Burza wokół jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. "Trochę grobów w tym kraju to moja zasługa"
Jest wyrzutem sumienia dla służb ratowniczych, policji i prokuratury. Tam, gdzie ludzie w mundurach okazują się bezradni, wkracza jasnowidz Krzysztof Jackowski. Na czym polega fenomen guru z Człuchowa?
- Trochę grobów w tym kraju to moja zasługa. Wskazywałem ofiary utonięć, zabójstw, bez moich informacji wiele rodzin nie mogłoby przeżywać żałoby - mówi 57-letni Krzysztof Jackowski. Nie ma wyższego wykształcenia - ukończył szkołę zawodową. Nie jest żadnym ekspertem od kryminologii czy utonięć. Jednak to do niego przychodzą dotknięte tragedią rodziny. Czasem proszą o pomoc policjanci i prokuratorzy, bo śledztwo zatrzymało się w miejscu. A nuż pomoże inna "wizja".
Ostatnio Jackowski zaangażował się w sprawię tragicznych wydarzeń na jeziorze Kisajno i zaginięcia Piotra Woźniaka-Staraka. Znajomi rodziny dostarczyli mu rzeczy osobiste zaginionego. Była to bluza, spodnie, dwie pary butów i trzy zdjęcia. Jackowski przygotował dwie mapy zaznaczając, gdzie można szukać ciała. Przyjął 200 zł. Ma zasadę, że nawet od miliarderów należy się tyle samo, co od zwykłego Kowalskiego.
Media podważały efekty udziału jasnowidza w tej sprawie. Do sukcesu akcji poszukiwawczej najbardziej mieli przyczynić się żeglarze. Nocą wracali do portu i widzieli łódź zaginionego.
Trudno rozstrzygnąć, na ile mapa sporządzana przez jasnowidza przydała się nurkom. Jedno z miejsc jakie wskazał "z grubsza" mieści się w kwadracie poszukiwań zakończonych sukcesem. - Nie wolno odbierać zasług panu Krzysztofowi Jackowskiemu. Jego pomoc w sprawie była bardzo ważna - oświadczył rozmowie z WP przyjaciel rodziny Piotra Woźniaka-Staraka, który pracował przy poszukiwaniach.
Maciej Rokus, szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, która działała na jeziorze Kisajno, nie chce rozstrzygać. Wiąże go klauzula poufności, którą podpisał z rodziną. - Cała ta burza wokół Jackowskiego była niepotrzebna - mówi szef płetwonurków. Jasnowidza nazywa "starym diabłem". Potwierdza, że wielokrotnie korzystał z jego wskazań.
Jackowski ty stary diable, jesteś mistrzem
Ekipa Macieja Rokusa podejmuje się najtrudniejszych zadań jak odnajdywanie po latach osób, które zaginęły na jeziorach i w rzekach. Szef płetwonurków przysięga, że Jackowski ma zaskakujący i niewytłumaczalny dar, który nie raz naprowadził ich na ciała. Podaje przykłady.
W kwietniu 2016 roku policja i straż pożarna były bezradna wobec zginięcia Sary, 23-letniej studentki weterynarii. Podejrzewano, że dziewczyna popełniła samobójstwo. Przez tydzień przeszukiwano okolice kilku jezior.
- Jackowski zaznaczył na mapie brzeg jeziora Rusałka oraz miejsce na wodzie. W pierwszym punkcie, w zaroślach znaleźliśmy ubrania zaginionej. W drugim oznaczonym rejonie jeziora spoczywało ciało - wspomina Maciej Rokus. Zaraz po zakończeniu poszukiwań zadzwonił do jasnowidza. Powiedział: "Jackowski, ty stary diable. Gadaj, jak to zrobiłeś".
O wiele dłużej poszukiwano ciała mężczyzny, który zaginął na jeziorze na Mazurach. Rokus opowiada, jak o poranku spacerował nad jeziorem, myślał nad nierozwiązaną zagadką. Zastanawiał się, gdzie wysłać łódź z sonarem. W zamyśleniu rzucał kamieniem czy patykiem do wody.
Chwilę później rozmawiał z jasnowidzem Jackowskim, ten wypalił: "tam, gdzie rano rzucałeś czymś do wody. Koło ujścia tego potoku". - Weszliśmy do wody i tam było ciało - wspomina Rokus.
KGP nie wierzy jasnowidzom. Zwykli policjanci tak
Największe kontrowersje wzbudza udział Krzysztofa Jackowskiego w sprawach kryminalnych. Rzecznicy Komendy Głównej Policji nie raz odżegnywali się od współpracy z nim. Stanowisko KGP nadal jest sceptyczne.
Paweł Biedziak, były rzecznik prasowy policji przypomina, że przed laty w biurze kryminalnym KGP opracowano raport na temat udziału jasnowidzów w śledztwach. - Analizie poddano około 400 spraw. Okazało się, że wizje jasnowidzów były najczęściej ogólnikowe, nie wnosiły niczego istotnego do śledztw. Informacje te angażowały siły policjantów i odciągały od istotnych kwestii - mówi Biedziak.
Po raporcie powstały wytyczne, aby policjanci nie angażowali do spraw jasnowidzów. Podejrzewano nawet, że "dar" jasnowidzenia Krzysztofa Jackowskiego polega na przyjaźni z szefem dochodzeniówki w Człuchowie. Ten miał wyciągać informacje ze śledztw i "wizje" były wówczas zaskakująco prawdopodobne.
- Byłem sceptyczny wobec osiągnięć Jackowskiego. Jednak liczba podziękowań do policjantów, jaką kiedyś pokazał, zrobiła na mnie wrażenie - komentuje Dariusz Loranty, emerytowany policjant i ekspert do spraw bezpieczeństwa. - Uważam, że on uczy się od policji, dlatego jego przewidywania często okazują się tak trafne - dodaje.
Jasnowidz Jackowski na policyjnym etacie. Policjant napisał książkę
Wśród policjantów nie brakuje tych wierzących w zdolności nadprzyrodzone. To choćby Krzysztof Janoszka, policjant z wydziału kryminalnego i autor książki "Jasnowidz na policyjnym etacie". Wylicza w niej szereg spraw rozwiązanych przez jasnowidza. Wśród jest historia podwójnego zabójstwa z Będzina z 2006 roku. Dla zatarcia śladów sprawca podpalił wówczas kamienicę.
- Jackowski pomógł odszukać policji świadka, który opowiedział, jak było. Aresztowano podejrzanego, czyli szefa lokalu serwującego pieczone kurczaki. Dwa lata później na podstawie dowodów został skazany na dożywocie - opowiada Janoszka. Edward Adamek, emerytowany już naczelnik sekcji kryminalnej w Będzinie potwierdza.
Jasnowidz Jackowski skrupulatnie zbiera podobne dowody i publikuje na swojej stronie. Znajdujemy tam prośbę od prokuratora rejonowego z Inowrocławia. Chodziło o wypełnienie PIT-u za "usługę z dziedziny parapsychologii". Komisariat w Wesołej poprosił go wizję w sprawie zaginionego. "To nie będzie dołączone do akt, tylko incognito" - zapewniał policjant. Inny komendant pisze, że dziękuje za wizję w sprawie zamordowanej dziewczyny. Ciało znaleźli tam, gdzie Jackowski wskazał na mapie.
Jasnowidz Jackowski. Pierwsze śledztwo
Współpracę z Jackowskim pamięta też emerytowany policjant wydziały kryminalnego z Olsztyna. W 1994 roku w Obwodzie Kaliningradzkim w Rosji zaginęło dwóch biznesmenów oraz ich kierowca.
- Jackowski pomacał rzeczy zaginionych i od razu powiedział, że jeden z nich ma przepiłowane gardło. Mieli leżeć w płytkich grobach, blisko siebie, w lesie. Kilka tygodni później na zwłoki Polaków natknęli się rosyjscy myśliwi. Ofiary faktycznie były pozbawione głów - wspomina policjant. - To zrobiło wrażenie. Nigdy nie zwracaliśmy się o pomoc do Jackowskiego. Oficjalnie robiły to rodziny - dodaje.
Już bez udziału jasnowidza ustalono, że zabójcą był leśniczy, który pokazywał biznesmenom drewno do kupienia. Zabił ofiary toporkiem i strzałami z dubeltówki. Zabrał 7 tys. dolarów. Został skazany na karę śmierci, którą wykonano.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl