Brakowało im 2,5 metra do wódki
Właściciele sklepu w podkrakowskich Jerzmanowicach, ubiegając się o pozwolenie na sprzedaż alkoholu, chcieli przechytrzyć urzędników i miejscowe prawo. Kiedy bowiem okazało się, że nie mogą zarabiać na piwie czy winie, bo są za blisko ośrodka kultury, postanowili wydłużyć drogę.
01.02.2008 | aktual.: 01.02.2008 10:06
Jak? Przed wejściem do sklepu zamontowali labirynt z łańcuchów. Lewiatana w Jerzmanowicach od jesieni ubiegłego roku prowadzi małżeństwo z Krakowa. Wydzierżawiło pomieszczenia od właściciela nowego budynku w centrum wsi i bardzo się stara, by móc sprzedawać tam piwo i wódkę.
Przepisy lokalne są jednak okrutne: sklep z alkoholem musi stać co najmniej 50 metrów od szkół, kościołów, bibliotek czy ośrodków kultury. Kiedy okazało się, że Lewiatanowi,którego sąsiadem jest ośrodek kultury, brakuje do wymaganej odległości 2,5 metra, właściciele postanowili zagrać urzędnikom na nosie i wydłużyć drogę do swojego sklepu. Zanim jednak użyli fortelu, starali się o koncesję w gminie, nie mając pojęcia, że 2,5 metra tak zmieni ich życie. Gminny geodeta pojawił się u nich, zmierzył odległość od sklepu do ośrodka i koncesja przeszła koło nosa. Zabrakło 2,5 metra. Właściciele sklepu byli zszokowani.
Kiedy zaczynaliśmy tutaj działalność, człowiek, od którego dzierżawimy obiekt, powiedział nam, że nie będziemy z tym mieli żadnych kłopotów - przypomina Jarosław Gruba, który prowadzi Lewiatana. Najemcy liczyli na zyski z handlu alkoholem, dlatego zaczęli kombinować. Z pomocą przyszedł właściciel całej nieruchomości. Użył fortelu montując słupki i łańcuchy tworzące labirynt wydłużający drogę o brakujące metry. Liczył, że to sprawę załatwi. Nie spodziewał się chyba, że takim torem przeszkód narazi się swoim klientom.
Mieszkańcy Jerzmanowic są bowiem oburzeni łańcuchami przed wejściem, które sprawiają, że jak idioci lawirują między słupkami. Kupuję tu codziennie, bo lubię ten sklep - mówi Jacek Witek z Jerzmanowic, uczeń tutejszej szkoły. Tylko te słupki są niepotrzebne. Do tej pory było dobrze, aż tu nagle taka przeszkoda. Dwie osoby nie mogą się wyminąć w przejściu - wzrusza ramionami chłopak. Takich osób jest więcej. Niektórzy z dużymi zakupami przeciskają się między łańcuchami, potykają się o nie. Jerzmanowiczanie opowiadają, że kiedy ludzie wychodzą z kościoła i więcej osób chce jednocześnie wejść do sklepu, to już na chodniku przed labiryntem ustawia się kolejka.
To jednak nie koniec pecha sklepikarzy. Labirynt nie pomógł im w uzyskaniu zgody na sprzedaż alkoholu. Wójt Jerzmanowic-Przegini Adam Piaśnik, rozpatrując ich kolejny wniosek o koncesję, znów wysłał geodetę na pomiary. Ten po konsultacjach z prawnikiem zmierzył trasę, ale... pominął łańcuchy. Nadal jest 47,5 metra. To za mało, żeby dostać pozwolenie na sprzedaż alkoholu. Co na to właściciele sklepu? Do decyzji gminy się dostosują i pomyślą o innych rozwiązaniach tego problemu.
Barbara Ciryt