Bronisław Komorowski: głosowanie to obywatelski obowiązek
Są kraje bardzo demokratyczne, w których są kary za niepójście do wyborów. Czasami są to kary pieniężne, czasami są to wywieszenia na afiszach osób, które nie głosowały, bo prawo do brania udziału w wyborach jest jednocześnie obywatelskim obowiązkiem - powiedział Bronisław Komorowski, poseł PO w Salonie Politycznym Trójki.
Jolanta Pieńkowska:Kto Pańskim zdaniem poprze dziś w Sejmie projekt Platformy Obywatelskiej, by w czasie referendum można było podawać frekwencję. Bronisław Komorowski:Myślę, że poprze SLD, bo ma chyba świadomość, że klęska referendalna choćby nawet poprzez niską frekwencję obciąży konto tego rządu, bo rząd niewątpliwie bardzo wiele uzależnia od zwycięstwa referendalnego. Mam nadzieję, że poprze i Prawo i Sprawiedliwość, które może ustami niektórych posłów, ale akurat tych eurosceptycznych posłów PiS-u wyraża pewne zastrzeżenia, też przecież jeśli PiS uzna, że sprawą strategicznie ważną dla Polski jest wejście do Unii Europejskiej to nie jest kwestią obojętną w jakim stylu wejdziemy poprzez przegrane w wyniku absencji w referendum i też poprzez decyzje po awanturach w parlamencie, czy na zasadzie woli narodu. Więc mamy nadzieję na poparcie PiS-u również. Jolanta Pieńkowska:A co z tym argumentem, że to będzie próba nacisku na tych, którzy nie chcą głosować. Bronisław Komorowski:Są kraje
bardzo demokratyczne, w których są kary za niepójście do wyborów. Czasami są to kary pieniężne, czasami są to wywieszenia na afiszach osób, które nie głosowały, bo prawo do brania udziału w wyborach jest jednocześnie obywatelskim obowiązkiem. Więc to tak jest, że to ma być zachęta do wzięcia udziału w głosowaniu w referendum. Jolanta Pieńkowska:Zachęta brzmi lepiej niż próba nacisku. Bronisław Komorowski:Próba nacisku, w Polsce nie ma prawa, które by przymuszało ludzi do pójścia do głosowania. Ale jest bardzo wysoki, super wysoki w porównaniu z innymi krajami próg ważności referendum, próg frekwencji. Jolanta Pieńkowska:Ale sam Pan przyznaje, że to jest element agitacji teoretycznie w czasie, kiedy powinna być cisza wyborcza. Prawda? Bronisław Komorowski: Tak, ale to nikogo się nie zachęca, to działa w obie strony, bo będzie działało mobilizująco i dla przeciwników i zwolenników. Jolanta Pieńkowska: Właśnie pytanie, mobilizująco, czy demobilizująco, bo są takie argumenty, że jeśli się
okaże, że w sobotę ta frekwencja jest bliska 50% to w niedzielę nikt może do referendum nie pójść, a może się okazać, że część głosów oddanych jest nieważna. Bronisław Komorowski: Trudno się oczywiście spierać o to jak zareagują Polacy na wiadomość, że nie ma wystarczającej 50-procentowej frekwencji, że brakuje tylko kilku procent, ja sądzę, że większość ludzi, a widać z badań opinii publicznej, większość chce wejścia Polski do Unii, zareaguje na tej zasadzie, żeby mój głos też przeważył tą szalę. To jest kwestia przekonań. Ja nie sądzę, by podanie wyniku frekwencji miało po pierwsze jakiś decydujący wpływ na samą frekwencję, to może oznaczać zwiększenie frekwencji o te parę procent, ale może te parę procent okaże się decydujące. Więc jest się o co bić, jest sens przeprowadzać bardzo szybko, niewątpliwie w trybie przyśpieszonym prace nad nowelizacją ustawy, bo te parę procent to jest być, albo nie być Polski w tym, że albo w dobrym stylu, albo w złym będziemy wchodzili do Unii, bo wejdziemy na zasadzie
decyzji parlamentu, ale lepiej, aby była to decyzja większości narodu. Jolanta Pieńkowska:Tylko, czy nie obawia się Pan tego, o czym mówił ostatnio arcybiskup Życimski, że strasznie dużo się podejmuje takich ruchów, by zmusić ludzi do głosowania, że najpierw jest dwudniowe referendum, że teraz będziemy podawać frekwencję, a Polacy to naród przekorny i mogą zrobić na złość. Bronisław Komorowski: Polacy nie robią na złość sami sobie. Przeczytaj całą rozmowę