ŚwiatBrytyjskie striptizerki narzekają na kryzys

Brytyjskie striptizerki narzekają na kryzys

Mimo kryzysu kluby ze striptizem nie narzekają na malejące dochody. Narzekają za to ich pracownice, które zarabiają coraz mniej. Jednak brytyjski przemysł tańca erotycznego wart jest około 300 milionów funtów.

Brytyjskie striptizerki narzekają na kryzys
Źródło zdjęć: © AFP | Joel Saget

13.04.2012 | aktual.: 13.04.2012 15:56

- Znajomi z Polski, gdy dowiedzieli się, że w ten sposób zarabiam, pytali, czy szef mnie bije i więzi - opowiada Dominika z Małopolski, która w ubiegłe wakacje tańczyła w jednym z klubów w Newcastle. W Anglii kluby nocne wyglądają inaczej niż w Polsce. Zamiast obskurnych podrzędnych lokali są to często dobrze urządzone miejsca, gdzie mężczyźni mogą zamówić sobie prywatny taniec, ale też obejrzeć mecz czy wypić drinka.

Striptiz? Normalna praca

- To była normalna praca, w której poza dziewczynami z Europy czy Australii spotkałam brytyjskie studentki i młode mamy - wspomina dziewczyna. Dominika jest wśród 72% tancerek, które - jak podaje dziennik "The Independent" - są ze swojej pracy zadowolone. Zaznacza jednak, że traktowała to, jako pracę dorywczą, bo nie wyobrażałaby sobie conocnego tańczenia w perspektywie dłuższej niż kilka miesięcy.

Brytyjskie striptizerki, jako główne plusy podają luźne godziny pracy i możliwość szybkiego zarobku. Przeciętne wynagrodzenie za wieczór zmalało jednak od zeszłego roku z 280 funtów do 230 - takie wyliczenia przedstawił dziennik "The Independent". Gazeta podaje przykład tancerki z północy Anglii, która mówi, że zarabia obecnie średnio 150 funtów za noc (pracuje cztery razy w tygodniu), co nie jest złą pensją, ale w porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat jest "przerażające".

Recesja w klubie Go Go

Winna jest recesja. Choć kluby wciąż pękają w szwach, mniej mężczyzn zamawia prywatne występy, a więcej przychodzi tylko popatrzeć. Poza tym zmęczeni pracą Brytyjczycy rzadziej odwiedzają takie miejsca w ciągu tygodnia, a gdy już do nich zaglądają, targują się o rabat, bo ceny są według wielu z nich zbyt wysokie. Kilkuminutowy taniec kosztuje przeciętnie 10 - 30 funtów, a piętnastominutowy występ to wydatek rzędu 30 - 100 funtów, z czego do kieszeni tancerki trafia średnio 70% - resztę dostaje klub.

- Kilka lat temu dni tygodnia były pracowite, a weekendy wręcz szalone - mówi cytowana przez dziennik pracownica jednego z klubów. - Teraz pracowite są tylko weekendy - dodaje.

Wpisowe i konkurencja

Do takiej pracy jest coraz więcej chętnych, bo taniec na rurze z wstydliwego zawodu stał się popularną rozrywką, na równi z tańcem brzucha czy salsą - to kolejny powód niższych zarobków, jaki podał dziś brytyjski dziennik. Kluby pobierają też opłatę za możliwość pracy, co pozwala im zarobić, nawet, gdy klientów jest mało i zmusza pracownice do większego wysiłku, by pokryć koszt "wpisowego".

Według badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Leeds opłaty te zwiększyły się w ciągu ostatnich lat i obecnie wynoszą od 30 do 50 funtów, w Londynie i na południu nawet 80 funtów za wieczór, a w weekendy nawet trzy razy więcej. Stolica Anglii przyciąga najbogatszych klientów i najmniej odczuwa recesję, a zbliżająca się olimpiada przyciągnie zapewne do miasta mężczyzn z całego świata, gotowych słono zapłacić za taniec.

Brytyjski przemysł tańca erotycznego wart jest około 300 milionów funtów. W 2009 roku brytyjski rząd wprowadził Policing and Crime Act, który m.in. nakazuje uzyskanie odpowiedniej licencji klubom, które organizują takie występy częściej niż 11 razy w roku. Ma to zwiększyć bezpieczeństwo i standard klubów, a także wyeliminować miejsca, w których striptizerki zatrudniane są na czarno.

Sonia Grodek

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)