Byliśmy o krok od katastrofy
16 ton dynamitu, z pogwałceniem wszelkich zasad bezpieczeństwa, przewoził wczoraj przez Opolszczyznę niemiecki tir. Gdyby doszło do wybuchu, mogło zginąć nawet kilkanaście tysięcy ludzi.
Wczoraj około godz. 14 samochód zatrzymali we Wrzoskach pod Opolem pracownicy wojewódzkiej inspekcji transportu drogowego. Włos im się zjeżył na głowie:
- Instalacja elektryczna auta nie spełniała żadnych norm. W każdej chwili mogła z niej pójść iskra - mówi Jan Książek, wojewódzki inspektor transportu drogowego. - Natychmiast wycofaliśmy pojazd z ruchu.
Dynamitu absolutnie nie wolno przewozić w takich warunkach. Auto musi jechać w oznakowanym konwoju, o którym wie i go eskortuje policja. Tymczasem kierowca jechał sam i do tego w nie przystosowanym do tego rodzaju transportu samochodzie. Policja o niczym nie wiedziała. Nie wyznaczono trasy przejazdu, więcej - kierowca jechał przez miasto, musiał przejechać obok największych osiedli mieszkaniowych - ZWM i Malinka.
Wojewódzki inspektor nie chciał potwierdzić naszej informacji, że w tirze był dynamit. - Mogę jedynie powiedzieć, że był to szczególnie niebezpieczny materiał, należący do grupy najgroźniejszych - dodał. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że kierowcą był obywatel Ukrainy. Samochód załadował w Krupskim Młynie (byłe województwo częstochowskie) i prawdopodobnie jechał z nim do Szwecji.
Żadnych informacji nie chciała udzielić Anna Gazda, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji. Po południu tir został odstawiony na parking w Niemodlinie. Tam najpierw odłączono naczepę i sprawdzono jej stan techniczny. Pojazdem zajmowali się pracownicy parkingu. Z odległości około stu metrów przyglądali się temu policjanci, którzy mieli konwojować transport z powrotem.
- Odwozimy go tam, skąd przyjechał, czyli do Krupskiego Młynu - zdradził nam jeden z pracowników parkingu. Około godziny 21.30 ciągnik bardzo ostrożnie połączono z naczepą. - Jakby teraz walnęło, byłby koniec z Niemodlinem - stwierdził jeden z pracowników.
Całym zamieszaniem nie przejmował się jedynie ukraiński kierowca. Zamiast wyjeżdżać z parkingu na ulicę, jak nakazywali mu policjanci, spokojnie rozmawiał przez telefon komórkowy. Samochód w towarzystwie dwóch wozów policyjnych 10 minut później pojechał do Krupskiego Młyna.
Jak poinformował Jan Książek, przewoźnik, który sprowadził zagrożenie na tysiące ludzi, zapłaci za to... 6 tysięcy złotych kary. - Do tego dojdą koszty ponownego transportu i konwojowania tira - dodaje wojewódzki inspektor.
Robert Lodziński
Bum i nie ma osiedla Kapitan Adam Grell z 1. Brzeskiej Brygady Saperów:
- Trudno jest mi sobie wyobrazić taki ładunek. 16 ton to naprawdę ogromny arsenał. Nie potrafię nawet "na gorąco" porównać siły rażenia takiego materiału wybuchowego, ponieważ w wojsku podczas ćwiczeń nie używa się aż takiej ilości ładunków. Powiem tylko tyle, że spokojnie można byłoby tymi 16 tonami obrócić w pył duże osiedle mieszkaniowe. Nie mogę pojąć, jak można było przewozić taki materiał wybuchowy bez odpowiedniej eskorty. Dla mnie jako żołnierza takie sytuacje są niedopuszczalne i karygodne.