Bush skończy dzieło ojca?
(inf.własna)
10.02.2003 | aktual.: 18.03.2003 14:44
Plany interwencji zbrojnej George’a Busha juniora w Iraku są w pewnym sensie niedokończonym dziełem ofensywy Busha seniora. Przed obecnym prezydentem Stanów Zjednoczonych stoją jednak inne zadania aniżeli te, które stały przed 41. prezydentem tego kraju. Ale obiektem tej polityki jest nadal Irak i w pewnym sensie możemy mówić o kontynuacji polityki - mówił specjalnie dla Wirtualnej Polski amerykanista prof. Longin Pastusiak.
Wirtualna Polska:Między kadencją Busha seniora a Busha juniora upłynęło osiem lat. Za prezydentury 43 prezydenta nastąpiły nieprzewidziane wydarzenia, m.in. ataki terrorystyczne 11 września. George W. Bush znalazł się w nowej rzeczywistości. Teraz przyszedł czas na kontynuację niedokończonego dzieła ojca – uporządkowanie spraw irackich.
Longin Pastusiak:Plany interwencji zbrojnej George’a Busha juniora w Iraku są w pewnym sensie niedokończonym dziełem George’a Busha seniora. George Herbert Walker Bush działał w innych okolicznościach w 1991 roku podczas operacji „Pustynna Burza”. Wtedy chodziło o agresję Iraku na Kuwejt. Celem akcji sprzed 12 lat było zmuszenie Iraku do wycofania się i cel ten został osiągnięty. Wówczas nie było celem obalenie Husajna, rozbrojenie Iraku z broni masowej zagłady, masowego rażenia, broni biologicznej i broni chemicznej, którą wtedy Irak posiadał. Natomiast rezolucja Rady Bezpieczeństwa podjęta po zakończeniu wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku zobowiązywała Irak do rozbrojenia, do pozbycia się broni masowego rażenia. Tego Irak do dziś nie zrealizował. W obecnym czasie jest głębokie przekonanie, że kraj ten posiada niebezpieczny arsenał (broń biologiczną, chemiczną, jest również podejrzenie, że pracuje nad bronią nuklearną i środkami przenoszenia tej broni). Przed obecnym prezydentem Stanów Zjednoczonych
stoją inne zadania aniżeli te, które stały przed 41 prezydentem tego kraju. Ale obiektem tej polityki jest nadal Irak i w pewnym sensie możemy mówić o kontynuacji polityki.
Wirtualna Polska:Powróćmy do roku 1991. Pozytywne jak i negatywne echa krucjaty Busha seniora głośne były na całym świecie. Amerykanie obdarzyli swojego prezydenta niesłychanym poparciem. Opinia publiczna owacyjnie przyjęła plany i realizację militarnego rozwiązania sprawy irackiej. Militarna operacja przyniosła rozwiązanie, ale nietrwałe. Dlaczego Bush nie obalił Husajna? Dlaczego po interwencji w Iraku w 1991 roku, Amerykanie nie próbowali zaprowadzić pewnego porządku i w miarę demokratycznej stabilizacji?
Longin Pastusiak:Jako amerykanista muszę zaznaczyć, że Bush senior nie stawiał sobie za cel obalenie Husajna. Po drugie Amerykanie musieliby zainicjować operację lądową, do której nie byli wówczas przygotowani. W dzisiejszych warunkach nieunikniona będzie operacja lądowa. Jeżeli w ogóle Bush podejmie decyzję o operacji lądowej, zdaniem fachowców amerykańskich, potrzebnych będzie co najmniej 250 tys. żołnierzy. Ostatnio pojawiły się informacje z kół Pentagonu, że wystarczy 150 tys. żołnierzy. W tej chwili Amerykanie nie mają jeszcze w rejonie Iraku tych wojsk (dopiero ok. 100 tys.). Proces zwiększania obecności wojskowej w Zatoce Perskiej trwa i będzie zależał nie tylko od Amerykanów, ale również od zaangażowania innych państw.
