PublicystykaByła nominowana do "nauczycielskiego Nobla", szuka pracy w Polsce

Była nominowana do "nauczycielskiego Nobla", szuka pracy w Polsce

Magdalena Dygała, anglistka z Radomia, znalazła się w finale Światowej Nagrody Nauczycielskiej. Pokonała ponad 10 tys. kandydatów. Teraz mówi WP, dlaczego przystąpi do strajku 8 kwietnia oraz co należy zmienić w polskim systemie edukacji. I jak szuka pracy po reformie MEN.

Była nominowana do "nauczycielskiego Nobla", szuka pracy w Polsce
Źródło zdjęć: © arch.prywatne

01.04.2019 | aktual.: 01.04.2019 12:15

Sebastian Łupak: Została pani wybrana z 10 tysięcy nauczycielek i nauczycieli z całego świata do finału tzw. "nauczycielskiego Nobla", czyli Global Teacher Prize. Finał odbył się pod koniec marca w Dubaju. Czy pani minister edukacji Anna Zalewska już dzwoniła z gratulacjami?

Magdalena Dygała: Nie było takiego telefonu.

A może ktoś z MEN dzwonił do pani z propozycją wejścia do zespołu ekspertów przy ministerstwie?

Też nie.

Chyba wiedza i doświadczenie takich nauczycielek jak pani przydałaby się MEN w procesie reformy polskiej edukacji?

Myślę, że dobrzy by było, gdy MEN wyłowił tych nauczycieli kreatywnych, którzy chcą się podzielić swoją wiedzą i doświadczeniami. Najwyższy czas na wdrażanie metod, które pozwolą odnaleźć się naszym uczniom w XXI wieku na globalnym rynku pracy. Trzeba więc czerpać wiedzę od nauczycieli kreatywnych, a takich mamy mnóstwo.

Czy polski system edukacji jest zacofany?

System fiński jest pozbawiony ocen, a mimo to testy kompetencji wypadają tam bardzo dobrze. My nie potrafimy pracować w sposób kreatywny z uczniem, bo non stop jesteśmy rozliczani z tego, jak uczeń wypadnie na egzaminie. Uczeń skoncentrowany tylko na przygotowaniu do egzaminu często nie potrafi się potem odnaleźć w życiu i na rynku pracy.

Każdy uczeń w inny sposób się rozwija, każdy ma inne zdolności, które niestety w polskiej szkole nie są zauważane. My nie rozpoznajemy predyspozycji i potrzeb uczniów. Non stop zakazy, nakazy. Za mało jest czasu na rozwój indywidualnych talentów. Nauczyciele powinni mieć bardziej partnerski stosunek do uczniów, a nie wchodzić w rolę dyktatora.

Obraz
© arch.prywatne

Wciąż obowiązuje staroświecki system: zakuć, zdać, zapomnieć?

Uczniowie mają mnóstwo sprawdzianów, testów, a do tego jest mnóstwo kartkówek i odpowiedzi ustnych przy tablicy. Oni są bombardowani z każdej strony. Za dużo testujemy, za mało rozwijamy kreatywność uczniów. Ja nie odstraszam ocenami. Wiadomo, że w języku angielskim na początku uczeń robi bardzo dużo błędów. To jak go ocenić? Na jedynkę, skoro podjął próbę? Sama jako uczennica robiłam tysiące błędów. Wolę, jak sam spróbujesz, niż jak przepiszesz z internetu czy dasz korepetytorce do napisania.

Mówi się, że młodzi Holendrzy czy Szwedzi świetnie mówią po angielsku. Jak można podnieść poziom znajomości tego języka wśród młodych Polaków?

Ważne jest odejście od systemu dyktowania gramatyki i reguł. Pokazanie, że można wykorzystać inne rzeczy, jak np. filmy, muzykę czy granie w gry.

Gry jako metoda edukacji?

Uczniowie często komunikują się z innymi graczami z różnych krajów świata online, łączą się ze światem po angielsku na Skypie.

Będzie pani strajkować 8 kwietnia?

Tak, przystąpiliśmy do akcji protestacyjnej. Mój głos był na tak.

Za mało zarabiacie? MEN twierdzi, że średnio 5-6 tysięcy!

Nie znam żadnego nauczyciela z taką pensją. Płace nauczycieli nie są satysfakcjonujące w stosunku do obowiązków, które mamy. Jestem nauczycielką dyplomowaną z 20-letni stażem i uważam, że pensje są zdecydowane za niskie w stosunku do pracy. Naszą praca nie kończy się po pięciu godzinach. To są długie rady pedagogiczne, szkolenia, sprawdzanie testów, układanie testów, ale też borykanie się z problemami wychowawczymi, czyli np. organizowanie wyjść czy wycieczek. Myślę, że pracuję grubo ponad 40 godzin.

Mówi się, że uczniowie będą zakładnikami waszego strajku…

Wiem, że to jest sytuacja bardzo trudna i nie chciałabym, aby uczniowie na tym stracili. Chcemy, żeby nie doszło do takiej sytuacji, że będziemy strajkować w czasie egzaminów. Mamy wciąż nadzieje, że rozmowy z rządem będą pomyślne.

Obraz
© arch.prywatne

Czy u pani w pokoju nauczycielskim ZNP dogaduje się z Solidarnością?

Moja szkoła - Zespól Szkół Ogólnokształcących nr 7 w Radomiu - jest w specyficznym momencie, bo jest "wygaszana". Jest więc garstka nauczycieli w szkole. Została tylko jedna klasa licealna i dwie gimnazjalne. Nauczyciele rzadko się spotykają w pokoju nauczycielskim. Większość nauczycieli dzieli etaty między kilka szkół, więc prawie się nie widujemy.

Pani też grozi utrata pracy?

Tak. Jestem zmuszona szukać pracy.

Jest ciężko?

Zainteresowanie już jest. Przed moją nominacją do nauczycielskiego Nobla szukałam pracy bezskutecznie. Teraz udzieliłam kilku wywiadów o swoich metodach pracy, o innowacyjności i to przyciąga. Wcześniej szukałam pracy już ponad dwa lata i nie mogłam jej znaleźć. Czułam się bardzo zagrożona. Ale od dwóch tygodni jest odzew z radomskich szkół, co mnie bardzo cieszy.

Jak to wygląda w przypadku innych nauczycielek?

Nauczyciele z mojej szkoły dzielą etaty: żeby uzbierać etat muszą pracować nawet w trzech miejscach. Niektóre miejsca pracy są kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania. Nauczyciel musi uczestniczyć we wszystkich radach pedagogicznych we wszystkich szkołach. Ja akurat jestem jedynym pracownikiem szkoły, który wciąż ma pełen etat. Mam koleżanki, które straciły pracę rok temu, bo już dla nich godzin nie było. Więc ta reforma edukacji dobrym pomysłem nie była.

Likwidacja gimnazjów nie była dobrym pomysłem?

Ten system już funkcjonował i sprawdzał się. To działało. Podział na uczniów ze szkoły podstawowej i gimnazjum oddzielał pewien etap życia. Uczeń stawał się nastolatkiem, nie był już dzieckiem.

Jak podniesienie pensji wpłynie na jakość waszej pracy?

Lepiej zarabiając, będziemy bardziej skoncentrowani na samorozwoju. Musimy, jako kraj, postawić na edukację. Rozwijając i wspierając nauczycieli, przygotowujemy młodych ludzi do pracy i życia w nowoczesnym społeczeństwie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)