ŚwiatBush bronił się w NBC News

Bush bronił się w NBC News

Prezydent USA George W. Bush z uporem bronił w wywiadzie dla telewizji NBC News wojny w Iraku mówiąc, że "nie było innego wyboru" i odpierał zarzuty krytyków co do swej polityki wewnętrznej.

Bush bronił się w NBC News
Źródło zdjęć: © AFP

W trwającej godzinę rozmowie z popularnym prezenterem programu "Meet the Press" Timem Russertem, do której doszło z inicjatywy Białego Domu, Bush powtórzył znane argumenty za wojną, zwracając m.in. uwagę na rzadziej ostatnio poruszaną przez Waszyngton domniemaną groźbę zdobycia przez Saddama Husajna broni atomowej. Ponowił też oskarżenia, że miał on powiązania z terrorystami.

"Jestem przekonany, że gdybyśmy nie zadziałali w Iraku, ośmieliłoby to Saddama i mógłby on z czasem zbudować broń nuklearną, co postawiło by nas w sytuacji szantażu. Nie można polegać na szaleńcu, a on był szaleńcem. Jest zbyt późno, gdy szaleniec, który ma powiązania z terrorystami, może przystąpić do działania" - powiedział prezydent.

Bush ponownie podkreślił, że jego administracja spodziewała się znalezienia w Iraku broni masowego rażenia, gdyż wskazywały na to informacje wywiadu, choć przyznał, że nie okazały się one trafne. Stwierdzono jednak - jego zdaniem - że Irak miał "możliwości" produkcji takiej broni.

"Opierałem się na najlepszych danych wywiadowczych, które, jak myślałem, są trafne, i o których cały świat myślał, że są trafne. Dr David Kay (były inspektor ONZ w Iraku) znalazł jednak dowody zdolności Iraku do produkcji broni masowego rażenia" - powiedział amerykański prezydent, dodając, że "mogły one zostać ukryte lub przewiezione do innych krajów".

"Saddam używał broni masowego rażenia, płacił za samobójcze zamachy bombowe, był niebezpiecznym człowiekiem" - powtórzył po raz kolejny Bush. Naciskany czy należało rozpoczynać wojnę prewencyjną nie mając stuprocentowych dowodów z informacji wywiadu, że w Iraku znajduje się broń masowego rażenia, prezydent odpowiedział: "Nie ma czegoś takiego jak niezbite, absolutne dowody wywiadowcze".

Zapytany czy wojna w Iraku była "wojną z wyboru", czy "wojną z konieczności", Bush po chwili wahania odparł: "Nie mieliśmy innego wyboru posiadając informacje wywiadowcze takie, jakie posiadaliśmy".

Potwierdził to nawet, gdy Russert wyraził wątpliwości "czy wojna była warta śmierci ponad 500 amerykańskich żołnierzy". Podkreślił też, że usunięcie reżimu Saddama miało "pozytywny wpływ" na cały region, będąc ostrzeżeniem dla innych dyktatorów, jak Muammar Kadafi w Libii, który sam zrezygnował z broni masowego rażenia.

Prezydent powołał w piątek specjalną komisję do zbadania działalności wywiadu przy poszukiwaniach nielegalnej broni w Iraku. Zapytany dlaczego wyniki jej prac mają być ogłoszone dopiero w maju 2005 roku - a więc na pół roku po wyborach - odpowiedział: "Nie chcieliśmy działać w pośpiechu". Znany z dociekliwości i dziennikarskiej natarczywości Russert dopytywał się czy Bush będzie zeznawał przed tą komisją, na co prezydent odpowiedział, że "spotka się z nią i podzieli swoją wiedzą".

Prezydent nie zgodził się, że wojska USA są w Iraku wrogo przyjmowane i zaprzeczył jakoby zaskoczyła go siła oporu w Iraku._ "Jesteśmy witani z zadowoleniem w Iraku. Nie jestem zaskoczony skalą oporu". Dodał, że "są ludzie, którzy desperacko chcą powstrzymać postęp"_ w Iraku, gdyż upatrują zagrożenie w budowie demokracji w tym kraju.

Zapytany wtedy czy administracja USA zaakceptuje rząd islamski w Iraku, jeżeli taki rząd wybiorą Irakijczycy, Bush odpowiedział, że Irakijczycy nie stworzą takiego rządu, na co - jego zdaniem - mają wskazywać rozmowy z członkami Irackiej Rady Zarządzającej, m.in. z Adnanem Paczaczim. Rada ta jest dobrana przez władze okupacyjne i nie jest uważana za reprezentację kraju przez Irakijczyków.

Mówiąc o walce ze światowym terroryzmem Bush powiedział, że nie wie czy uda się złapać szefa Al-Kaidy Osamę bin Ladena i postawić go przed sądem. Bin Laden jest oskarżany przez Amerykanów o zorganizowanie zamachów terrorystycznych w USA z 11 września 2001 roku. Zginęło w nich ok. 3 tys. osób.

Dziennikarz NBC News pytał także Busha czy prawdą są oskarżenia Demokratów, że w czasie swej służby w tekaskiej Gwardii Narodowej na początku lat 70. przez rok nie stawiał się do swej jednostki w Alabamie. Prezydent odrzucił te zarzuty jako ataki "motywowane polityką" przed tegorocznymi wyborami. "Stawiałem się do służby wojskowej, inaczej nie byłbym z niej potem zwolniony z honorami" - powiedział, dodając, że gotów jest ujawnić wszelkie dokumenty w tej sprawie. Na razie jednak Biały Dom nie przedstawił żadnych dokumentów dowodzących, że Bush w latach 1971-72 służył w swej jednostce w Alabamie jak powinien.

Prezydent bronił też swej polityki gospodarczej, atakowanej przez Demokratów za wysoki deficyt i wciąż powolny przyrost miejsc pracy mimo ożywienia koniunktury. Zapewniał, że "jeśli Kongres będzie mądrze postępował z pieniędzmi" - w domyśle: będzie ograniczał wydatki - deficyt będzie znacznie zmniejszony w przyszłym roku i zatrudnienie będzie rosnąć.

Na zakończenie rozmowy Bush stanowczo oświadczył, że "nie zmieni swych poglądów i działań" pod wpływem sondaży opinii publicznej i zapewnił, że "nie planuje przegrać wyborów".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)