W 1991 roku Amerykanie nie mieli odpowiednich środków, aby skutecznie przeprowadzić operację lądową. Dziś konfrontacja wydaje się być nieunikniona. Oczywiście samo wykorzystanie nowoczesnej technologii wojskowej nie wystarczy. Operacja w Iraku to nie to samo, co operacja w Afganistanie, którą Amerykanie przeprowadzili przy minimalnym udziale wojsk lądowych. Pamiętajmy, że w latach 80. Husajn był bardzo popierany przez Stany Zjednoczone. Amerykanie wiedzieli, że Irak posiada broń bakteriologiczną, chemiczną. Obecny sekretarz stanu Donald Rumsfeld w 1983 roku osobiście podróżował do Bagdadu i spotykał się nie raz z Husajnem, o czy mało się mówi.
Wirtualna Polska:Operacja w Afganistanie przebiegła sprawnie, ale czy skutecznie? Główny cel, czyli schwycenie Osamy bin Ladena nie powiódł się.
Longin Pastusiak:Niektórzy uważają operację w Afganistanie za nie udaną. Amerykanom nie udało się przecież złapać bin Ladena martwego czy żywego. Fakt ten powoduje to, że mają poczucie niespełnionej misji. Było to bardzo widoczne zwłaszcza na początku operacji, która rozpoczęła się 7 października 2001 roku. Wtedy Amerykanie uważali, że głównym sprawcą nieszczęść na świecie jest bin Laden. Jest to typowe podejście Amerykanów – personifikacja zagrożeń ze strony jakiejś osoby, ze strony jednego ośrodka. Ponieważ nie znaleźli ani żywego ani martwego bin Ladena, mają poczucie, że tej operacji nie wygrali, nie spełnili zadań, które sobie stawiali. W związku z tym Bush gwałtowanie poszukuje sukcesu i jego spełnieniem ma być operacja w Iraku.
Taką interpretację spotyka się w ocenie różnych obserwatorów. Ja uważam, że to może być hipoteza częściowo prawdziwa. Dlatego, że powody, dla których Bush tak głęboko zaangażował się w sprawę Iraku są skomplikowane i złożone. Częściowo powodem jest jego głębokie przekonanie o tym, że walczy ze złem. Bush jest motywowany rozmaitymi wartościami religijnymi. Po drugie Bush stoi przed obliczem perspektywy wyborów prezydenckich. Bush junior potrzebuje tych sukcesów. Sukcesów w gospodarce niestety nie ma.
Po ośmiu latach prezydentury Clintona koniunktura gospodarcza była bezprecedensowa w historii Stanów Zjednoczonych. Z czasem, za prezydentury obecnego prezydenta, nastąpiło załamanie gospodarki amerykańskiej i ono dotąd trwa. Amerykanie, jako społeczeństwo są bardzo pragmatyczni, ocenią swoich przywódców według stanu „posiadania w portfelach”. Myślę, że każda wojna powoduje, że Amerykanie „murem” stają za swoim prezydentem. Uwagę należy zwrócić, że ostatnie orędzie prezydenta o stanie państwa zostało poparte przez 84% Amerykanów. A jego pierwsze orędzie z 29 stycznia 2002 roku znalazło poparcie wśród 94% Amerykanów. W tym roku, poparcie jest mniejsze, ale dalej znaczące. Konflikt zbrojny jest często wykorzystywany przez prezydentów amerykańskich dla mobilizowania poparcia wyborczego.
Wirtualna Polska:Oceniając z perspektywy czasu, za prezydentury Busha seniora polityka zewnętrzna była oceniana bardzo dobrze. Natomiast polityka wewnętrzna bardzo słabo. Podobnie dzieje się dziś. To pewnego rodzaju odwracanie uwagi od jednej sprawy i szukanie sukcesów gdzie indziej.
Longin Pastusiak:Muszę powiedzieć, że żaden z prezydentów Stanów Zjednoczonych, nie uzyskał nigdy tak wysokiego poparcia społeczeństwa, jak wówczas w 1991 roku George Bush senior, od kiedy dokonuje się pomiarów poparcia dla prezydentów. George Bush junior także zdobywa niezwykłe poparcie. Bush senior bardzo zaniedbał sprawy wewnętrzne, a szczególnie gospodarcze. Mimo, że tego poparcia udzieliło mu 91% Amerykanów zaraz po zakończeniu wojny w Zatoce Perskiej, przegrał wybory, ponieważ Amerykanie oceniają prezydenturę po sytuacji wewnętrznej. Nie przypadkowo, w tym roku, w orędziu tyle uwagi poświęcił Bush junior sprawom gospodarczym, społecznym obiecując zainicjowanie nowych programów, redukcję podatków, zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia, edukację itd. To wszystko jest częścią składową przymilania się wyborcom, a wybory będą za dwa lata.
Wirtualna Polska:Czy i tym razem czynniki zewnętrzne, czyli zbrojna interwencja w Iraku przyczyni się do poprawy koniunktury gospodarczej?
Longin Pastusiak:Doświadczenie wskazuje, że każdy konflikt zbrojny Stanów Zjednoczonych przyczyniał się do wzrostu koniunktury gospodarczej. Rozwój przemysłu zbrojeniowego, nowe stanowiska pracy – nakręcają w ten sposób gospodarkę. Dowodzi o tym historia Stanów Zjednoczonych; w czasie I wojny światowej, II wojny światowej, wojny koreańskiej.
Wirtualna Polska:Wojna wymaga ogromnych nakładów finansowych, przede wszystkim ludzkich. Czy wojna warta jest aż tylu poświęceń?
Longin Pastusiak:To wszystko zależy od celów, jakie sobie stawiamy. Dziś celem jest likwidacja zagrożenia, które jest autentyczne. Zagrożeniem jest m.in. terroryzm międzynarodowy. Temu, czemu chce zapobiec Bush junior jest podzielane przez opinię światową, bo służy również interesom społeczności międzynarodowej. Natomiast dyskusja na świecie trwa, czy trzeba sięgać po środki militarne, czy można zastosować metody dyplomatyczne a wojnę zastosować jako środek ostateczny. I ta kwestia stanowi zasadniczą różnicę w stosunkach transatlantyckich. Europa podejrzewa Busha, że przecenia możliwości militarnego rozwiązania tego problemu. Natomiast nie docenia środków dyplomatycznych. Drugim zastrzeżeniem Europy jest to, że Bush niedostateczne konsultuje tę sprawę z ONZ i sojusznikami. Niektórzy wskazują na tendencję do jednostronnego działania.
Po orędziu z 29 stycznia wiemy już, że Bush przedstawi na forum Rady Bezpieczeństwa niezbite dowody, że Irak posiada broń masowej zagłady. Dowody te do tej pory były ściśle tajne (dotąd Amerykanie odmawiali przekazania dowodów inspektorom, nie chcieli ujawniać źródeł wywiadowczych i metod zbierania tych informacji). 5 lutego sekretarz stanu Colin Powell przedstawił Radzie Bezpieczeństwa część dowodów. Sądzę, jeżeli będą to przekonywujące dowody, jak do tej pory, społeczność międzynarodowa poprze operację militarną.
Wirtualna Polska:Z perspektywy czasu, wojny prowadzone przez Amerykanów były zwycięskie, oprócz Wietnamu.
Longin Pastusiak:Są dwie specyficzne cechy wojen, w które Amerykanie w ciągu swojej historii byli zaangażowani. Po pierwsze większość tych wojen, było wojnami zwycięskimi, z wyjątkiem wojny wietnamskiej. Po drugie wszystkie wojny, jakie Amerykanie toczyli, były poza terytorium tego kraju (z wyjątkiem dwóch). Po trzecie wojny zawsze przynoszą korzyści USA. Wojna o niepodległość to wojna o niepodległy byt, wojna z Meksykiem dała Teksas i Kalifornię, wojna hiszpańsko-amerykańska z 1898 roku dała Kubę i Filipiny, I wojna światowa przekształciła USA z międzynarodowego dłużnika w międzynarodowego wierzyciela (Stany wyszły na pierwsze miejsce jako mocarstwo przemysłowe). II wojna światowa wyprowadziła Stany na tory globalnej obecności, zwiększyła dystans miedzy USA a resztą świata.
