Centrum Zdrowia Dziecka zamyka 4 oddziały
• Dyrekcja placówki: to trudna decyzja, ale jedyna, jaką możemy podjąć
• Wiceminister zdrowia: nie ma chęci porozumienia
• Bochenek: rząd chce przedstawić w Sejmie informację nt. sytuacji
• Informacji rządu o sytuacji w placówce domagała się PO
• PiS: rząd nie jest głuchy na potrzeby pielęgniarek
• Strajk w CZD trwa już dwa tygodnie
- Zamkniemy cztery oddziały, by przesunąć personel do tych klinik, w których są pacjenci wymagający opieki - poinformowała dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka Małgorzata Syczewska. W placówce od 24 maja trwa strajk pielęgniarek
- Ponieważ sytuacja jest bardzo trudna, została przez nas podjęta decyzja o tym, że zamkniemy cztery oddziały, by przesunąć personel do tych klinik, w których mamy pacjentów wymagających opieki i by zapewnić im bezpieczeństwo i możliwość leczenia - powiedziała Syczewska dziennikarzom.
Wyjaśniła, że są to te cztery oddziały, w których pacjentów obecnie już nie ma, bo zostali skierowani do innych miejsc. - Jest to bardzo trudna decyzja, ale w tej sytuacji jedyna, jaką możemy podjąć (...) Robimy to z ciężkim sercem, ale pamiętamy, że na końcu tego naszego sporu są pacjenci i musimy przede wszystkim troszczyć się o nich, żeby warunki, które tu mają - w tej trudnej sytuacji - były bezpieczne. To jest tym podyktowane - powiedziała Syczewska.
Dodała, że wśród tych zamykanych oddziałów nie ma onkologii. - Nie myślimy o tym - podkreśliła.
Dyrektor CZD poinformowała, że działający w placówce związek zawodowy pielęgniarek złożył dyrekcji w poniedziałek nową propozycje porozumienia. Dodała, że jest ona analizowana. - Musimy policzyć koszta - powiedziała.
Pielęgniarki: to nie my chcemy zamykać oddziały
Przewodnicząca strajkujących Magdalena Nasiłowska podkreśliła, że wszystkie pielęgniarki zatrudnione w CZD chcą, by opieka w placówce była na jak najwyższym poziomie. Wyraziła oburzenie tym, że "próbuje się wmówić, że w CZD pielęgniarki chcą pozamykać oddziały, nie udzielać opieki i że są w jakiś sposób odpowiedzialne za to, co się dzieje w systemie".
Przedstawiła listę pacjentów na poszczególnych oddziałach, z której wynika, że w szpitalu przebywa obecnie 318 dzieci.
Zaprzeczyła, że protestujące "przewróciły porozumienie do góry nogami". Powiedziała, że dotychczas prowadzono jedynie "rozmowy pozorowane".
Wskazywała, że już w grudniu 2014 r. pielęgniarki wystąpiły o podwyższenie podstawy wynagrodzenia o 35 proc., co oznaczałoby podwyżkę o ok. 1 tys. zł. Przekonywała, że przedstawiona w poniedziałek propozycja porozumienia (zakładająca podwyżkę wynagrodzenia zasadniczego brutto o 400 zł lub 500 zł) jest kontynuacją propozycji pielęgniarek z 27 maja. Nasiłowska przekazała dziennikarzom treść porozumienia z 27 maja - wynika z niego, że pielęgniarki oczekiwały wówczas 500 zł brutto podwyżki, nie wskazano w nim jednak np. zwiększenia dodatków za pracę w systemie nocnym lub w święta.
- Jeżeli minister Radziwiłł uważa, że polska pielęgniarka jest chciwa, bo chce dostać 500 zł, pracując za dwie, to jakbym powiedziała, że polski polityk jest prawdomówny - powiedziała.
- Bezpieczeństwa i życia się nie da wycenić. Granie na uczuciach rodziców, dzieci i innych pracowników, opinii publicznej, przedstawianie tego jak się chce, jest nie na miejscu - dodała.
Radziwiłł: ta dramatyczna decyzja jest najlepsza dla bezpieczeństwa dzieci
- Z dużym żalem odbieram to, co dzieje się podczas negocjacji z pielęgniarkami w Centrum Zdrowia Dziecka - powiedział dziennikarzom minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.
- Myślimy przede wszystkim o najbardziej chorych dzieciach i ich rodzicach, którzy niepokoją się o ich los. Robimy wszystko, by bezpieczeństwo tych dzieci było zagwarantowane - podkreślił minister. Dodał, że dramatyczna decyzja o zawieszeniu pracy czterech oddziałów jest najlepsza dla pacjentów i dalszego funkcjonowania szpitala. Wyjaśnił, że chodzi o to, by wzmocnić obsadę na oddziałach, na których są pacjenci.
