Ceny szybują. Gdyby nie dopłaty, bilet powinien kosztować 13 zł
Nieuchronne podwyżki cen biletów w Warszawie prezydent Rafał Trzaskowski zapowiadał już we wrześniu, komentując dalekosiężne skutki wprowadzenia Polskiego Ładu. Teraz są one coraz realniejsze, bo podrożeje prąd i paliwo, a więc koszty obsługi linii komunikacji zbiorowej również wzrosną. Kiedy opłata za przejazd tramwajem, metrem, autobusem będzie wyższa?
Dostałeś wysoki rachunek za gaz czy prąd? A może zdecydowałeś się na instalację fotowoltaiczną i chcesz się podzielić informacją, jakie przyniosła efekty? Wyślij swój rachunek na dziejesie.wp.pl lub oznacz go hasztagiem #przyszedlrachunek w mediach społecznościowych.
- Jednorazowy bilet komunikacji miejskiej musiałby kosztować 13 zł, gdyby cała komunikacja miejska była finansowana z wpływów z biletów. My dziś dokładamy ponad miliard złotych, by utrzymać kursy autobusów, tramwajów i metra na dobrym poziomie - mówił Rafał Trzaskowski we wrześniu.
Kryzys w budżecie miejskim pojawił się już po kilku pierwszych miesiącach pandemii. Jesienią 2020 roku sytuacja finansowa Warszawy zmuszała władze miasta do stanowczych kroków. Wieloletnia prognoza finansowa do 2025 roku prowadziła do konkretnych wniosków - dochody będą mniejsze, ucierpią inwestycje tramwajowe, a podwyżki cen biletów konieczne.
Ale wtedy radni, którzy przyjęli pakiet zmian budżetowych i zgodzili się na zaciągnięcia długoterminowych kredytów w Europejskim Banku Inwestycyjnym oraz Banku Rozwoju Rady Europy na finansowanie planowanego deficytu budżetu w 2020 i 2021 roku, nie dali zielonego światła, by warszawiacy więcej płacili za bilet, który pozwala na przejazd miejskim autobusem, tramwajem lub Szybką Koleją Miejską.
Kolejna zapowiedź drastycznego wzrostu padła z ust prezydenta Warszawy rok później. Jak przekonuje Rafał Trzaskowski, to dramatyczna konsekwencja rządowego programu Polski Ład dla samorządów, szczególnie tych w większych miastach.
Ceny szybują. Bilet powinien kosztować aż 13 zł
Program Prawa i Sprawiedliwości ma spowodować cięcia wpływów do lokalnego budżetu. Rafał Trzaskowski wylicza, że w 2022 roku, w wyniku wprowadzenia zmian, jakie niesie za sobą sztandarowa koncepcja finansowa rządzącej partii, samorządom przepadnie ponad 15 miliardów złotych w skali kraju. W przypadku samej Warszawy będzie to ponad 1,7 miliarda. Powód? Pieniądze z podatków trafią do budżetu państwa.
Prezydent stolicy, mówiąc we wrześniu o konieczności dokładania do biletów i coraz dramatyczniejszych pustkach w miejskiej kasie, zapewnił jednak, że wzrost cen na pewno nie będzie tak drastyczny.
- Będziemy mieli do wyboru albo ograniczać kursy autobusów i tramwajów, albo podnieść ceny biletów. Analizujemy w tej chwili sytuację. Wiemy wstępnie, że o około 150 milionów złotych spadły wpływy z biletów w związku z pandemią. Z kolei o około 150 milionów złotych wzrosły opłaty za paliwo i prąd w spółkach komunikacyjnych. Więc nawet gdyby miasto dopłaciło w przyszłym roku tyle, ile do tej pory, i tak brakuje już kilkuset milionów - wyliczał Rafał Trzaskowski.
Czy to znaczy, że teraz trzeba szybko przeszukać kieszenie i zakamarki torby, by odnaleźć zapomniane, ważne jeszcze bilety i zawczasu je wykorzystać, bo lada dzień staną się bezwartościowe? Na razie nam to nie grozi - jeszcze nikt nie podaje daty, w której obecne bilety zastąpią nowe, o wyższej już cenie.
Kilkanaście zł za bilet? Tak źle nie będzie, ale podwyżki być muszą
- Ceny ustalają radni Warszawy, my nie mamy wpływu na to, ile kosztuje bilet i nie decydujemy o podwyżkach - mówi Tomasz Kunert, rzecznik stołecznych Zakładów Transportu Miejskiego. - Rachunki za prąd i paliwo, które zasila pojazdy, czyli również olej napędowy i gaz, ponoszą operatorzy, czyli firmy, które zawarły z nami umowy na obsługę linii. Nie ma też konieczności renegocjacji, gdy zmienia się oficjalna stawka opłat. Raz w roku następuje rewaloryzacja w oparciu o dane GUS - mówi rzecznik.
Jak podaje Tomasz Kunert, umowy z operatorami zawierane są na wiele lat, więc nie podlegają weryfikacji w nagłych sytuacjach zmian rynkowych. - Umowy już uwzględniają wahania cen, inflację i wzrost wynagrodzeń.
A jednak nie warto być niefrasobliwym optymistą i wmawiać sobie, że jeśli na stacji benzynowej zawsze tankuje się za stówkę, to tak, jakby podwyżki nie było. Cudów nie ma, więc bilet na metro, tramwaj czy autobus, dziś w wersji podstawowej w Warszawie kosztujący 4 złote i 40 groszy, będzie musiał w najbliższych miesiącach mieć wyższą cenę.