Była minister kultury Małgorzata Omilanowska o chorobie. "Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych"
Małgorzata Omilanowska, była minister kultury i dziedzictwa narodowego, jest po operacji wycięcia żołądka. Przyznaje, że rak zmienił jej życie. - Przestałam być pendolino. Jestem miłą, sympatyczną kolejką podmiejską, która spokojnie turla się od stacyjki do stacyjki - powiedziała.
Po tym, jak poznała diagnozę, zmieniła się. Wcześniej Małgorzata Olimowska byla "osobą patrzącą dalekosiężnie". - Snułam wielkie plany rozpisane na dekady. Jak większość ludzi 50+ planowałam jakieś 30 lat aktywności życiowej, z czego co najmniej 20 lat zawodowej. Wyobrażałam sobie wiele projektów, na czele których byłabym gotowa stanąć - powiedziała w rozmowie w portalem gazeta.pl I choroba to całkowicie zmieniła.
Jak tłumaczyła, pracując, "wchodzi się w rodzaj pewnego transu, jedzie się na takiej adrenalinie, że zmęczenia się nie czuje". Kiedyś wolałaby paść, ale dokończyć zaczęte zadanie. - Wycofanie się nie wchodziło w grę. Taka byłam przed chorobą. Uważałam się za człowieka, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych - mówiła.
I w ciągu jednej doby, bo jak podkreśliła, tylko tyle miała czasu na przemyślenia, "musiała tę rozpędzoną lokomotywę, którą była, ostro wyhamować i natychmiast przestawić się na inne tory". - W trzy tygodnie między diagnozą a operacją zrobiłam rekapitulację wszystkiego, w co byłam zaangażowana. Podzieliłam sprawy na dwie grupy - takie, które da się domknąć przed operacją lub odłożyć na daleką przyszłość, i takie, których już na pewno nie zdążę zrobić i muszę je przekazać innym. Bo ich nie zrobię już nigdy - powiedziała Omilanowska. Jak przyznała, zdawała sobie sprawę z tego, że jej życie będzie zupełnie inne.
- Że już nie wrócę do tego, co było. Na pewno nie pozwolę, by ta lokomotywa tak gnała. Pojawiła się refleksja, że nie jestem niezniszczalna. Że jeżeli chcę wyzdrowieć i jeszcze pożyć, muszę zmienić swoje życie. Jeśli chcę uniknąć przerzutu, muszę zaoferować mojemu organizmowi nowe warunki życia - podkreśliła. I dodała: - Pozostając przy alegoriach drogowo-kolejowych, przestałam być pendolino. Jestem miłą, sympatyczną kolejką podmiejską, która spokojnie turla się od stacyjki do stacyjki. Na każdym przystanku ma czas, żeby podziwiać wiosnę. Myślę, że jako kolejka też mogę daleko zajechać. Ale już nie w takim szalonym tempie.
Teraz Omilanowska ma plany, ale nie dalekosiężne. Chciałaby napisać książkę. - Teraz nie mogę jednak założyć, że napiszę książkę za 10 czy 15 lat z prostej przyczyny: nawet jeśli będę wtedy żyła, a nie wykluczam takiej możliwości, moja wydolność intelektualna może już nie pozwolić na ich napisanie - tłumaczyła. Jak dodała, myślała, że nie będzie musiała intensywnie włączać się w wychowywanie wnuków i zacznie to robić aż będą miały 8-9 lat. Teraz, jak podkreśla, "wie, że za 10 lat może jej nie być".
Niezwykle niebezpieczny rak
- W dniu, w którym się dowiedziałam, że mam raka, zareagowałam dość głupio, wypiłam pół butelki koniaku. Bardzo dobrego. Upiłam się w sztok i rano miałam ogromnego kaca. Ale zaraz potem uznałam, że muszę się dobrze przygotować do tego, co mnie czeka, odbyć seminarium ze studentami, wszystko z nimi ustalić. W pracy od początku wszystkim mówiłam, że jestem chora na raka i idę do szpitala - mówiła Omilanowska.
Jak powiedziała, że rak żołądka nie daje objawów, a przerzuty pojawiają sie szybko. - Pewnego ranka obudziłam się z przekonaniem, że coś mi jest. Jednak na tomografii żadnego raka nie było widać, był na tyle mały. Okazało się, że jest to typ rozlany, niezwykle niebezpieczny. Zmiany rakowej nie było widać, ale wywołały one stan zapalny i z niego pobrano wycinki do badań. Komórki nowotworowe były tylko w jednym. Miałam szczęście, że gastrolog i histopatolog byli tak precyzyjni w badaniu. Musieli mi wyciąć cały żołądek. Ale po przebadaniu wyciętych z niego tkanek usłyszałam rzecz najpiękniejszą dla każdego pacjenta - że komórek rakowych nie znaleziono nigdzie poza obszarem, który był pierwotnie uchwycony. Przebadano wszystkie stacje węzłów chłonnych i w żadnej nie było śladu raka. Nie trzeba było mnie poddawać chemii ani naświetlaniom - mówiła była minister kultury.
Jak stwierdziła to, że była szefem jednego z resortów nie pomogło jej. - Po prostu mnie nie rozpoznają. A już na pewno nie w służbie zdrowia. Myślę, że po dwóch latach większość ludzi w ogóle nie kojarzy, że jakaś Omilanowska była ministrem kultury. Poza tymi z branży. Zmieniłam się na twarzy. Jak się zrzuca 30 kilo, to różnica jest ogromna. Czasem ludzie mi się przyglądają, ale mają w oczach duży znak zapytania. Kompletnie nie wiedzą, kim jestem - zaznaczyła.
Źródło: gazeta.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl