Były prezydent USA Jimmy Carter kończy 90 lat. Wspomina go Zbigniew Brzeziński
Były prezydent USA Jimmy Carter kończy 90 lat. To on zapoczątkował twardą politykę w relacjach USA z ZSRR, która była kontynuowana przez Ronalda Reagana i doprowadziła Amerykę do wygrania zimnej wojny - powiedział profesor Zbigniew Brzeziński.
Demokrata Jimmy Carter był 39. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Gdy po sromotnej porażce w walce o reelekcję z Reaganem opuszczał Biały Dom, po pierwszej kadencji w latach 1977-1981, był krytykowany za słabe wyniki gospodarcze USA i kompromitację wojsk amerykańskich podczas próby odbicia zakładników w Iranie. Ale z upływem czasu oceny Cartera, zwłaszcza jego osiągnięć dyplomatycznych, są coraz lepsze. Był pierwszym prezydentem USA, który do polityki zagranicznej Waszyngtonu włączył standardy praw człowieka jako stały instrument dyplomacji.
- To na pewno wynikało po części z głębokiej religijności Cartera - przyznał jego były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prof. Brzeziński. Carter - jak potwierdzają jego biografowie - był jednym z najbardziej pobożnych gospodarzy Białego Domu, do dziś naucza w szkółce niedzielnej w kościele baptystów w rodzinnym Plains w stanie Georgia. Ale - jak podkreśla Brzeziński - najistotniejsze było wprowadzenie praw człowieka do polityki, jako "ostrza skierowanego zwłaszcza na blok sowiecki".
W 1979 roku, podczas ceremonii podpisania porozumienia w sprawie ograniczenia zbrojeń strategicznych między USA a ZSRR w Wiedniu, Carter publicznie ucałował się z ówczesnym przywódcą radzieckim Leonidem Breżniewem. Ale już kilka miesięcy później, w 1980 roku, w proteście przeciwko agresji ZSRR na Afganistan, ogłosił bojkot letniej olimpiady w Moskwie. Po wcześniejszym okresie pewnego odprężenia, Carter przestawił amerykańską politykę z powrotem na tory twardego kursu wobec ZSRR, który potem kontynuował konsekwentnie Reagan.
Według Brzezińskiego dzięki temu nowemu podejściu "Ameryka wygrała z ZSRR wielką rozgrywkę o przewagę światową". Aczkolwiek w Polsce pamięta się głównie o zasługach Reagana, a mniej Cartera, w doprowadzeniu do zakończenia zimnej wojny.
- Ten, który był akurat przy władzy, dostaje laury, ale to nie oznacza, że jego wkład był najistotniejszy. Reagan nic nowego w polityce USA w stosunku do ZSRR i krajów ujarzmionych nie zainicjował. Kontynuował politykę Cartera w sposób udany, tak że należy mu się szacunek. Ale to nie to samo, czym było puszczenie tego w ruch i przekonanie społeczeństwa amerykańskiego, że polityka tego rodzaju ma historyczne uzasadnienie - tłumaczył Brzeziński.
Sukcesy na polu stosunków międzynarodowych
Wśród największych osiągnięć polityki zagranicznej Cartera prof. Brzeziński wskazuje doprowadzenie do porozumienia pokojowego między Egiptem a Izraelem w 1979 roku w Camp David. - To był punkt wyjściowy do ewentualnych późniejszych porozumień pokojowych na Bliskim Wschodzie, a w międzyczasie przekreślało możliwość wojny przeciwko Izraelowi ze strony państw arabskich. Niestety, te wysiłki nie były kontynuowane, późniejszy prezydent USA nie odważył się być tak osobiście zaangażowany - zaznaczył Brzeziński.
Kolejny sukces to - zdaniem byłego doradcy Cartera - normalizacja stosunków USA z Chinami. - Doszło do nawiązania normalnych stosunków dyplomatycznych, ale - co jeszcze ważniejsze - nawiązano tajną współpracę w dziedzinie wywiadowczej oraz zwalczaniu starań rosyjskich, by opanować Afganistan. To miało ogromne znacznie dla USA, bo wówczas Iran przechodził bardzo głębokie i destabilizujące wstrząsy wewnętrzne. Pomoc chińska, by Rosję wciągnąć w bardziej kosztowną "imprezę" w Afganistanie miała więc duże znaczenie - ocenił.
By osłabić ZSRR, USA pod koniec lat 70. zdecydowały się na udzielenie daleko idącej pomocy finansowej walczącym z Sowietami mudżahedinom w Afganistanie. - To była bardzo ważna cena, bo wojna w Afganistanie dużo Rosję kosztowała, ale nie dała jej żadnych politycznych sukcesów. Kosztowna i nieudana "impreza", która umocniła poczucie, że ZSRR może nie nadążyć w rywalizacji z USA" - wskazał rozmówca.
Niektórzy wypominają jednak Carterowi, że część wspieranych mudżahedinów przekształciła się po latach w Al-Kaidę. Zdaniem Brzezińskiego "to nieporozumienie", a pomoc dla mudżahedinów "nie ma nic wspólnego z tym, co obecnie dzieje się na Bliskim Wschodzie". Przekonuje, że w jej konsekwencji było o wiele więcej muzułmanów przyjaźnie nastawionych do USA.
Zdaniem Brzezińskiego działania Ameryki w Afganistanie mogły też wpłynąć na ZSRR zniechęcająco, gdy w Moskwie rozważano interwencję w Polsce w roku 1980, po powstaniu Solidarności. - Wiemy z absolutną pewnością, że Rosja była gotowa interweniować. Nie było ostatecznej decyzji, by tę interwencję rozpocząć, ale wszytko było zapięte na ostatni guzik - zaznacza Brzeziński.
Jak tłumaczy, brak interwencji, to "z jednej strony zasługa I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani, który dał do zrozumienia Breżniewowi, że może ona spowodować nieprzewidywalne konsekwencje (...), ale do pewnego stopnia jest to też zasługa Cartera i jego administracji. - A ja, mówiąc nieskromnie, byłem w to bezpośrednio bardzo zaangażowany. Wiedza, że my się przygotowujemy do wyraźnych reakcji i nasza rola w Afganistanie dała im (Sowietom) dużo do myślenia - dodaje.
Nobel, książki dla dzieci i poezja - działalność na politycznej emeryturze
Po odejściu z Białego Domu Carter nigdy nie odszedł na polityczną emeryturę. Kontynuował pracę w roli mediatora na rzecz pokoju czy jako obserwator wyborów m.in. w Panamie, na Bliskim Wschodzie, na Haiti, w Bośni, Nigerii i na Filipinach. Prowadzone wspólnie z żoną Centrum Cartera angażuje się w budowę domów dla biednych, walkę z chorobami zakaźnymi czy poprawę sytuacji kobiet na świecie.
W uznaniu tych zasług Carter otrzymał w 2002 roku pokojową Nagrodą Nobla, a przez wielu Amerykanów uważany jest za najlepszego prezydenta USA.
Carter jest też niezwykle płodnym autorem. Napisał ponad 20 książek, w tym obok pozycji poświęconych swej pracy humanitarnej, religii czy prawom człowieka, są też książki dla dzieci oraz poezja.