PolskaByły sanitariusz nie przyznaje się do zabijania pacjentów

Były sanitariusz nie przyznaje się do zabijania pacjentów

Oskarżony o zabójstwo czterech pacjentów były sanitariusz łódzkiego pogotowia ratunkowego Andrzej N. nie przyznał się przed sądem do popełnienia tych czynów. Potwierdził jedynie, że fałszował recepty i brał pieniądze od zakładów pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach.

Przed Sądem Okręgowym w Łodzi toczy się proces, w którym dwaj byli sanitariusze pogotowia - 36-letni Andrzej N. i o dwa lata starszy Karol B. - są oskarżeni o zabójstwo w sumie pięciu pacjentów, poprzez podanie im leku zwiotczającego mięśnie - pavulonu. Do zabójstw miało dojść w 2000 i 2001 r. Obok byłych sanitariuszy na ławie oskarżonych siedzą również dwaj lekarze - 49- letni Janusz K. i 33-letni Paweł W., którzy odpowiadają za narażenie łącznie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci.

Cała czwórka jest też oskarżona o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tys. zł łapówek od firm pogrzebowych - w zamian za informacje o zgonach pacjentów. B. sanitariuszom grozi kara od 12 lat więzienia do dożywocia, a lekarzom do 10 lat pozbawienia wolności.

W toku śledztwa N. przyznał się do zabijania pacjentów. We wtorek powiedział przed sądem, że "składał takie zeznania pod silną presją". Dodał również, że "prokurator oferował mu za te zeznania uniewinnienie lub złagodzenie kary, która groziła mu za fałszowanie recept na pavulon i branie łapówek od zakładów pogrzebowych".

Były sanitariusz mówił spokojnie. Na jego twarzy nie było widać emocji. Zapewniał, że nigdy nie podał żadnemu pacjentowi środka w celu pozbawienia go życia.

Zapytany przez sąd, po co pobierał z magazynu pogotowia pavulon, N. stwierdził, że chciał zebrać "większą ilość" leku, a następnie, za pośrednictwem jednego z lekarzy, sprzedać go weterynarzom.

"Lek gromadziłem w szafce z ubraniami. Gdy w mediach wybuchła afera i pojawiły się informacje o możliwości zabijania pavulonem, przestraszyłem się i wyrzuciłem ampułki do śmietnika" - zeznał N.

Były sanitariusz, który pracował w pogotowiu przez 12 lat, powiedział również, że proceder brania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o zgonach był powszechny.

Zanim N. rozpoczął składanie wyjaśnień, prokurator zakończył rozpoczęte w poniedziałek odczytywanie liczącego ponad 170 stron aktu oskarżenia. Kolejną rozprawę zaplanowano na środę. Wtedy mają składać wyjaśnienia pozostali oskarżeni.

W sprawie jest 28 pokrzywdzonych, z których pięcioro występuje w roli oskarżycieli posiłkowych. W czasie procesu ma być przesłuchanych ponad 150 świadków i ośmiu biegłych.

W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może też celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co w określonych przypadkach powodowało śmierć pacjentów.

Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w tej sprawie. Główne wątki śledztwa dotyczą korupcji oraz pozbawiania życia pacjentów poprzez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków. W wątku korupcyjnym podejrzanych jest 41 osób - pracowników pogotowia oraz pracowników i właścicieli zakładów pogrzebowych; w drugim wątku - czterech lekarzy, którym dotąd zarzucono popełnienie 26 przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)