Bruncz: "Biskupi mogą odetchnąć. Gość z Watykanu krzywdy im nie zrobił" (Opinia)
Strach miał wielkie oczy. To prawda, że abp Charles Scicluna bezwzględnie oczyścił z pedofilów Kościoła w Chile. W Polsce pokazał jednak łagodne oblicze. Na razie żaden z naszych hierarchów nie mógł poczuć się zagrożony. W sprawcach rozliczeń będzie, jak było. A było kiepsko.
Jest gorąco, a nawet bardzo, ale nie za sprawą spotkania abp. Charlesa Scicluny z biskupami uczestniczącymi w obradach plenarnych Konferencji Episkopatu Polski (KEP).
Właściwie abp Scicluna wylał wiadro schłodzonej wody na głowy tych, którzy oczekiwali koncertu dymisji polskich biskupów.
Tak właśnie miało to wyglądać
Jednak do przewidzenia było, że tak się nie stanie. Zresztą nie taki był cel wizyty maltańskiego hierarchy. Do Polski KEP zaprosiła go już dawno temu, a przyjazd zbiegł się ze stopniowo słabnącą dyskusją na temat dokumentu braci Sekielskich.
Z pewnością po wizycie Scicluny mogą odetchnąć polscy biskupi. Oczywiście jeśli w ogóle nią się martwili, a wiele wskazuje na to, że nie szykowali się na szczególne zmiany klimatyczne na linii Warszawa-Watykan.
W Wałbrzychu abp Scicluna – owiany sławą watykańskiego prokuratora-czyściciela – stwierdził, że nie przyjechał do Polski, aby robić porządki w episkopacie.
Arcybiskup wręcz wystawił biskupom (przynajmniej publicznie) laurkę za dotychczasowe działania, w tym za dokumenty zawierające wytyczne w postępowaniu z przypadkami pedofilii w Kościele.
Scicluna zaznaczył, że dokumenty, w tym również papieskie motu proprio, to nie wszystko i trzeba przejść do czynów. Duchowny podkreślił, że nie zna planów Franciszka dotyczących polskiego episkopatu, ucinając tym samym spekulacje dotyczące konsekwencji kadrowych wśród biskupów za tuszowanie przypadków pedofilii.
Arcybiskup dodał, że najlepszy byłby audyt zewnętrzny i było mu przykro po obejrzeniu filmu Sekielskich.
- Było to wystąpienie przewidywalne, przynajmniej na tym etapie. Ta wizyta odbywa się przecież na zaproszenie polskiego episkopatu. Inne działania będą możliwe, jeśli pojawią się silne przesłanki i to niemedialne – zastrzegł w rozmowie z Wirtualną Polską dr Tomasz P. Terlikowski, katolicki publicysta i szef TV Republika. – W Chile były zamieszki i było ewidentne wprowadzenie w błąd papieża Franciszka. W Polsce mamy inną sytuację – dodał Terlikowski.
Warto dodać, że abp Scicluna odniósł się do prowadzonych również w Polsce debat, na ile Jan Paweł II jest współodpowiedzialny za klęskę Kościoła w rozwiązywaniu sprawy pedofilii. Hierarcha zaznaczył, że sam był świadkiem determinacji Jana Pawła II w walce ze zjawiskiem pedofilii.
Podczas konferencji prasowej można było odnieść wrażenie, jakby oczekiwano od abp. Scicluny, aby tłumaczył się za działania lub ich brak ze strony KEP.
Z dużej chmury, mały deszcz
Rzeczywiście, misją Scicluny jest mówienie o sprawach ekstremalnie trudnych w sposób, który nie narazi ani jego, ani lokalny episkopat na zarzut bagatelizowania problemu. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że efekt wizyty arcybiskupa może być dla niektórych rozczarowujący.
Według Jarosława Makowskiego, teologa katolickiego i filozofa, Kościół nie odzyska wiarygodności, jeżeli będzie pozostawał tylko i wyłącznie w sferze retoryki.
– Nie wiem, czy arcybiskup zdaje sobie sprawę, że oczekiwania wobec jego wizyty były ogromne, że to, co powiedział, nie wykracza poza to, co powiedzieli już polscy biskupi. Do dokumentu "Tylko nie mów nikomu" Kościół w Polsce powinien napisać drugą część "Tylko powiedz wszystkim", a gwarantem jest stworzenie państwowej, niezależnej komisji złożonej z ekspertów, prawników, psychologów, ale także ofiar – komentuje dla Wirtualnej Polski Jarosław Makowski.
Ale opinie polskich publicystów, w tym piszącego te słowa, to jedno, a jeszcze inna jest rzeczywistość kościelnych korytarzy władzy, kuluarowych rozmów i rzeczywistej polityki realizowanej na kurialnej, dekanalnej i parafialnej płaszczyźnie.
I znów, jak poprzednim razem, zaryzykuję stwierdzenie, że wizyta abp Scicluny nie tylko nic nie zmieni, ale i może być odczytana przez dużą część episkopatu jako zielone światło do procedowania według przyjętego porządku.
Nie będzie radykalnych posunięć, brania odpowiedzialności za przypadki tuszowania ani tym bardziej widowiskowych igrzysk kadrowych, których domaga się część opinii publicznej i komentatorów. Nawet uwagi abpa Scicluny, dotyczące zewnętrznego audytu, to raczej rekomendacja niż polecenie.
Trudno też oczekiwać, aby – nawet zakładając otwartość KEP dla takiego pomysłu – taka grupa robocza powstała przed jesiennymi wyborami, gdyż temat nie dość, że skomplikowany, to jeszcze stał się paliwem dla politycznej bieżączki.
Tak jak przed, tak i po wizycie abp Scicluny nic się w polskim Kościele nie zmieni. Niebo się nie roztworzyło! Cała władza i narzędzia są wciąż w rękach Episkopatu, a nawet nie tyle Episkopatu, ile pojedynczych biskupów, którzy na terenie swoich diecezji mogą nieskrępowanie wdrażać Franciszkowy program walki z pedofilią z dowolną liczbą plusów w nazwie.
Taka informacja nie musi być jednak pocieszeniem, bo wiadomo, że dużą rolę w eskalacji skandalu mają sami biskupi, którzy wspierali i wzmacniali kulturę milczenia oraz prymatu instytucji nad krzywdą ofiar.