Burza wokół "amnestii" Giertycha ws. matur
Większość polityków skrytykowała decyzję wicepremiera i ministra edukacji Romana Giertycha,
zapowiadajacego amnestię dla części maturzystów, którzy oblali
tegoroczny egzamin dojrzałości. Zaskoczenia nie kryją politycy
PiS, jak również otoczenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
16.07.2006 | aktual.: 16.07.2006 12:03
Michał Kamiński (PiS), uczestniczący w niedzielnej audycji w Radiu Zet "Siódmy dzień tygodnia" przyznał, że jego partia była zaskoczona decyzją Giertycha.
Myślę, że tak ważne decyzje muszą być przedmiotem ustaleń rządu, przedmiotem ustaleń koalicyjnych - powiedział. Dodał, że w jego opinii Giertych "nieco się zapędził".
Zdziwiona decyzją Giertycha była też szefowa Gabinetu Prezydenta Elżbieta Jakubiak.
Jestem zdziwiona, bo myślałam, że będzie można zdawać we wrześniu (...), żeby się poprawić. Jestem zwolenniczką tego wrześniowego terminu. Uważam, że taka skrócona droga jest zawsze niebezpieczna - powiedziała w Radiu Zet. Dodała, że po zakończeniu matur rozmawiała z Giertychem i jej zdaniem miał wtedy lepsze pomysły, niż skracanie drogi maturzystom.
Jakubiak nie chciała jednocześnie powiedzieć, czy jej zdaniem decyzja Giertycha powinna zostać utrzymana, czy jednak zmieniona np. na posiedzeniu rządu. Uznała, że w tej sprawie powinien rozstrzygać premier Jarosław Kaczyński.
Z kolei podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Krawczyk powiedział w "Salonie politycznym" w radiowej Trójki, że prezydent Lech Kaczyński będzie musiał uwzględnić cały kontekst sprawy. To znaczy także to, że ta decyzja już stała się faktem społecznym. Teraz takie proste nieuznanie tego faktu spowoduje jeszcze większe komplikacje.
Decyzję Giertycha ostro krytykują posłowie opozycji.
Zdaniem Jana Rokity (PO), decyzja Giertycha wpisuje się w pewien sposób podejścia rządzących do państwa, który polega na tym, że każdego dnia przekonujemy się, że przez to, że się wygrało wybory i objęło jakiś urząd, można wszystko.
Kim jest człowiek, który wyobraża sobie, że wskutek tego, że zasiadł przy jakimś biurku i jeździ jakimś samochodem służbowym i dzwoni z komórki za państwowe pieniądze, a nie za własne, może w związku z tym powiedzieć, że ci co nie zdali matury, jednak ją zdali, albo odwrotnie. To jest jakieś szaleństwo władzy - powiedział w Radiu Zet.
Izabela Jaruga-Nowacka (SLD) uznała, że minister edukacji jest niepopularny i tą decyzją próbuje młodzież "przekupić", co - jej zdaniem - pogorszy jakość kształcenia. Jest to gest niezmiernie demoralizujący, bo pokazuje, że nie decyduje wiedza, ani umowa co trzeba zrobić żeby zdać egzamin, tylko minister - mówiła.
W opinii posła Marka Sawickiego (PSL), wyniki tegorocznych matur pokazały słabość reformy edukacyjnej, która - jak mówił - zakładała, że 100% młodzieży to będą maturzyści, a następnie absolwenci wyższych uczelni. Rezygnacja z kształcenia w systemie szkół zawodowych była błędem - ocenił.
Decyzji Giertycha bronił Daniel Pawłowiec z LPR. Podkreślił, że obejmie ona tylko tych, którym niewiele zabrakło, żeby zdać maturę. Nienaturalne wyniki wymusiły niestandardowe zachowanie. Argumentem podstawowym było tych 21% (maturzystów, którzy nie zdali matury)". Dodał, że pomysł Giertycha jest "jednorazowy".
W Zielonej Górze minister edukacji Roman Giertych zapowiedział, że każdy kto zda co najmniej cztery z pięciu części matury (egzamin pisemny z języka polskiego, języka obcego i wybranego przedmiotu oraz egzamin ustny z języka polskiego i języka obcego), a łączny wynik z egzaminu wyniesie co najmniej 30 proc., zaliczy maturę i otrzyma świadectwo dojrzałości.
Tegorocznej matury nie zdał prawie co piąty maturzysta. Decyzja ministra, wg szacunkowych danych MEN, ma dotyczyć ok. 50 tys. osób. Tegoroczni maturzyści objęci nowymi wytycznymi ministra edukacji otrzymają świadectwa maturalne we wrześniu, tak by mieli szansę złożyć jeszcze dokumenty na studia.