Były oficer WSI został prawomocnie skazany za protekcję. Idzie do więzienia i zapłaci wysoką grzywnę
Wyrok skazujący byłego oficera WSI Aleksandra L. na 4 lata więzienia i ponad 54 tys. zł grzywny za płatną protekcję przy weryfikacji oficera tych służb jest ostateczny. We wtorek Sąd Najwyższy oddalił kasacje wniesione w tej sprawie na korzyść L. przez prokuraturę i obronę.
- Zarzut kasacji mówiący o skazaniu w oparciu o niepełny materiał dowodowy jest nietrafny i wewnętrznie niespójny - mówił w uzasadnieniu postanowienia Sądu Najwyższego sędzia Wojciech Sych. Dodał, że kasacje nie mogą dotyczyć wymiaru kary zasądzonej wobec L., która - zdaniem autorów tych kasacji - jest zbyt surowa.
Nowe problemy Misiewicza. NIK zawiadamia prokuraturę
W grudniu 2009 r. dziennikarz Wojciech Sumliński i Aleksander L. zostali oskarżeni przez warszawską prokuraturę apelacyjną o powoływanie się od grudnia 2006 r. do stycznia 2007 r. na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się - w zamian za 200 tys. zł - załatwienia pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Ten oficer tajnych służb wojska jeszcze z PRL został ostatecznie zweryfikowany negatywnie. Oskarżonym groziło do ośmiu lat więzienia.
Sześć lat później, w grudniu 2015 r., Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli uniewinnił Sumlińskiego oraz skazał na cztery lata więzienia Aleksandra L. Wyrok ten został we wrześniu 2016 r. utrzymany przez warszawski sąd okręgowy. Wykonanie kary wobec L. było wstrzymane do czasu rozpoznania kasacji.
Kasacje w tej sprawie początkowo złożyła zarówno obrona L. jak i mazowiecki wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej ds. przestępczości i korupcji - na niekorzyść Sumlińskiego i na korzyść byłego oficera WSI. Prokuratura jednak pod koniec kwietnia 2017 r. wystąpiła do SN z pismem cofającym kasacje.
L. nie zgodził się na wycofanie kasacji
- Uznano, że zarzut kasacji dotyczący braku dokonania należytej kontroli instancyjnej wyroku jest zarzutem dotyczącym materiału dowodowego, zaś na etapie postępowania kasacyjnego przed SN niedopuszczalna jest ponowna kontrola poprawności oceny poszczególnych dowodów i weryfikacja zasadności ustaleń faktycznych – informowała wówczas rzeczniczka prasowa PK prok. Ewa Bialik.
Po tej decyzji prokuratury ostateczne stało się uniewinnienie Sumlińskiego. Z kolei w sprawie L. SN musiał rozpoznać kasacje zarówno obrony, jak i prokuratury. W przypadku kasacji na korzyść skazanego - zgodnie z przepisami - prokuratura musiała uzyskać zgodę L. na jej wycofanie, a zgody takiej nie uzyskała.
- Na podstawie tych samych dowodów jedną osobę uniewinniono, a drugą skazano na wysoki wyrok - mówił przed SN obrońca L. mec. Jacek Gutkowski. Z kolei prok. Jerzy Engelking z Prokuratury Krajowej wniósł przed SN o oddalenie kasacji. Wskazał, że procedowanie sądów obu instancji w tej sprawie było prawidłowe.
To Leszek T. nagrywał rozmowy
L. od początku przyznawał się do zarzucanego mu czynu, wnosił o karę w zawieszeniu. Za okoliczności łagodzące - w grudniu 2015 r. - sąd rejonowy uznał to, że L. stał się ofiarą prowokacji Leszka T. (zmarł w 2012 r.), któremu w rzeczywistości na tej weryfikacji nawet nie zależało. Sąd ustalił też, że L. dramatycznie potrzebował pieniędzy, by pomóc ciężko chorej żonie.
Śledztwo zainicjował Leszek T., który nagrywał rozmowy z płk. L. i Sumlińskim. W listopadzie 2007 r., po przegranych przez PiS wyborach, zawiadomił o sprawie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, który poinformował o niej ABW. Sprawa nabrała rozgłosu w mediach w 2008 r., gdy sąd - po uwzględnieniu zażalenia prokuratury - zdecydował o aresztowaniu Sumlińskiego. Dzień później dziennikarz próbował popełnić samobójstwo w warszawskim kościele. Po tym zdarzeniu odstąpiono od jego aresztowania. Przez pewien czas aresztowany był natomiast L.
Dziennikarz od początku nie przyznawał się do winy. Mówił, że była to prowokacja T. wymierzona m.in. w Komisję Weryfikacyjną kierowaną przez Antoniego Macierewicza. W mediach zwracał uwagę na prowadzone przez siebie dziennikarskie śledztwa i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom".
Media ponownie nawiązywały do tej sprawy w 2012 r., kiedy zmarł Leszek T., mający zeznawać w procesie. Prokuratura podała, że przyczyną śmierci była niewydolność krążenia. Śledztwo w sprawie jego śmierci umorzono.
W kasacjach wskazywano, że jedną z wad procesu było nieprzesłuchanie T. przez sąd. SN przypomniał we wtorek w uzasadnieniu, że było to spowodowane faktem śmierci tego świadka. Jak wskazał sędzia Sych, brak bezpośrednich zeznań T. przed sądem niewątpliwie utrudnił sądowi ocenę, ale nie można mówić o ułomności materiału dowodowego.