Wojny przynosiły korzyści dla Amerykanów – i jak często mówią – „dla nas wojna to wysyłanie chłopców za granicę”. Świadczy to o tym, że Amerykanie nie doznali zniszczeń na swoim terytorium. To określa stosunek społeczeństwa do konfliktów zbrojnych. Wojna, dla przeciętnego Amerykanina, to rzecz odległa geograficznie. Problemy zaczynają się wtedy, gdy pojawiają się ofiary. Tam, gdzie pojawiały się ataki na amerykańskie bazy (Somalia, Liban), szybko wycofywali swoje wojska – jeżeli tylko pojawiały się pierwsze ofiary. Żaden prezydent nie chce doprowadzić do takiej sytuacji, że są ofiary. Wtedy zmienia się stosunek opinii publicznej. W obecnej sytuacji, jeżeli będzie mandat Rady Bezpieczeństwa, na pewno będzie również przytłaczająca zgoda na atak wśród opinii publicznej. Jeżeli wojna rozpocznie się, społeczeństwo będzie ją popierało. To jest pewnego rodzaju tradycja, że Amerykanie „murem” stoją za swoim prezydentem.
Wirtualna Polska:Co stanie się, gdy Amerykanie utkną w Iraku, tak jak stało się w Wietnamie? Czy nie przeceniają swoich sił?
Longin Pastusiak:Ta wojna, moim zdaniem, prawdopodobnie będzie bardzo krótka. Mówi się nawet o dwóch tygodniach, do miesiąca. Natomiast pod wielkim znakiem zapytania jest sprawa – co po wojnie? Załóżmy, że Husajn jest obalony, to trzeba zaprowadzić ład i porządek w Iraku. To wymaga obecności co najmniej 100 tysięcznej armii, i to obecności kilkuletniej, żeby zapewnić stabilizację i odbudowę kraju i wprowadzić prawa człowieka oraz system w miarę demokratyczny. A to będzie bardzo drogo kosztowało, już nie wspominając o tym, że z chwilą obalenia Husajna, może powstać zagrożenie dla jedności terytorialnej Iraku. Mogą spełnić się ambicje autonomiczne Kurdów na północy, między różnymi frakcjami islamu zaczną się walki. Nie ma jasności co stanie się po obaleniu Husajna. Może być to długi i bardzo kosztowny proces. Nie ma również jasności czy Europa będzie chciała ponosić koszty odbudowy Iraku.
Wojna wymaga ofiar. Istnieje prawdopodobieństwo, że Husajn sam zrezygnuje i opuści Irak, czego nie można wykluczać. Jeżeli nie spełni się ten wariant, dla Busha zostają dwie opcje: uzyskanie mandatu Rady Bezpieczeństwa i w konsekwencji interwencja międzynarodowa, albo drugi wariant interwencja w ramach koalicji grupy państw na czele z USA, niezależnie od ONZ. Jednak wariant rezygnacji Husajna jest najmniej prawdopodobny, podobnie jak przewrót wewnętrzny. Przyszłość Iraku budzi mnóstwo obaw. Inspektorom rozbrojeniowym, ale również Amerykanom, czas jest bardzo potrzebny. Inspektorzy potrzebują więcej czasu, by zweryfikować te miejsca, w których jeszcze nie byli. Również Amerykanie nie są jeszcze gotowi do przeprowadzenia tej operacji. A operacja nie może odbyć się później niż na początku marca z powodów klimatycznych.
Moim zdaniem, inspektorzy dostaną więcej czasu. Decyzja zapadnie w połowie lutego, ale jestem przekonany, że wszystko potoczy się zgodnie z intencją szefa inspektorów międzynarodowych Hansa Blixa i szefa ekspertów atomowych Mohameda El Baradei.
Z prof. Longinem Pastusiakiem rozmawiała Agnieszka Starewicz.