PolskaBrudne gry WSI

Brudne gry WSI

Romuald Szeremietiew, wiceminister obrony w rządzie Jerzego Buzka, siedem lat temu został publicznie zlinczowany. Oskarżono go o przyjmowanie łapówek i korupcję. Teraz został oczyszczony z zarzutów – sąd go uniewinnił, a prokuratura, mimo że wyrok jest nieprawomocny, nie zapowiedziała apelacji.

Brudne gry WSI
Źródło zdjęć: © PAP

04.11.2008 | aktual.: 04.11.2008 13:26

W lipcu 2001 r. „Rzeczpospolita” ujawniła – jak się dziś okazuje, rzekomą – aferę korupcyjną w MON. Sprawa nie schodziła z czołówek gazet – wiceminister obrony narodowej został przedstawiony jako skorumpowany, chciwy urzędnik państwowy. „Kasjer z ministerstwa obrony”, „Przetarg na haubice”, „Dymisja za prywatną pożyczkę”, „Czas rozliczyć polityków”, „Premier odwołał Szeremietiewa” – to tylko niektóre tytuły z tamtego czasu.

Teraz, po latach, okazało się, że Szeremietiew jest niewinny, nie brał żadnych łapówek, nie „ustawiał” przetargów. Jednak ta informacja nie trafiła na czołówki gazet – potraktowano ją jako drobny news.

Medialny festiwal

W lipcu 2001 r. wydawało się, że Romualda Szeremietiewa spotkała śmierć cywilna, że nie ma cienia szansy, by odzyskał dobre imię. Warto przypomnieć, o co w całej sprawie chodziło – chociaż bardziej właściwe jest sformułowanie, co wtedy przedstawiła „Rzeczpospolita”. „Z powodu podejrzenia o korupcję Zbigniew Farmus, najbliższy współpracownik wiceministra Romualda Szeremietiewa, nie otrzymał w ubiegłym tygodniu od Wojskowych Służb Informacyjnych zgody na dostęp do tajnych informacji. Przedstawiciel zagranicznego koncernu zbrojeniowego powiedział »Rz«, że Farmus żądał od niego 100 tysięcy dolarów łapówki za »załatwienie« zamówienia na dostawę haubic. Szeremietiew ręczy za uczciwość swojego doradcy. Tymczasem sam wiceminister w ciągu czterech lat urzędowania poczynił inwestycje, na które nie ma pokrycia w dochodach” – tak zaczynał się tekst z 7 lipca 2001 r. pt. „Kasjer z ministerstwa obrony” autorstwa Anny Marszałek i Bertolda Kittla. Tekst wielokrotnie nagradzany i przytaczany jako klasyka dziennikarstwa
śledczego.

„Kiedy rozstrzygano przetarg na haubice dla polskich sił zbrojnych, otrzymaliśmy następne sygnały. Przedstawiciel jednego ze światowych koncernów startujących w tym przetargu powiedział nam, że asystent Szeremietiewa zażądał od niego 100 tysięcy dolarów łapówki. Zastrzegł nazwisko do wiadomości redakcji, ale jest gotów potwierdzić to w sądzie” – czytamy w artykule. I dalej: „Przedstawiciel znanej polskiej firmy handlującej bronią powiedział nam: – Dałem Szeremietiewowi pieniądze na kampanię AWS.

– Ile? – pytamy.
– Kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kiedy jednak, już jako wiceminister, chciał ode mnie pieniędzy na poczet przyszłych kontraktów z MON, odmówiłem”.

Prokuratura wszczęła śledztwo tuż po publikacji „Rzeczpospolitej”. Stanisław Iwanicki, który niespodziewanie zastąpił Lecha Kaczyńskiego w resorcie sprawiedliwości, mówił o uzasadnionym podejrzeniu korupcji w MON.

