Boromeuszka Agnieszka F. - siostra Bernadetta - ma pójść do więzienia
Siostra Agnieszka F., skazana na dwa lata pozbawienia wolności za przemoc w prowadzonym przez zakon boromeuszek ośrodku wychowawczym w Zabrzu, ma pójść do więzienia. Tak zdecydował zabrzański sąd, który nie zgodził się na warunkowe zawieszenie zakonnicy kary.
O decyzji sądu poinformowała dziennikarzy prokurator Izabela Pirch-Mirocha. - Przyczyną zawieszenia kary w tym przypadku byłyby tylko okoliczności wskazujące, że zaszła jakaś metamorfoza, że w życiu skazanej zaszły takie zmiany, które wskazują na to, że nie ma sensu wykonywać kary, że byłoby to niehumanitarne. Takie okoliczności nie zaistniały. Po prostu od czasu wyrokowania nic się nie zmieniło w tym zakresie - powiedziała prokurator.
Decyzja sądu jest nieprawomocna. Obrona może ją zaskarżyć, wówczas sprawę rozpozna Sąd Okręgowy w Gliwicach.
W 2011 r. gliwicki sąd okręgowy skazał Agnieszkę F. - siostrę Bernadettę - na bezwzględną karę dwóch lat więzienia. Zaostrzył wyrok sądu rejonowego, który wymierzył jej karę w zawieszeniu. Od czasu wyroku Agnieszka F. nie trafiła do więzienia. Sąd odraczał jej karę po wnioskach, w których skazana powoływała się na stan zdrowia i wiek - ma 59 lat. Nawet po uprawomocnieniu postanowienia zakonnica nadal może składać wnioski o odroczenie kary ze względu na stan zdrowia.
Prok. Pirch-Mirocha przypomniała, że skazując zakonnicę gliwicki sąd wskazał, że ze względu na charakter sprawy tylko kara więzienia - bez zawieszenia - pozwoli skazanej zrozumieć istotę popełnienia przestępstwa i rozmiaru wyrządzonej szkody.
- Ponieważ skazana była wówczas siostrą zakonną, osobą niekaraną, o nieposzlakowanej opinii i w tej chwili istotnie to jej zachowanie nie uległo zmianie, sąd nie mógł uwzględnić tych okoliczności, bo były one już znane sądowi I i II instancji. Ten stan się nie zmienił, a podstawą orzekania o zawieszeniu kary uwzględnia się okoliczności, które zaistniały po wyroku - wyjaśniła prokurator.
Pełnomocnik siostry Bernadetty po posiedzeniu ocenił, że sąd ugiął się pod presją mediów, które nagłośniły sprawę. - Zwyciężyła siła ponad prawem - powiedział.
Prokuratura oskarżyła kobietę m.in. o bicie podopiecznych i przyzwalanie na przemoc, także seksualną, między wychowankami. W czasie, gdy dochodziło do przemocy, Agnieszka F. była dyrektorką ośrodka. Druga odpowiadająca w procesie zakonnica Bogumiła Ł. została skazana na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu.
Według prokuratury odpowiadające w procesie z wolnej b. dyrektorka i jej podwładna zlecały wykonanie kar fizycznych na dzieciach innym wychowankom oraz same stosowały wobec podopiecznych przemoc fizyczną i psychiczną. Sprawa obejmowała łącznie 20 zarzutów dotyczących okresu od stycznia 2005 do stycznia 2006 r.
Jeden z zarzutów dotyczył gwałtu na chłopcu, którego Agnieszka F. zamknęła na noc w pokoju z dwoma innymi wychowankami. Zdaniem prokuratury okoliczności wskazują, że zakonnica zaniedbała wówczas swe obowiązki, pomagając w ten sposób w tzw. doprowadzeniu do poddania się czynności seksualnej osoby poniżej 15. roku życia.
Do zabrzańskiego sądu przyszedł w czwartek Paweł, jeden z poszkodowanych w zakonnym ośrodku. Chciał dowiedzieć się, czy zakonnica pójdzie do więzienia. Jak mówił, za to, co zrobiła, nie zasługuje na litość. Według niego siostra Bernadetta biła pod byle pretekstem, polecała też starszym podopiecznym, by bili młodszych.
22-letni dziś Paweł trafił do ośrodka boromeuszek, gdy miał trzy lata; przebywał tam 12 lat. Dziś wspomina, że przeżył piekło. - Były gwałty, bicie. Podchodziła zakonnica i mówiła "on jest wasz, róbcie z nim, co chcecie". Molestowali, bili - wspominał.
Według jego relacji w ośrodku obowiązywał system kar. - Nie było wolno się śmiać, bawić się. Byliśmy karani, gdy zsikaliśmy się do łóżka, a prawie każdy, w całej tej presji, moczył się. Musieliśmy wtedy ręcznie suszyć pościel. Karano nas też za jedynki w szkole - opowiadał.
Zastrzegł, że nie wszystkie siostry były złe. O tym, co dzieje się w ośrodku, opowiedział nauczycielce w szkole. Krótko po opuszczeniu ośrodka czuł się zagubiony, popadł w alkoholizm. Dziś - zaznacza - żyje normalnie, ma pracę, mieszka u rodziców.
Prokuratorskie śledztwo w sprawie przemocy w ośrodku boromeuszek było konsekwencją innego postępowania prowadzonego przez gliwicką prokuraturę - w sprawie zabójstwa w lutym 2006 r. ośmioletniego Mateusza Domaradzkiego z Rybnika. Ciała chłopca dotąd nie odnaleziono.
Jeden z oskarżonych o dokonanie tej zbrodni, Tomasz Z., był wychowankiem ośrodka boromeuszek. Oskarżony tłumaczył, że jego postawę ukształtował fakt bycia świadkiem, a później także uczestnikiem gwałtów, do których dochodziło w ośrodku.
Inny podopieczny ośrodka Patryk J. został niedawno zatrzymany przez śląską policję pod zarzutem gwałtów na młodych dziewczynach. Przyznał się do 30 takich czynów. Śledczy, którzy po zatrzymaniu przedstawili mu trzy zarzuty, weryfikują te informacje. J. był w procesie siostry Bernadetty oskarżycielem posiłkowym.
Przy okazji rozpoczęcia procesu w sprawie przemocy w zabrzańskim ośrodku sprawa była opisywana w mediach. Dotknięty niektórymi relacjami Zarząd Kongregacji Sióstr Miłosierdzia pod wezwaniem Karola Boromeusza w Trzebnicy wydał wówczas oświadczenie wyrażające ubolewanie z powodu rozpowszechniania przez media "potwornie zniekształconych faktów", związanych ze sprawą.
Kuratorium Oświaty w Katowicach, które po informacji prokuratury na początku 2007 r. kontrolowało zabrzański ośrodek, uznało, że opieka w placówce, w której przebywa ok. 50 dzieci, mogła nie być prawidłowa, a stosowane metody były archaiczne. Wnioski przekazano zgromadzeniu sióstr boromeuszek, które zareagowało zmieniając tam kierownictwo.