PolskaBunt na koloniach. 10-latka skaleczona żyletką, rodzice zabrali dzieci

Bunt na koloniach. 10‑latka skaleczona żyletką, rodzice zabrali dzieci

Na koloniach w Dźwirzynie doszło do prawdziwego buntu. Grupa dzieci z Górnego Śląska zaczęła wysyłać do rodziców bardzo niepokojące sms-y. Do ośrodka została wezwana policja. Opiekunowie odpierają zarzuty.

Bunt na koloniach. 10-latka skaleczona żyletką, rodzice zabrali dzieci
Źródło zdjęć: © East News
Katarzyna Bogdańska

Dzieci pojechały na kolonie 7 lipca do ośrodka "Komandor" w Dźwirzynie. Problemy zaczęły niemal natychmiast.

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" jedna z wychowawczyń pani Marlena opowiada, że w niektórych pokojach dzieci były brudne ściany, prysznice i toalety były zapchane. Kierownictwo zapewniło, że usterki będą naprawiane.

Prawdziwa burza rozpętała się, gdy zaledwie po dwóch dniach pobytu jeden z trzynastolatków zamieścił w internecie opinię na stronie ośrodka. Poskarżył się na panujące warunki a pod jego wpisem pojawiły się kolejne, o obraźliwej treści.

Właścicielka "Komandora" tłumaczy

Komentarze oburzyły właścicielkę ośrodka Agnieszkę Lipińską. - Mogło się zdarzyć, że jakiś kolonista z poprzedniego turnusu zostawił ślad buta na ścianie. Łazienki są jakie są, nie mamy kabin prysznicowych. Ale też nikt nie obiecywał uczestnikom kolonii hotelu pięciogwiazdkowego - mówiła.

Według pani Marleny kierowniczka kolonii rozpoczęła prawdziwe śledztwo, żeby odkryć, kto wypisywał komentarze na temat kolonii i ośrodka. Miała wieczorem wzywać do siebie dzieci i wypytywać. Niektóre wychodziły z gabinetu zapłakane. - Mój trzynastoletni syn powiedział mi podczas rozmowy telefonicznej, że kierowniczka straszy ich policją, prokuratorem. Kierowniczka natomiast twierdzi, że to brednie - mówi mama jednego z kolonistów.

Właścicielka ośrodka skarży się, że doszło do buntu dzieci. - Dzieci odmawiały jedzenia na stołówce. Jeden ze starszych chłopców zamawiał pizzę z Kołobrzegu - opowiada gazecie.

Doszło też do bardzo niebezpiecznego zdarzenia. 10-letnia córka pana Grzegorza skaleczyła się żyletką. Dziewczynce opatrzono ranę i poszła na rozmowę z kierowniczką kolonii. Gdy wyszła, płakała. Ponoć kierowniczka prosiła, żeby nikomu nie mówić o tym wypadku, bo o wszystkim powiadomi jej nową szkołę.

O wszystkim dowiedział się ojciec 10-latki od wychowawczyni. Natychmiast wezwał do ośrodka policję. Po tym fakcie pani Marlena została wyrzucona z ośrodka a rodzice zaczęli przyjeżdżać po swoje dzieci i zabierać je do domu.

Rodzice wysłali skargę do rzecznika praw dziecka, w której opisali, że kierowniczka straszyła i obrażała ich dzieci - informuje gazeta.

Kontrola na kolonii nie wykazała uchybień. – Przeprowadziliśmy kontrolę w ośrodku i nie mamy zastrzeżeń do warunków pobytu dzieci. Na koloniach nie było już jednak zwolnionej wychowawczyni i dzieci rodziców, którzy złożyli u nas skargę, mogliśmy więc wysłuchać tylko jednej strony sporu – mówi Robert Stępień, zachodniopomorski wicekurator oświaty.

Agnieszka Lipińska przyznaje, że nigdy nie spotkała się z tak trudną grupą. Według niej ewidentnie narósł konflikt, z którym nie poradziła sobie kierowniczka kolonii.

_**Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl**_

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (487)