Boris Johnson. Najbardziej znienawidzony człowiek w Szkocji spełnia marzenia separatystów
Boris Johnson został w Szkocji wybuczany i wygwizdany jak żaden brytyjski premier przed nim. Paradoksalnie to on jest jednak największą nadzieją szkockich nacjonalistów.
Co się stanie, jeśli do aplikacji postarzającej nasze zdjęcia o 30 lat wrzucimy obraz z flagą Wielkiej Brytanii? Zamiast niebiesko-biało-czerwonej flagi złożonej z trzech krzyży symbolizujących Anglię, Szkocję i Irlandię zostanie tylko biało-czerwony angielski krzyż św. Jerzego.
To jak na razie tylko internetowy żart. Ale w miarę pogłębiania się brexitowego kryzysu, staje się coraz mniej śmieszny i coraz bardziej realny. Przedsmak można było zobaczyć w poniedziałek w Edynburgu, gdzie z wizytą do szefowej szkockiego rządu Nikoli Sturgeon udał się nowy brytyjski premier Boris Johnson. Przed wejściem do rezydencji Sturgeon powitały go przeraźliwe gwizdy i buczenie tłumów, jakie nie przywitały jeszcze żadnego gościa z Westminsteru. Po spotkaniu brytyjski premier wyszedł po angielsku - tylnymi drzwiami.
Johnson nigdy nie cieszył się szczególną sympatią w Szkocji. W 2005 roku, kiedy premierem po Tonym Blairze miał zostać urodzony w Szkocji Gordon Brown, Johnson pisał, że Szkoci nie powinni być premierami, a szkockie pochodzenie to w brytyjskim systemie konstytucyjnym "polityczna niepełnosprawność". Tuż przed wizytą Johnsona sytuację tylko pogorszył nowy szef brytyjskiego MSZ Dominic Raab, który nazwał Szkocję "regionem".
Głównym źródłem niechęci do nowego premiera jest jednak brexit. Johnson spędził ostatnie miesiące na przekonywaniu elektoratu, polityków własnej partii i liderów UE, że Wielka Brytania musi być gotowa do wyjścia z UE za wszelką cenę, nawet jeśli oznacza to "twardy" brexit. W Szkocji - najbardziej proeuropejskim kraju Zjednoczonego Królestwa - takie słowa wywoływały strach i oburzenie. Tym bardziej, że Edynburg od samego początku narzekał na całkowite pomijanie szkockich interesów w sprawie brexitu.
Zobacz także: Bielan o odejściu Kaczyńskiego na emeryturę
(( video_player http://wp.tv/?mid=2040836 true #adv=1# )
Szkoci nie wierzą w łagodnego Johnsona
Dlatego w sondażach nowy premier jest najbardziej nielubianym politykiem w kraju (notowania ma gorsze nawet od Nigela Farage'a), od którego odcinali się nawet lokalni politycy partii konserwatywnej. Tuż przed przyjazdem Johnsona, liderka szkockich Torysów Ruth Davidson publicznie stwierdziła, że będzie się sprzeciwiać twardemu brexitowi.
W Edynburgu Johnson starał się łagodzić ton i przekonywać, że zależy mu na wynegocjowaniu umowy rozwodowej z UE i że jest w stanie to uczynić. Zdołał nawet udobruchać Davidson, która po wyjściu ze spotkania poparła jego strategię. Szkockiej premier jednak nie przekonał.
- To jest rząd, który prowadzi strategię wyjścia bez umowy, jakkolwiek temu nie będzie zaprzeczać. Za tymi blefami i groźbami kryje sie rząd, który jest niebezpieczny. Niebezpieczny dla Szkocji, ale też dla całego Zjednoczonego Królestwa - oceniła szkocka premier i szefowa Szkociej Partii Narodowej. Podkreśliła, że Szkoci nie głosowali ani na Johnsona, ani na wyjście z Unii, a zwłaszcza nie głosowali na "katastrofalny brexit bez umowy".
Przeczytaj również: Johnson szantażuje Unię twardym brexitem
Ostatnia nadzieja Szkotów
Mimo tych słów, rządy Johnsona mogą okazać się zbawienne dla nacjonalistów, a radykalizm brexiterów największą szansą na spełnienie ich podstawowego celu - niepodległości.
Jeszcze w czasie wyścigu o schedę po Theresie May, sondaże wskazywały, że objęcie władzy przez Johnsona znacznie zwiększy poparcie dla secesji. Według badania pracowni Panelbase, za niepodległością opowiadało się w takim scenariuszu 53 proc. Szkotów. Wcześniej przez długie miesiące nie przekraczało ono 50 proc.
- Szkocka Partia Narodowa potrzebuje zwrotu w opinii publicznej. A polityka Londynu właśnie może to im dać - powiedział WP dr Alexander Clarkson, politolog z King's College w Londynie. - Tym bardziej, że rządzący zdają się zachowywać tak, jakby interesy Szkocji, Irlandii Północnej czy Walii w ogóle ich nie obchodziły - dodaje.
Przetrwaniu Zjednoczonego Królestwa nie pomaga fakt, że dla coraz większej części wyborców Torysów wyjście z Unii Europejskiej staje się celem nadrzędnym, ważniejszym nawet niż zachowanie unii ze Szkocją i Irlandią Północną. W czerwcowym sondażu YouGov, znacząca większość członków Partii Konserwatywnej stwierdziła, że byłaby w stanie zaakceptować secesję tych krajów za cenę brexitu.
"Johnson może mówić o wadze 'więzów, które łączą nasze Zjednoczone Królestwo', (...) ale problem polega na tym, że więzy te są składane w ofierze na ołtarzu brexitu" - skomentował wizytę premiera szkocki publicysta "Guardiana" Martin Kettle. "A Johnson, jako najwyższy kapłan brexitowego kultu, nawet gdyby chciał, nie jest w stanie zatrzymać pogłębiających się podziałów między konserwatywną Anglią i jej przeciwnikami" - dodaje.
Przeczytaj również: Szkoccy nacjonaliści chcą drugiego referendum niepodległościowego. Nie są na straconej pozycji
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl