"Chcę obronić tych, którym zarzuca się współpracę z SB"
Chcę bronić tych, których usiłuje wmieszać się we współpracę z SB - tak były szef MSW gen. Czesław Kiszczak komentuje oświadczenia, że informacje uzyskiwane przez SB np. z podsłuchu, były przypisywane tajnym współpracownikom, czy kandydatom na nich.
Zdaniem prezesa kolegium IPN prof. Andrzeja Paczkowskiego oświadczenie to "nie wpłynie na praktykę lustracyjną IPN". Chodzi o ujawnioną już w 2006 roku decyzję szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka ze stycznia 1982 r. w sprawie ochrony dokumentów techniki operacyjnej i wydanego na jej podstawie zarządzenia.
Zgodnie z tą decyzją informacje zdobyte przez SB z podsłuchu telefonicznego, podsłuchu w mieszkaniu, czy też w wyniku kontroli korespondencji i obserwacji - należało przekwalifikować na uzyskane z rozmów z TW. Jednak to polecenie nie zostało sformułowane wprost. - Generał Kiszczak przedstawił tę decyzję 3 lata temu, była na ten temat dyskusja w IPN. Szkoda, że nikt o tym nie pamięta - powiedział prof. Paczkowski. Pytany o cel wydania tego oświadczenia, powiedział: "żeby zdezawuować archiwa IPN".
W oświadczeniu na łamach "Gazety Wyborczej" Kiszczak napisał, że za pomocą podsłuchów, kontroli korespondencji i teleksów, obserwacji i tajnych przeszukań, uzyskiwano większość istotnych, wiarygodnych informacji. - W aktach, zawierających informacje pochodzące z podsłuchu, podglądu, informacje były niszczone w ciągu 10 dni, a w ich miejsce sporządzano notatkę, jako np. doniesienie TW - powiedział Kiszczak.
W oświadczeniu przypomina on, że informacje uzyskane za pomocą technik operacyjnych: podsłuchu, podglądu itd. można było "włączyć do spraw operacyjnych (...) tylko w tak przetworzonej postaci, aby nie zaprzepaścić ich wartości operacyjnych, a jednocześnie całkowicie zakonspirować źródło ich pochodzenia".
"W praktyce polegało to na 'przesuwaniu źródeł' - informacje uzyskane za pomocą techniki operacyjnej przypisywano w dokumentacji źródłom osobowym: tajnym współpracownikom, istniejącym faktycznie lub stworzonym przez SB na użytek wewnętrznej konspiracji, kandydatom na TW, a także, choć rzadziej, kontaktom operacyjnym, osobowym, służbowym" - napisał Kiszczak.
Kiszczak, zapytany dlaczego zdecydował się na wydanie oświadczenia teraz, odparł: "kiedyś trzeba było to zrobić". Dodał, że impulsem były ostatnie, publiczne nagonki na wiele osób, którym wmawiano współpracę z SB. Pytany natomiast o skalę "przekwalifikowywania informacji" powiedział, że była niewielka.
Były szef MSW podkreślił w oświadczeniu, że funkcjonariusze, wykonując te czynności działali w ramach pragmatyki służbowej, zgodnie z obowiązującymi przepisami, w resorcie, gdzie obowiązywała ścisła podległość i bezwarunkowe wykonywanie instrukcji.
"Uznanie tych działań za zbrodnię komunistyczną uważam za próbę ukrycia prawdy, zakonserwowania wizji PRL jako kraju wszechobecnej agentury oraz za narzędzie bieżącej walki politycznej" - napisał Kiszczak. Zaznaczył, że "ma przekonanie, iż byli oficerowie MSW nie dadzą się zastraszyć i będą, jeśli zajdzie taka potrzeba, przedstawiać rzeczywisty przebieg wypadków i swoją w nim rolę, w pełni zgodną z ówczesnym przepisami, które musieli realizować".
O istnieniu rozporządzenia napisała już przed dwoma laty "Gazeta Wyborcza". Także w czasie lustracji Małgorzaty Niezabitowskiej okazało się, że jako doniesienie TW zostały zakwalifikowane informacje z podsłuchu. IPN podkreślał wówczas, że "nie ma instrukcji, aby przypisywać tajnym współpracownikom informacje zdobyte przez SB w wyniku zastosowania podsłuchu".
W ocenie IPN w materiałach operacyjnych SB "zachowało się wiele stenogramów z podsłuchów telefonicznych, niektóre przetwarzano na notatki służbowe ukrywając w ten sposób źródło informacji, ale nie nadawano im charakteru doniesień TW".
IPN podał, że praktyka stosowania tego zarządzenia była taka, że informacje z podsłuchu zamieszczano w aktach SB pod kryptonimem tego podsłuchu. W ewidencji SB tego typu informacje określano dodatkowo jako "T", co oznaczało sekcję techniczną (zajmującą się podsłuchami).
- Instytut Pamięci Narodowej informuje, iż oświadczenie to nie wnosi nic nowego a przypuszczalnie może służyć raczej bieżącym rozgrywkom - oświadczył zaś rzecznik IPN Andrzej Arseniuk.