękowego i świateł.
Gancarczyk twierdzi, że zdaniem kierowcy MPK to pan Wojciech zachowywał się bardzo nieuprzejmie. Rzecznik dodaje też, że podobnych przypadków zdarza się coraz więcej dużo. Kierowcy samochodów osobowych często łamią przepisy, zajeżdżają autobusom drogę itp. Zapominają, że w autobusie, na którym wymuszają pierwszeństwo, podróżuje kilkadziesiąt osób i ich manewry mogą zagrażać ich zdrowiu - dodaje.
Tą sytuacją nie są też zaskoczeni policjanci z drogówki. Obserwujemy coraz większą frustrację i agresję u kierowców. Bywa, że prawie biją się na drodze, a każdy sądzi, że ma rację - zauważa Krzysztof Dymura z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji.
POLSKA Gazeta Krakowska Małgorzata Stuch