- W każdej chwili może być cofnięta, bo porozumienie jest o włos, jeśli ta druga strona będzie chciała się porozumieć - dodał minister. Podkreślił, że decyzja o funkcjonowaniu CZD leży w rękach pielęgniarek. - Mam nadzieję, że to porozumienie będzie - powiedział.
Radziwiłł przypomniał, że sytuacja CZD jest bardzo zła, placówka ma 330 mln zł długi, który narastał przez ostatnie lata. Według niego każdy dzień strajku kosztuje ok. pół miliona złotych.
Bochenek: rząd chce przedstawić w Sejmie informację nt. sytuacji
Rząd chce przedstawić w Sejmie na rozpoczynającym się w środę posiedzeniu informację na temat sytuacji w Centrum Zdrowia Dziecka - powiedział dziennikarzom rzecznik rządu Rafał Bochenek. Jak dodał, został już złożony odpowiedni wniosek.
- Platforma od pewnego czasu mówiła, że złoży wniosek do marszałka Sejmu o informację rządu na temat sytuacji w Centrum Zdrowia Dziecka. Panowie z Platformy nawet tego nie potrafią zrobić, w związku z tym pani premier postanowiła zrobić to za nich, i złożyliśmy wniosek o poszerzenie porządku obrad na najbliższym posiedzeniu Sejmu o informację rządu na temat sytuacji w CZD - oświadczył Bochenek.
PO chciała, by na rozpoczynającym się w środę posiedzeniu Sejmu premier Beata Szydło przedstawiła informację nt. sytuacji w Centrum Zdrowia Dziecka w związku z trwającym tam od dwóch tygodni strajku pielęgniarek. Wniosek w tej sprawie miał zostać złożony w Sejmie we wtorek.
Wiceminister zdrowia: nie ma chęci porozumienia
- Nie ma chęci porozumienia, pielęgniarki przedstawiły nowe propozycje finansowe i są one wyższe niż wynegocjowane do tej pory - powiedział dziennikarzom w Warszawie wiceminister Zdrowia Marek Tombarkiewicz.
- Kwota żądań z dzisiaj jest wyższa niż ta, która była ostatnio omawiana, nawet w tej wersji pierwotnej. Nawet pojawiły się nowe punkty - dodatków za pracę na dyżurach w dni świąteczne, dodatkowych pieniędzy za szczególne pięć dni, czyli tych "dużych świąt" w roku i to wszystko generuje dodatkowe koszty - powiedział Tombarkiewicz.
- Zaproponowana dziś kwota to 400 złotych plus dodatkowe, nowe propozycje, dawała sumarycznie kwotę przewyższającą pierwotną propozycję, czyli 500 zł - powiedział Tombarkiewicz.
W jego ocenie oznacza to, że "nie ma chęci porozumienia". - Odczytujemy to, że nie ma chęci porozumienia, a jest to twarde stanowisko (...) wręcz te punkty, które zostały dogadane - oprócz jednego podstawowego, czyli kwoty podwyżki - zostały dzisiaj kompletnie przemodelowane i pojawiły się nowe zapisy, a nie te, które już były wynegocjowane" - dodał.
- Ewidentnie nie ma tu chęci porozumienia, to fatalna sytuacja. To, co zostało wynegocjowane w sobotę zostało dziś odwrócone; po rozpoczęciu rozmów, po godzinie przewodnicząca przyniosła nową propozycje - podkreślił Tombarkiewicz.
Dodał, że zarówno dyrekcja jak i resort są gotowi na kontynuowanie rozmów.
Pytany o wysokość strat związanych ze strajkiem Tombarkiewicz odpowiedział, że szacunkowo jest to ok. 5 mln zł. - To są straty, które można odrobić, jeśli personel wróciłby do pracy, to ten kontrakt można odrobić, wyrównać straty; natomiast przyznanie podwyżek do podstawy to jest stały koszt, który będzie przechodził z roku na rok, trzeb też pamiętać o pozostałych pracownikach. Też na pewno będą chcieli podobnego poziomu podwyżek lub mogą wystąpić do dyrekcji z innymi żądaniami - powiedział Tombarkiewicz.
Propozycja pielęgniarek
Wynagrodzenie zasadnicze brutto pielęgniarek wzrosłoby o 400 zł, a pielęgniarkom pracującym w systemie jednozmianowym pracodawca byłby zobowiązany wypłacić 500 zł brutto podwyżki - takie są propozycje strajkujących, przedstawione w poniedziałek dyrekcji Centrum Zdrowia Dziecka.
O nowej propozycji strajkujących od 24 maja pielęgniarek poinformowała media dyrektor placówki Małgorzata Syczewska. Dyrekcja proponowała wcześniej zwiększenie wynagrodzenia zasadniczego brutto pielęgniarek i położnych o 250 zł.
W nowej propozycji pielęgniarki domagają się także zwiększenia o 5 proc. dodatków za pracę w systemie nocnym (z 65 proc. do 70 proc.) oraz za pracę w święta (z 45 proc. na 50 proc.), a także zwiększenia wynagrodzenie za pięć dni w roku (dwa dni Bożego Narodzenia i Wielkanocy oraz Nowy Rok) ze 100 proc. do 200 proc.
Zaproponowano także m.in., by pracodawca - niezależnie od uzgodnionych wzrostów wynagrodzeń - corocznie prowadził negocjacje ze związkiem dotyczące wzrostu płac zasadniczych w danym roku kalendarzowym, przy czym kwota ta nie byłaby mniejsza niż 100 zł brutto.
PiS: rząd nie jest głuchy na potrzeby pielęgniarek
Rząd nie jest głuchy i nieugięty wobec potrzeb środowiska pielęgniarek - podkreśliła rzeczniczka klubu PiS Beata Mazurek, odnosząc się do strajku w CZD. Być może będą potrzebne zmiany regulacji ustawowych dot. wynagrodzeń dla pielęgniarek - sugerowali politycy PiS.
Wcześniej politycy Nowoczesnej apelowali o podjęcie jak najszybszych działań ws. Centrum Zdrowia Dziecka i zwołanie białego okrągłego stołu.
- W naszym głębokim przekonaniu - mówił dziennikarzom w Sejmie senator PiS Jan Maria Jackowski - w tej chwili jest sytuacja, w trakcie poważnych negocjacji i te negocjacje w najbliższym czasie przyniosą rozwiązania. Rząd pracuje również nad rozwiązaniem systemowym, ponieważ sposób wynagradzania pielęgniarek, który obowiązuje w CZD, jest na podobnych zasadach w innych instytucjach medycznych na terenie Polski".
- To wymaga rozwiązania systemowego i nad takim rozwiązaniem rząd pracuje. To oczywiście wymaga czasu, jak również regulacji ustawowych, w związku z tym nie jest to sytuacja doraźna, tylko należy zawrzeć porozumienie, a następnie je realizować - dodał.
Jackowski był poproszony o szczegóły możliwych rozwiązań ustawowych. - Jeżeli w wyniku prac nad rozwiązaniami systemowymi okaże się, że potrzebne są zmiany regulacji ustawowych, a może się tak okazać, to wtedy będziemy w parlamencie procedowali stosowne projekty ustaw w tej mierze czy nowelizacji - dodał.
Z kolei rzeczniczka klubu PiS podkreśliła, że rząd zaproponował pielęgniarkom podwyżkę, na którą się nie zgadzają.
- Być może w efekcie dzisiejszych rozmów zostaną przedstawione inne propozycje, być może one się zgodzą. To nie jest tak, że rząd jest głuchy i nieugięty wobec potrzeb środowiska pielęgniarek. Ale żeby zawrzeć porozumienie, trzeba zawrzeć pewien kompromis, który w mojej ocenie powinien powodować, że troszkę jedna i druga ze swoich oczekiwań ustąpi - zaznaczyła Mazurek.
Odeszły od łóżek pacjentów
Pielęgniarki w Instytucie "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka" w Międzylesiu pod Warszawą odeszły od łóżek pacjentów 24 maja - ich obecność została ograniczona do oddziałowych i jednej pielęgniarki.
W poniedziałek po godz. 10 rozmowy zostały wznowione. Negocjacje odbyły się także w niedzielę, jednak po ok. dwóch godzinach przerwano je do poniedziałku, by obie strony miały czas na przeanalizowanie ostatnich propozycji.
Do szpitala przyjechał także wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz, który wyraził nadzieję, że poniedziałkowe rozmowy "doprowadzą do szczęśliwego zakończenia".
- Nie mamy żadnych cudownych rozwiązań w postaci worka pieniędzy dla strajkujących. Niestety (pielęgniarki) muszą zrozumieć, że dyrekcja, zarząd może się opierać tylko na własnych możliwościach. (...) Przekroczenie tych możliwości finansowych, jakie proponuje w tej chwili zarząd szpitala, może doprowadzić do bardzo negatywnych konsekwencji i to trzeba mieć na uwadze - powiedział.