Kolejnym medialnym „szoł” było spektakularne zatrzymanie Zbigniewa Farmusa na promie płynącym do Szwecji. Jego wyjazd na urlop został przedstawiony w mediach jako próba ucieczki. Farmus trafił do aresztu, w którym spędził 2,5 roku. W zatrzymaniu Farmusa brały udział: okręt wojenny, samolot rozpoznawczy Bryza i śmigłowiec z agentami UOP na pokładzie. Nikt wówczas nie pytał o koszty operacji, nikt nie zadał pytania, czy akcja była zasadna.

Kilka dni później, 11 lipca 2001 r., w swoim komentarzu zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” Jan Skórzyński pisał:
„Premier zdecydował o jego odwołaniu. Jest to powód do satysfakcji. Zawieszając, a potem dymisjonując wiceministra, szef rządu pokazał, że traktuje poważnie wiarygodne zarzuty formułowane przez prasę. Jednocześnie asystentowi Szeremietiewa udaremniono ucieczkę za granicę – jego zeznania i dalsze śledztwo pomogą wyjaśnić sprawę i ocenić odpowiedzialność samego wiceministra. Inne okoliczności tej sprawy są jednak mniej optymistyczne. Wygląda bowiem na to, że w Ministerstwie Obrony Narodowej działała przez długi czas grupa wysokich urzędników, kontrolujących przetargi zbrojeniowe i zamówienia na sprzęt wojskowy, którzy wykorzystywali to do brania łapówek. Sprawą tą zajęły się wprawdzie kilka miesięcy temu na polecenie ministra obrony służby specjalne, ale dlaczego tak późno? Trzeba też zapytać, kiedy skończyłoby się to dochodzenie, gdyby nie artykuł w »Rzeczpospolitej«? I dlaczego Zbigniewa Farmusa ujęto dopiero na promie? Cieszymy się, że nasze publikacje kończą się odwołaniem winnych zaniedbań czy nadużyć
urzędników – tak było w przypadku wojewody śląskiego, tak jest i teraz. Wolelibyśmy jednak, aby na coraz częstsze przypadki korupcji na wszystkich piętrach władzy reagowały powołane do tego służby. Dziennikarskiej satysfakcji mielibyśmy wtedy mniej, ale obywatelskiej – znacznie więcej”.

(Co ciekawe, po latach okazało się, że także w przypadku wojewody śląskiego, czyli Marka Kempskiego, ci sami autorzy „Rz”, którzy opisali „aferę” Szeremietiewa, nie mieli racji i przegrali proces.) Ostatecznie prokuratura oskarżyła Szeremietiewa o przekroczenie uprawnień przy dwóch przetargach z 1998 r. na zakup central telefonicznych oraz samochodów. Według śledczych Szeremietiew działał na szkodę resortu obrony, ponieważ wybrał Fiata. Kolejny zarzut dotyczył korupcji przy kupnie Lancii Kappa po cenie zaniżonej o blisko 40 tys. zł. Romuald Szeremietiew miał też żądać od kandydata na dyrektora Wojskowych Zakładów Lotniczych w Bydgoszczy, by ten nawiązał współpracę z firmą należącą do znajomej Szeremietiewa z branży zbrojeniowej, Małgorzaty S., w zamian za poparcie jego kandydatury.

Małgorzata S. i diler Fiata, którzy zasiedli z Szeremietiewem na ławie oskarżonych, także zostali uniewinnieni.

Jedyny prokuratorski zarzut, jaki utrzymał się w sądzie, to ujawnienie Zbigniewowi Farmusowi czterech (a nie pięćdziesięciu, jak twierdziła prokuratura) dokumentów zawierających tajemnice państwowe po tym, jak stracił on certyfikat dostępu do tajemnicy. Romualdowi Szeremietiewowi, który już zapowiedział apelację, została za to wymierzona kara 3 tys. zł grzywny.

Niebawem proces Zbigniewa Farmusa zacznie się od nowa. Poprzedni wyrok z końca 2006 r. uchylono. Były asystent Romualda Szeremietiewa został wówczas uniewinniony z zarzutów korupcyjnych, a skazany za ujawnianie tajemnic.

