Były żołnierz o stanie wojennym: chcieliśmy strzelać do Niemców
Razem z kolegami podjęliśmy decyzję, a pracowałem na granicy, że jako pierwsi otworzymy ogień do wojsk z DDR - pisze Internauta Józef Malicki, we wspomnieniach ze stanu wojennego, przesłanych do redakcji. - Przed wyjazdem do pracy uprzedziłem żonę, że mogę nie wrócić, że ma być silna i przygotowana na najgorsze - wspomina.
13.12.2013 12:29
W lipcu lub sierpniu 1981 r. rozmawiałem z gen. Zbigniewem Blechmanem, szefem sztabu Pomorskiego Okręgu Wojskowego, który odprowadzał generałów z DDR z narady doradczego komitetu Układu Warszawskiego. Miała tam zapaść decyzja o wprowadzeniu do Polski wojsk sojuszniczych. Generałowie niemieccy i czescy bardzo chcieli wkroczyć do Polski, natomiast sowieci byli wstrzemięźliwi, obawiali się reakcji polskiego narodu. Polscy generałowie byli przeciwni pomocy sojuszników. Zapadła decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego bez określenia daty.
Byłem wtedy młodym oficerem. Rozmowa była szczera, generał Blechman zaproponował mi, abym został jego adiutantem. Zrezygnowałem z uwagi na inne zadania, które wykonywałem. Gen. Wojciech Jaruzelski był przeciwny pomocy ze strony ZSRR. Dla mnie jest bohaterem, jak i pozostali.
Wiem, jaka była napięta sytuacja. Razem z kolegami podjęliśmy decyzję, a pracowałem na granicy, że jako pierwsi otworzymy ogień do wojsk z DDR. Generał Blachman był o tym poinformowany. Ucałował mnie i pogratulował, stąd propozycja stanowiska. Pogranicznicy niemieccy liczyli się z taką opcją. Wyposażeni byli w ciężką broń maszynową, ale nie wiem, czy mieli jej użyć przeciw nam, czy przeciw napierającym z kraju Polakom.
Ogłoszenie stanu wojennego w niedzielę 13 grudnia zastało mnie w domu. W tym samym dniu wybraliśmy się z żoną do kina w Szczecinie (mieszkaliśmy w Policach). Seans filmowy się nie odbył z powodu braku widzów, były tylko cztery osoby. Dzień był mroźny, ale słoneczny. Na mieście ledwie można było kogoś spotkać. Praktycznie wszyscy przebywali w domach. Wielu milionom Polaków stan wojenny kojarzył się z wojną, więc zdecydowali zostać w bezpiecznym miejscu.
14 grudnia miałem służbę na przejściu graniczny w Kołbaskowie. Przyjechałem do pracy i byłem zdziwiony, że prawie cały stan osobowy GPK jest skoszarowany. Zostałem zrugany za spóźnienie, ponieważ po ogłoszeniu stanu wojennego powinienem zgłosić się do macierzystej jednostki. To jest wojna, tylko z kim?
W tamtym okresie telefon był w niewielu domach, powiadamianie odbywało się przez gońca, w moim przypadku przez żołnierzy z plutonu alarmowego. Do mnie nikt nie dotarł, ponieważ od Szczecina było ok. 20 km. Praktycznie mój dojazd do pracy i z powrotem środkami transportu miejskiego trwał ok. 2 godziny.
Ruch graniczny na przejściu w Kołbaskowie został ograniczony do minimum z powodu zmiany przepisów granicznych - zmieniały się z godziny na godzinę, a służba na boksach wjazdowych i wyjazdowych z Polski zmieniała się co dwie godziny. Taki stan trwał przez ok. dwa tygodnie. W tym czasie zezwolono mi na wyjazd na jeden dzień do domu, by zobaczyć się z rodziną.
Przed wyjazdem do pracy uprzedziłem żonę, że mogę nie wrócić, że ma być silna i przygotowana na najgorsze. Każda kobieta, która zdecyduje się wyjść za mąż za mundurowego musi się liczyć, że któregoś dnia może nie wrócić do domu. Służba ojczyźnie i poświęcenie życia dla niej jest patriotyzmem. Naród, który się szanuje, nie powinien zapominać o rodzinie tych, którzy poświęcili życie. To świadczy o wielkości i więzi międzyludzkiej w narodzie.
Po powrocie oddelegowano mnie na strażnicę WOP Barnisław, celem wzmocnienia kadrowego, ponieważ na strażnicy tej internowani byli działacze stoczniowej "Solidarności". Kontakt ze stoczniowcami był koleżeński - wspólnie świętowaliśmy Boże Narodzenie i Nowy Rok, wzmacniając się i pokrzepiając okowitą.
Stoczniowcy otworzyli mi oczy na wymianę handlową i sprzedaż statków do ZSRR. Wsad w budowę statku był w dolarach, a ZSRR płacił Polsce w rublach transferowych. Przelicznik: 1 rubel za 1,2 dolara - bez komentarza. Polska na handlu z ZSRR traciła miliony dolarów. W dodatku, w ramach gwarancji statki te wracały na przeglądy mocno zniszczone, co tworzyło kolejne koszty.
Z mojego rozpoznania wynika, że kadra WOP oraz żołnierze LWP starali się być apolityczni, ale na pewno nie wykonaliby rozkazu strzelania do Polaków. Żołnierz zawsze kojarzył się z tym, który stoi na straży zagrożenia zewnętrznego, pomocy w przypadku klęsk żywiołowych, pomocy humanitarnej i ta dewiza przyświeca do dnia dzisiejszego. Proszę o tym pamiętać, wojsko nie może być instrumentem w walce politycznej.
W kwietniu 1982 r. zostałem służbowo przeniesiony do Bałtyckiej Brygady WOP w Koszalinie, na wyższe stanowisko służbowe w sztabie, z uwagi na wiedzę i doświadczenie zawodowe. Koszalin w stanie wojennym był miastem spokojnym, poza jednym wyjściem mieszkańców na ulice.
W okresie stanu wojennego wprowadzono kartki na mięso. Dlaczego, skoro mięsa było w bród? Od znajomego, który pracował w Wydziale V SB (zajmował się sprawami gospodarczymi - przyp. Red.) dowiedziałem się przy kieliszku, że mięso było przewożone z jednej hurtowni do drugiej, zmieniano jednocześnie daty ważności, a niekiedy mięso to ulegało zepsuciu, a później utylizacji. Dlaczego typu ludzi, którzy o tym decydowali, mieli wpływ na kształtowanie polityki i podejmowanie decyzji, nie pociąga się do odpowiedzialności w wolnej Polsce? Jedynymi ofiarami minionej epoki są funkcjonariusze SB, którym obniżono emerytury. To kuriozum, tak może być tylko w Polsce. To dziki kraj, skorumpowany, bez dobrego prawa, zasad i etyki. Nie o taką Polskę walczyła "Solidarność". Po tej prawdziwej "Solidarności", pozostała tylko garstka.
Internauta Józef Malicki
Wspomnienia przesłane do redakcji pozostawiamy bez komentarza, zapraszamy do dzielenia się własnymi opiniami na ten temat.