Brexitowy kryzys. Boris Johnson posunął się dalej niż ktokolwiek inny. A to dopiero początek
Zawieszając prace parlamentu aby pokrzyżować plany przeciwników brexitu, Boris Johnson dopuścił się ataku na brytyjską świętość. A wiele wskazuje na to, że dopiero się rozkręca. Wielką Brytanię czeka wielka polityczna bitwa, która może skończyć się pełnoprawnym kryzysem konstytucyjnym.
- Są takie pomysły, że aby osiągnąć brexit trzeba zawiesić parlament, zawiesić naszą demokrację parlamentarną. To stałoby w całkowitej sprzeczności z tym, za co walczyli i ginęli ci ludzie, którzy przebijali się przez plaże [Normandii] - mówił jeszcze dwa miesiące temu konserwatywny minister zdrowia i zagorzały zwolennik brexitu Matt Hancock.
W środę pomysły, o których mówił, stały się ciałem. Prace parlamentu zostaną zawieszone na bezprecedensowe pięć tygodni w kluczowym okresie tuż przed planowaną datą brexitu 31 października. Tymczasem Hancock oraz inni ministrowie w rządzie Borisa Johnsona, którzy określali pomysł zawieszenia parlamentu mianem "szalonego", "dyktatorskiego" i "antydemokratycznego" siedzą cicho.
Ale reszta Wielkiej Brytanii jest wściekła. Jeszcze tego samego dnia na ulice wyszli demonstranci w kilkunastu brytyjskich miastach. Nawet ze strony polityków partii rządzącej posypały się gromy krytyki, a nawet oskarżenia o "zamach stanu".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Bitwa o Brytanię
Wiele wskazuje jednak na to, że atak na parlament - ostoję i symbol brytyjskiej demokracji - był dopiero pierwszą salwą Borisa Johnsona w bitwie o brexit. Nikt nie wie na pewno, jaki plan ma premier i jego najbliższy doradca Dominic Cummings, znany jako "mózg" kampanii na rzecz brexitu (to o nim opowiada głośny film z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej).
Teorii nie brakuje. Według niektórych, chodzi o wymuszenie nowych wyborów i oskarżenie opozycji o zdradę brexitu. Inni twierdzą, że Johnson naprawdę dąży do brexitu za wszelką cenę, nawet za cenę chaosu i gospodarczego tąpnięcia. Jeszcze inni: że chce zaszachować opozycyjną Partię Pracy wymuszając na niej wybór między mniej więcej tą samą umową rozwodową, którą już trzykrotnie odrzuciła i katastrofalnym twardym brexitem.
Niezależnie od celu, który przyświeca brytyjskiemu premierowi, pewne jest to, że Wielką Brytanię czeka polityczna zawierucha na bezprecedensową skalę. Co może zrobić opozycja z Partią Pracy na czele? Ma trzy opcje. Pierwszą jest walka o odwołanie lub wstrzymanie zawieszenia na drodze sądowej. Wniosek w tej sprawie został złożony, ale szansę na jego powodzenie są raczej małe.
Większe pole manewru opozycja będzie miała w Izbie Gmin jeszcze przed zawieszeniem jej prac. Najbliższe posiedzenie zacznie się 4 września, zaś zawieszenie wchodzi w życie pięć dni później. W tym czasie przeciwnicy brexitu mogą zablokować "twardy brexit" drogą legislacyjną i zmusić rząd do złożenia wniosku o przedłużenie negocjacji z UE. Inną opcją zgłoszenie wniosek o wotum nieufności dla Johnsona.
Brudne chwyty Johnsona
W obu przypadkach - o ile jeśli tylko opozycji uda się to zrobić na czas - przeciwnicy premiera mają szansę na wygranie głosowań, bo niemal na pewno do opozycji dołączy część konserwatywni "rebeliantów". W czwartek w proteście przeciwko decyzji Johnsona ze swojej funkcji w Izbie Lordów zrezygnował konserwatysta George Young.
Misja opozycji będzie trudna, bo - jak donosi portal Buzzfeed News - Johnson zamierza zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. "Wszystko" rozumiane jest całkiem dosłownie. Wśród podawanych przez ludzi premiera opcji sabotowania opozycji jest m.in. blokowanie i zakłócanie debat, gra na czas, masowe nadawanie tytułów szlacheckich zwolennikom brexitu po to, by blokowali ustawy w Izbie Lordów, a nawet ignorowanie aktów przyjmowanych przez parlament.
A co jeśli mimo to Johnson przegrałby głosowanie o wotum nieufności? Po prostu "odmówiłby odejścia ze stanowiska, ogłosił wybory na czas po brexicie, rozwiązał parlament i patrzył, jak Zjednoczone Królestwo wypada z UE".
Konstytucyjny test
Debaty na temat tego, co stałoby się, gdyby rozpisano nowe wybory toczą się w Wielkiej Brytanii od miesięcy. Jak powiedziała WP Agata Gostyńska, analityk Centre for European Reform w Londynie, znakomita większość konstytucjonalistów jest zdania, że w razie upadku rządu Johnson musiałby złożyć wniosek o odłożenie brexitu, ze względu na konwencję mówiącą o tym, że odchodzący rząd nie może podejmować decyzji drastycznie zmieniających status quo.
- Ale ponieważ Wielka Brytania nie ma pisemnej konstytucji, nie ma też pewności, jakie będą konsekwencje wotum nieufności. Tym bardziej część komentatorów jest przeciwnego zdania co większość konstytucjonalistów - powiedziała ekspertka.
Dlatego zdaniem proeuropejskiego publicysty Jonathana Lisa, brytyjską konstytucję czeka być może najpoważniejszy sprawdzian w jej całej historii.
"Cummings i Johnson są gotowi grać brudniej, niż ktokolwiek wcześniej. Nasze dżentelmeńskie konwencje nie są w stanie się im przeciwstawić. Nie możemy brać ołówków na pojedynek rewolwerowców. Czas, by nasi politycy odrzucili ego i plemienne uprzedzenia, zaopatrzyli się w prawników, zjednoczyli się i przypuścili kontratak" - nawołuje Lis.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl