Bruncz: Jędraszewski zamiast biskupem powinien być piromanem - to mu wychodzi
Abp Marek Jędraszewski podczas kazania z okazji 75. rocznicy Powstania Warszawskiego mówił o tęczowej zarazie, która przetacza się po Polsce w zastępstwie czerwonej. Te słowa to kolejny dowód na to, że krakowski metropolita minął się z powołaniem – zamiast budowniczego mostów wysadza je z pastorałem w ręku i mitrą na głowie. Zamiast biskupem, woli być piromanem - w każdym razie to drugie lepiej mu wychodzi.
02.08.2019 | aktual.: 02.08.2019 18:17
Powiecie, że na słowa abp. Jędraszewskiego wierni zareagowali gromkimi brawami? Super! Przed pałacem Piłata, który zaoferował ludziom wybór między terrorystą Barabaszem a Jezusem, mówiącym o miłowaniu wrogów, ludzie też klaskali, rechotali i wyli w ekstazie. Chcieli krwi i ją dostali w brutalnej odsłonie. Część tak chciała, a część została przekupiona.
Jednak abp Jędraszewski nie jest Piłatem, nawet nie jest jak Piłat, gdyż ten - będąc świadomy swojej politycznej odpowiedzialności i chcąc świętego spokoju - ważył słowa: nie szczuł, chciał rozmawiać i posłuchać różnych stron. Abp Jędraszewski nie chce rozmawiać, tylko obwieszczać. Wylewnie i sprawnie podlewa nienawiść i hejtuje, nie szanując nawet powstańczej wrażliwości, apeli tych, którzy odchodzą, którzy proszą o umiar i szacunek jednych Polaków do drugich.
Czy Chrystus nazywał bliźnich zarazą?
Metropolita Jędraszewski instrumentalizuje kazanie i Eucharystię (dla katolików istnieje zasadnicza jedność liturgiczna między dokonywaną na ołtarzu konsekracją a homilią) do zestawienia komunistycznego totalitaryzmu, który pochłonął miliony istnień ludzkich, z "tęczową zarazą", dehumanizując pośrednio czy nawet bezpośrednio osoby LGBT. I to nie tylko młodych, uśmiechniętych uczestniczących w akcji #jestemLGBT, ale też bezimiennych, którzy zmagają się z przemocą i pogardą. Jednocześnie abp Jędraszewski zdaje się wzruszać ramionami i proponując język nienawiści podczas mszy myli go z bezkompromisowością ewangelii Chrystusa. Zamiast pasterskiego kija woli paralizator i granat.
Czy Chrystus nazywał bliźnich zarazą? Ostro powiedział o apostole Piotrze – nazwał go nawet szatanem, bo nie myślał o tym, co boskie, a o tym, co ludzkie. A o czym myśli abp Jędraszewski? Czy wyrazem myślenia o tym, co boskie, co "buduje współczucie i wzmacnia miłość do Pana", do czego biskupów zachęca papież Franciszek, jest zakłócenie pamięci o Powstaniu Warszawskim, by wlać do debaty publicznej kolejne hektolitry cyklonu B? Za ostro? Absolutnie! To właśnie styl i narracja abp. Jędraszewskiego – najwyraźniej chętniej występującego w roli piromana i arcyhejtera, który ewangelię pomylił z przekazem dnia dla nazioli, a Lud Boży z twardym elektoratem partyjnym.
Często mówi się, że prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi wywołującemu za pomocą Twittera kryzysy międzynarodowe i wewnątrzkrajowe, ktoś powinien zabrać telefon. Amerykański artysta Watson Mere stworzył malowidło ukazujące pastora Martina Luthera Kinga (bojownika o prawa człowieka, a zastrzelonego przez prawicowego ekstremistę), jak ucisza Trumpa.
Analogicznie, ktoś powinien zabrać krakowskiemu metropolicie mikrofon, przynajmniej na chwilę, by zaprzestał szczucia ludzi jednych na drugich i to w przestrzeni Kościoła. Co zrobiłby Jezus? Wręczył Jędraszewskiemu upragniony kapelusz kardynalski, czek na milion dolarów, czy może dałby mu gałązkę oliwną albo dekret o przeniesieniu do klasztoru kontemplacyjnego?