WSI w natarciu

Jeszcze w trakcie śledztwa zaczęły pojawiać się wątpliwości co do prawdziwości zarzutów kierowanych pod adresem Zbigniewa Farmusa i Romualda Szeremietiewa. Kontrola skarbowa nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Okazało się również, że Zbigniew Farmus nie miał żadnego wpływu na podejmowane w MON decyzje, a tym bardziej na jakiekolwiek przetargi w resorcie obrony.

Zeznający przeciwko podejrzanym powiązani z WSI świadkowie składali sprzeczne zeznania. Prawda o „kasjerze z ministerstwa” zaczęła wychodzić na światło dzienne – pisała o tym. m.in. „Gazeta Polska”. Dziś można jedynie się domyślać, jakie były kulisy całej operacji, ponieważ zarówno proces, jak i uzasadnienie wyroku są tajne. Wiadomo na pewno, że wszystko zaczęło się w Wojskowych Służbach Informacyjnych. To właśnie na wniosek WSI ówczesny minister obrony narodowej, czyli Bronisław Komorowski, zgodził się na inwigilację swojego zastępcy, czyli Romualda Szeremietiewa. Bronisław Komorowski nie protestował, gdy pod adresem jego zastępcy wytaczano oskarżenia, bezkrytycznie przyjmował to, co mówili żołnierze WSI, i godził się na wszystko, co proponowały wojskowe służby specjalne. Co ciekawe, do końca całej operacji WSI pozostały w cieniu – na pierwszy plan wysunęły się natomiast służby cywilne. Widać to było szczególnie w przypadku Zbigniewa Farmusa, którego zatrzymywał UOP.

Dlaczego WSI zaangażowały się w skompromitowanie wiceministra obrony narodowej? Odpowiedź tkwi m.in. w rozstrzygnięciach dotyczących zakupu sprzętu wojskowego.

„Jednym ze źródeł łapówek zdaniem dziennikarzy i prokuratury miał być program armato-haubicy 155 mm »Krab«. Przeprowadziłem zakup licencji i nadzorowałem realizację programu. W lipcu 2001 r. mieliśmy już sprawdzony prototyp nazywany z racji mojego zaangażowania »działem Szeremietiewa«. W czasie wizyt w Indiach zainteresowałem Hindusów tą bronią. Wstępnie uzgodniliśmy, że wojsko indyjskie będzie potrzebowało ponad sto »Krabów«. To oznaczało, że producent Huta Stalowa Wola zarobiłaby jakieś 1,1–1,5 mld dolarów. Po usunięciu mnie ze stanowiska MON zrezygnował z armato-haubicy. Twierdzono, że to działo nie było potrzebne, a sam zakup był taką moją fanaberią. Dziś MON już wie, że »Krab« jest potrzebny i zaczął działa zamawiać” – napisał na swoim blogu Romuald Szeremietiew.

„Gdy w lipcu 2001 »Rzeczpospolita« doniosła o »aferze«, byłem obecny na pierwszych stronach gazet, w dziennikach telewizyjnych, w komentarzach gromiących skorumpowanego Szeremietiewa. Pod bramą mojego domu kłębiły się ekipy stacji telewizyjnych. Wszyscy w Polsce mogli wiele razy zobaczyć dom, rzekomy dowód moich przestępstw. Po wyroku oglądałem dziennik TVP1 – ani słowa o moim uniewinnieniu. W gazetach ukazał się przyzwoity artykuł w »Naszym Dzienniku«, skromny tekścik w »Gazecie Wyborczej«, malutka wzmianka w »Super Expressie« i to wszystko. W innych tytułach nic, cisza. »Dziennik«, gdzie dziś pracuje autorka »kasjera«, ani be, ani me, ani kukuryku – jak mawiał nasz brukselski »mędrzec«. Ech, co by to w mediach było, gdyby mnie sąd za korupcję skazał na kilka lat więzienia” – stwierdził były wiceminister obrony narodowej.

Dorota Kania

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)