ŚwiatBush chce pozbawić Kerry'ego amunicji w sprawie Iraku

Bush chce pozbawić Kerry'ego amunicji w sprawie Iraku

Prezydent USA George W.Bush występował
przez ostatnie dwa tygodnie na arenie międzynarodowej, starając
się pozbawić swego rywala w listopadowych wyborach prezydenckich,
senatora Johna Kerry'ego, argumentów pomocnych w krytykowaniu
polityki zagranicznej Białego Domu, zwłaszcza w sprawie Iraku.

Bush chce pozbawić Kerry'ego amunicji w sprawie Iraku
Źródło zdjęć: © AFP

14.06.2004 | aktual.: 14.06.2004 13:15

Ostatnie posunięcia Busha i jego ustępstwa poczynione w Iraku, a także wobec sojuszników, mogą być próbą ubezpieczenia się przed atakami ze strony Partii Demokratycznej, jakich można oczekiwać jesienią, w szczycie kampanii wyborczej - pisze dziennikarz Associated Press Tom Raum.

Doradcy polityczni Busha chcą też zapewnić Republikanom utrzymanie tradycyjnej przewagi nad Demokratami w sprawach bezpieczeństwa narodowego. Seria konferencji i spotkań międzynarodowych - obchody 60. rocznicy lądowania Sprzymierzonych w Normandii, wizyta we Francji i we Włoszech, wreszcie szczyt G-8 w Sea Island - pozwoliła Bushowi pokazać swoje przywództwo na arenie światowej. Kerry takiej roli nie może odgrywać.

W ostatnich tygodniach Bush działał tak, jak gdyby doradcy polityczni prezydenta sporządzili listę zarzutów, którymi posługuje się Kerry, po czym zaczęli działać, by jeden po drugim pozbawić je uzasadnienia. Kerry mówi, że Bush jest topornym taktykiem i hołduje unilateralizmowi, to znaczy woli, aby Ameryka działała na własną rękę, nie licząc się ze zdaniem sojuszników.

Tymczasem administracja USA zgodziła się przekazać suwerenną władzę rządowi irackiemu i w porozumieniu ze społecznością międzynarodową dała przywódcom irackim prawo współdecydowania o operacjach wojskowych. W zeszłym tygodniu na szczycie G-8 Bush przedstawił swoim sojusznikom zachodnim nowego, tymczasowego prezydenta Iraku, Ghaziego Jawera, i oświadczył, że "bezpieczeństwo Iraku będzie miało irackie oblicze".

Kerry zarzuca Bushowi, że zraził do USA tradycyjnych sojuszników i zaprzepaścił kapitał dobrej woli, jaki Ameryka uzyskała na świecie po atakach terrorystycznych 11 września 2001 roku. Tymczasem prezydent gawędził na szczycie G-8 ze swymi najsurowszymi krytykami, prezydentem Francji Jacques'em Chirakiem i kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem. Szczyt G-8 i obchody rocznicy lądowania w Normandii były karnawałem transatlantyckiej miłości i pokazem jedności.

Kerry oskarża Busha o lekceważenie ONZ i innych instytucji wielonarodowych. Tymczasem Bush powierzył wysłannikowi ONZ do Iraku, Lakhdarowi Brahimiemu, główną rolę przy tworzeniu nowego rządu irackiego, a potem, idąc na ustępstwa, przełamał zastrzeżenia Francji i Rosji, aby uzyskać jednomyślną akceptację Rady Bezpieczeństwa ONZ dla rezolucji torującej drogę do wyborów w Iraku w styczniu przyszłego roku.

Bush zaproponował również zwiększenie roli NATO w Iraku. Sprawa ta będzie głównym tematem szczytu NATO w Stambule pod koniec czerwca. Nie znaczy to, że udało się usunąć wszystkie rozbieżności między USA i krajami, które minister obrony Donald Rumsfeld nazwał uszczypliwie "Starą Europą".

Podjętą przez Busha inicjatywę wprowadzenia demokracji w krajach Bliskiego Wschodu uznano w tym regionie i w Europie na ogół za posunięcie naiwne lub za próbę amerykańskiej ingerencji. Napotkawszy zaś w Sea Island sprzeciw Chiraca, Bush musiał przyznać, że jest mało prawdopodobne, aby NATO mogło rozmieścić swe wojska w Iraku.

Nastąpiło jednak odwrócenie ról: teraz administracja Busha opowiada się za większym zaangażowaniem międzynarodowym w Iraku, a Europejczycy się temu opierają.

"Bush stara się zmniejszyć do zera dystans między sobą i Kerrym w sprawie przyszłości Iraku" - powiedział Thomas Mann, analityk z waszyngtońskiego ośrodka badawczego Brookings Institution. Zdaniem Manna może to pomóc Bushowi w pozbyciu się w kraju i za granicą etykietki unilateralisty, "ale jedyną rzeczą, która by mu naprawdę pomogła, byłaby poprawa sytuacji w samym Iraku".

Starania Busha, by znaleźć jakąś strategię wyjścia z Iraku i przekazać społeczności międzynarodowej część odpowiedzialności za odbudowę tego kraju, następują w chwili, gdy coraz więcej Amerykanów, zaniepokojonych nieustającą przemocą w Iraku, ma wątpliwości, czy warto było podejmować wojnę z Saddamem Husajnem.

W ankiecie przeprowadzonej w zeszłym tygodniu dla Associated Press przez ośrodek Ipsos-Public Affairs 43 procent Amerykanów poparło politykę Busha wobec Iraku, podczas gdy 55 procent oceniło ją krytycznie.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)