Cenzura po zatonięciu promu w Chinach
Cenzura po zatonięciu promu na Jangcy. Chińskie władze zakazały dziennikarzom lokalnych mediów zbliżać się do miejsca tragedii. Ponad 36 godzin od katastrofy wciąż nie ma wiadomości o losie ponad 400 osób. Na brak oficjalnych informacji najbardziej skarżą się rodziny pasażerów.
Tak jak w przypadku podobnych tragedii, które przyciągały uwagę Chińczyków, władze poleciły mediom przekazywanie informacji dotyczących zatonięcia promu "Gwiazda Wschodu" wyłącznie na podstawie materiałów nadawanych przez państwową Agencję Xinhua i chińską telewizję centralną. W pobliże miejsca, gdzie doszło do katastrofy, nie są dopuszczani reporterzy lokalnych mediów.
We wtorek w Szanghaju, skąd pochodziła duża grupa uczestników rejsu, doszło do utarczek słownych między członkami ich rodzin, a przedstawicielami władz. Wiele osób skarży się, że o przebiegu akcji ratowniczej dowiadują się z mediów. Wzmocniono także monitoring mediów społecznościowych. Władze prowincji Hubei, na terenie której doszło do katastrofy, skierowały w pobliże miejsca zatonięcia promu dodatkowe oddziały policji, w celu zapewnienia - jak napisano - "stabilności społecznej".
Maleją szanse na ocalenie
Chińskie władze w środę kontynuują poszukiwania ocalałych z katastrofy statku pasażerskiego, który w poniedziałek zatonął na rzece Jangcy z 456 osobami na pokładzie. Szanse na znalezienie żywych maleją. Ponad 400 osób uznaje się za zaginione, uratowano 14.
Do 456 zrewidowano liczbę osób przebywających na pokładzie w chwili katastrofy; wśród nich jest 405 pasażerów z Chin, głównie osób w wieku 50-80 lat, oraz pięciu pracowników biura podróży i 46 członków załogi. Wcześniej media państwowe podawały, że na statku znajdowało się 458 osób.
W akcji ratunkowej uczestniczy ponad 4,6 tys. osób, w tym ponad 200 płetwonurków. W nocy z wtorku na środę na miejsce katastrofy dotarł statek z dźwigiem, drugi ma przybyć w ciągu dnia; obie jednostki zostaną wykorzystane do podniesienia wraku, dzięki czemu ratownicy zyskają więcej czasu na dostanie się do środka kadłuba.
Mimo prowadzonych od ponad 36 godzin poszukiwań dotychczas udało się uratować zaledwie 14 osób i wydobyć ciała kolejnych osiemnastu. Zauważa się, że z każdą godziną maleją szanse na znalezienie ocalałych wśród ok. 400 osób najprawdopodobniej uwięzionych we wnętrzu kadłuba.
We wtorek płetwonurkowie uratowali 65-letnią kobietę oraz dwóch mężczyzn; ratownicy usłyszeli ich krzyki dobiegające z wnętrza statku.
Na miejsce katastrofy, położone ok. 180 km na zachód od stolicy prowincji Hebei, Wuhan, udał się premier Li Keqiang.
Wśród uratowanych jest kapitan i starszy mechanik. Obaj zostali zatrzymani. Agencja Xinhua przytoczyła ich relację, z której wynika, że przyczyną katastrofy w poniedziałek wieczorem czasu lokalnego był cyklon i że statek zatonął w ciągu zaledwie dwóch minut.
Pozostaje niejasne, dlaczego mimo złej pogody statek nie przerwał rejsu i nie zawinął do pobliskiego portu. Ze zdjęć satelitarnych wynika ponadto, że ok. godz. 21.20 czasu miejscowego, na 10 minut przed katastrofą, statek z niewyjaśnionych powodów wykonał nagły zwrot.
Według mediów może to być najtragiczniejsza w skutkach katastrofa statku w Chinach od blisko 70 lat.