Bush nie zmienia kursu w sprawie kryzysu na Bliskim Wschodzie
Prezydent USA George Bush nadal obstaje przy swojej polityce sprzeciwu wobec natychmiastowego zawieszenia broni w konflikcie zbrojnym między Izraelem a islamskimi terrorystami z Hezbollahu.
Zapytany czy nie zmieni swego stanowiska w obliczu przedłużania się walk, Bush oświadczył, że żałuje, iż w wyniku izraelskich bombardowań ginie ludność cywilna w Libanie, ale podkreślił, że natychmiastowe przerwanie ognia nie rozwiąże problemu głębszych przyczyn konfliktu: islamskiego terroryzmu.
Na Bliskim Wschodzie było mnóstwo porozumień, które nie spełniły swego zadania. Czas teraz znaleźć rozwiązanie odnoszące się do korzeni problemu. Korzenie problemu to grupy terrorystyczne, próbujące powstrzymać postęp demokracji - powiedział Bush w Białym Domu po spotkaniu z prezydentem Rumunii Traianem Basescu.
Hezbollah zaatakował Izrael. Hezbollah jest powiązany z Iranem. Czas teraz, by świat stawił czoło temu niebezpieczeństwu. Głęboko przejmujemy się niewinnymi ofiarami i zniszczeniami w Libanie. Zaapelowałem (do Izraela), by działać ostrożnie w walce z Hezbollahem. Z drugiej strony, rozumiem, że cokolwiek się robi na drodze dyplomatycznej, trzeba zająć się głębokimi przyczynami (kryzysu), a te przyczyny to działalność terrorystów - oświadczył prezydent.
Nie popierając natychmiastowego zawieszenia broni w Libanie, administracja Busha chce dać czas Izraelowi na rozprawę z Hezbollahem. Stanowisko Waszyngtonu jest jednak coraz silniej krytykowane w USA.
Eksperci zwracają uwagę, że rachuby na zniszczenie, czy choćby znaczące osłabienie Hezbollahu okazują się mylne - walki się przedłużają i grożą eskalacją na cały region.
Rosnąca liczba ofiar cywilnych potęguje nastroje antyizrelskie i antyamerykańskie w świecie arabskim i muzułmańskim, co utrudnia dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu.
Tomasz Zalewski