Bronisław Komorowski: zmasowany atak nie ma sensu
Jeżeli Irak przygotował system obrony rozproszonej, to nie ma najmniejszego sensu prowadzenie zmasowanych uderzeń lotniczych, bo one nie trafią w to, co jest wartościowe z punktu widzenia i ekonomicznie uzasadnione na wojnie. Myślę, że Amerykanie (...) będą kontynuowali uderzenia w precyzyjnie wybrane obiekty i miejsca - powiedział w "Salonie Politycznym Trójki" były minister obrony Bronisław Komorowski.
20.03.2003 | aktual.: 20.03.2003 11:18
Jolanta Pieńkowska: To nie był zmasowany atak, jakiego się spodziewaliśmy, jaki był podczas "Pustynnej Burzy" - napisała agencja AP. "Chirurgiczne uderzenie" na wybrane cele. Dlaczego tak?
Bronisław Komorowski: Były to wybrane cele i chirurgiczne uderzenie. Choćby nawet w tej informacji, że zginęło tylko 10 osób, można wyciągnąć wniosek, że celem uderzenia nie były skupiska ludności, ale wybrane obiekty. Natomiast sama skala uderzenia, te kilkadziesiąt pocisków rakietowych raczej wskazywałaby na to, że nie usiłowano w ten sposób zlikwidować celów czysto wojskowych, jak systemy radarów. Zresztą te bombardowania tam trwają, niektórych instalacji, już od pewnego czasu. Ja sądzę, że te uderzenia, dzisiejszego ranka, to były uderzenia w cele polityczne. Czyli miały na celu wyeliminowanie albo niektórych struktur administracji państwowej, albo zasianie lęku. Był to fragment polowania na Saddama Husajna.
Jolanta Pieńkowska: Polowania na razie nieskutecznego. Czy może być tak, jak mówią niektórzy, że w czasie tylko kilkunastu lat Saddam Husajn zbudował kilkadziesiąt nowych pałaców. Nikt nie wie, co jest pod tymi pałacami. Czy może być tak, jak z Osamą bin Ladenem, że Saddama Husajna nigdy nie uda się zlikwidować?
Bronisław Komorowski: Jest to oczywiście możliwe. Aczkolwiek przypuszczam, że po tych doświadczeniach wojny sprzed 12 lat Stany Zjednoczone przywiązały dużą wagę do rozpracowania systemów ukryć, kryjówek, stanowisk dowodzenia, gdzie może być Saddam Husajn. I do jego wyeliminowania. Bo niewątpliwie w systemie dyktatorskim, takim, który buduje kilkadziesiąt pałaców zamiast żywić własny naród i rozwijać własne państwo, w takim systemie rola jednostki jest ogromna. Jego wyeliminowanie mogłoby oznaczać ogromne skrócenie nie tylko samej operacji militarnej, ale i skrócenie cierpień, które tej wojnie towarzyszą.
Jolanta Pieńkowska: Mówi pan, mogłoby oznaczać, ale czy będzie oznaczać, dlatego, że w tym przemówieniu nad ranem prezydent Bush przyznał, że to może być długotrwała wojna. Ari Fleischer pierwszy raz powiedział, że nie wiadomo, jak długo może potrwać ta wojna. I nie wiadomo, ile ofiar pochłonie.
Bronisław Komorowski: To są nowe akcenty w wypowiedziach amerykańskich. Do tej pory raczej budowano nadzieję, że wojna będzie bardzo krótka, bardzo nowoczesna i przyniesie szybkie rozstrzygnięcia. Osobiście sądzę, że Amerykanie tutaj z jednej strony próbują na wszelki wypadek przygotować własną opinię publiczną do ofiar wojny. Co nie oznacza, że nie będą próbowali opinii tej zaskoczyć szybkimi rozstrzygnięciami. Przypuszczam, że Amerykanie docenili zmiany taktyki irackiej, którą widać gołym okiem, a polega ona na tym, że odstąpił Irak od obrony takiej, jak 12 lat temu, kiedy dywizje pancerne i zmechanizowane stały na pustyni. I był front walki. Na rzecz obrony rozproszonej, a więc miast. Działania zza zasłony własnej ludności cywilnej. I taka walka rozproszona, przy rozproszonym dowodzeniu. Cztery dowództwa terytorialne oznaczają, że przyjęto koncepcje obrony totalnej. Sądzę, ze Amerykanie docenili zmianę tej taktyki, przystosowując własny kalendarz o wiele trudniejszego scenariusza walki, w której nie
wystarczy pokonać dywizje armii irackiej. A jeśli się nie uda wyeliminować Saddama Husajna, co miałoby gigantyczne znaczenie moralne, polityczne również i czysto militarne. To trzeba się przygotować na dłuższe operacje z użyciem własnych sił specjalnych, które też będą działały nie w postaci zmasowanych uderzeń, ale walcząc niewielkimi oddziałami, dokonując rajdów na terytorium przeciwnika będą dążyli do sparaliżowania systemów obrony irackiej.
Jolanta Pieńkowska: Jeden z przedstawicieli Pentagonu powiedział, że to nie jest dzień A, to znaczy początek zmasowanego ataku. Na co w takim razie czekają Amerykanie i kiedy ten dzień A może nastąpić?
Bronisław Komorowski: Jeżeli Irak przygotował system obrony rozproszonej, to nie ma najmniejszego sensu prowadzenie zmasowanych uderzeń lotniczych, bo one nie trafią w to, co jest wartościowe z punktu widzenia i ekonomicznie uzasadnione na wojnie. Tylko trafią w próżnię albo w ludność cywilną. Więc myślę, że Amerykanie odstąpią od zmasowanych uderzeń lotniczych czy rakietowych. Będą kontynuowali uderzenia w precyzyjnie wybrane obiekty i miejsca. Natomiast przygotowują operację lądową z użyciem sił specjalnych, rajdów zakładając, że walka będzie raczej walką w rozproszeniu, walką o zdobywanie poszczególnych miast, a nie walką w polu, gdzie stoją wojska na przeciw siebie. (Polskie Radio/mk)