Ocenił, że pielęgniarki muszą zrozumieć, że możliwości szpitala są ograniczone. - To nie jest tak, że ktoś może w jakiś sposób terroryzować pracodawcę żądaniami, które są niemożliwe do spełnienia. Trzeba wiedzieć, w jakich realiach się funkcjonuje, co jest możliwe do spełnienia, a co nie jest możliwe do spełnienia - powiedział.
Pytany o postępowanie w przypadku dalszego braku porozumienia wskazał, że taki "plan awaryjny" może podać jedynie dyrekcja szpitala. - Boimy się, że ten plan będzie musiał się opierać na częściowym zmniejszeniu funkcjonowania, czyli na zamykaniu poszczególnych klinik, w których aktualnie jest najmniej dzieci leczonych, czyli takich, które mogą być zastąpione przez inne szpitale specjalistyczne - powiedział. Zaznaczył, że taka sytuacja byłaby ostatecznością.
- Minister zdrowia może apelować, uczestniczyć w rozmowach, natomiast nie może podejmować decyzji za zarząd - powiedział Tombarkiewicz.
W weekend pielęgniarki wycofały się z przeprowadzenia zapowiadanego wcześniej referendum w sprawie zaostrzenia protestu (rozważały całkowite odejście od łóżek pacjentów lub złożenie wypowiedzeń).
Strajkujące zaapelowały w sobotę do premier Beaty Szydło o "natychmiastową pomoc" w rozwiązaniu konfliktu. Wśród przyczyn braku porozumienia z dyrekcją wymieniły: nadmierne przeciążenie pracą związane z niedoborem pielęgniarek i położnych, zbyt niskie wynagrodzenia, brak poczucia bezpieczeństwa oraz poszanowania godności zawodów pielęgniarek i położnych.
Rzecznik rządu Rafał Bochenek powiedział, że "nie jest wskazane, aby na tym etapie pani premier angażowała się w wypracowywanie porozumienia", ponieważ rząd nie chce nadawać tym działaniom w CZD charakteru politycznego. - Najważniejsze jest bezpieczeństwo pacjentów i na tym wszystkie strony tego sporu powinny się skoncentrować, aby doprowadzić do normalnego funkcjonowania Centrum - podkreślił.
Przypomniał, że w ubiegłym tygodniu premier poprosiła ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, by zaangażował się w wypracowywanie porozumienia w szpitalu. Zapewnił, że obecny rząd realizuje porozumienie zawarte przez poprzedników dot. podwyżek dla pielęgniarek o 1600 zł w ciągu czterech lat.
Pikieta rodziców przed CZD
W niedzielę przed CZD pikietowało ok. trzydziestu osób. Rodzice opowiadali, że terminy badań i operacji ich dzieci są przekładane z powodu strajku, a niektóre z nich nie zostały przyjęte do szpitala. Jedna z matek przekonywała, że oddziały są praktycznie puste; mówienie, że CZD działa normalnie jest nadużyciem.
Manifestujący domagali się od pielęgniarek, by zmieniły formę protestu i wróciły do chorych dzieci. Przewodnicząca strajkujących pielęgniarek Magdalena Nasiłowska przepraszała rodziców "za nieporozumienia, które wynikają ze strajku".
Strajkujące wspierają pielęgniarki z regionu mazowieckiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Zapowiadają one, że codziennie do zakończenia strajku będą przychodziły przed szpital, by wspierać koleżanki z CZD.
Dyrekcja CZD podaje, że pielęgniarki żądają podwyżek o 500 zł brutto dla każdej z nich, co oznacza faktyczną podwyżkę w wysokości średnio 720 zł brutto, uwzględniając dodatki. "Są to kwoty, na które Instytutu nie stać" - podkreśla kierownictwo placówki. W ostatniej propozycji porozumienia, odrzuconej przez strajkujące, była oferta podwyżki średnio 250 zł brutto, czyli średnio 360 zł brutto, uwzględniając dodatki.
Według kierownictwa Instytutu przyjęcie postulatów pielęgniarek kosztowałoby CZD 7 mln zł w skali roku. Dotychczasowe 11 dni strajku oznacza natomiast stratę ok. 5,5 mln zł. Dyrekcja przestrzega, że dalszy strajk, który generuje dodatkowe straty finansowe może doprowadzić do likwidacji placówki.
W CZD jest zatrudnionych ok. 800 pielęgniarek. Strajkujące twierdzą, że każdego dnia w szpitalu brakuje ich ok. 70 i nie są w stanie zapewnić pacjentom właściwej opieki i bezpieczeństwa. Spór zbiorowy pielęgniarek z dyrekcją CZD trwa od grudnia 2014 r.