PolskaBono: sprawdzono i podliczono

Bono: sprawdzono i podliczono


Nie ma dowodów na skuteczność Bono jako polityka, ale pokazał nowy styl działania w show-biznesie: pomoc, leki i rock and roll.

07.07.2005 | aktual.: 28.07.2005 16:03

Nie, to tylko Bóg. Ale czasem zdarza mu się udawać, że jest Bono – śmieją się Irlandczycy. Kiedy U2 wyrusza w trasę koncertową, jest w tym coś z wyprawy głowy państwa, Kościoła albo i półboga. Towarzyszą im wolontariusze z organizacji społecznych: Greenpeace, Amnesty International, Drop The Debt – wszystkich największych, bo Bono od lat angażuje się w każdy rodzaj pomocy. Jeżdżą, rozdają ulotki. Na scenie zamiast fajerwerków symbole pojednania. Choćby na nowej trasie, w ramach której przyjechali do Chorzowa. Tu w scenografii miło było odnaleźć promujące tolerancję logo „Coexist” (z półksiężycem, gwiazdą Dawida i krzyżem katolickim) zaprojektowane przez polskiego artystę Piotra Młodożeńca.

Z hasła „Seks, narkotyki i rock and roll” Bono obstawia tylko to ostatnie, a mimo to nie schodzi z czołówek gazet. Dlaczego? Znalazł inną pożywkę niż seks i narkotyki – problemy współczesnego świata. Repertuarem jego grupy można by opowiedzieć całą historię najnowszą. Spór o Falklandy? Pisał o sporze. Protesty górnicze? O górnikach. Kiedy w Polsce wybuchł stan wojenny – o Solidarności. Dedykował utwory Nelsonowi Mandeli, pisał też takie, w których składał hołd pamięci Martina Luthera Kinga i ofiarom krwawych zamieszek w Londonderry. Chomeini ścigał Salmana Rushdiego? W takim razie U2 zaprosili ukrywającego się pisarza na scenę. Ledwie bomba podłożona w 1998 roku przerwała proces pokojowy w Irlandii Północnej – znów piosenka! O problemie zadłużenia państw afrykańskich nie zaśpiewał dotąd tylko dlatego, że – jak mówi – „statystki się nie rymują”. Piosenki szły w dziesiątki, wypełniały setki koncertów i albumy, które sprzedawały się w tysiącach i przynosiły miliony zysków. Tak mierzy się status największej
rockowej grupy świata. Opowiedzmy więc historię Bono liczbami.

650 000 000

Na tyle, w przeliczeniu na złotówki, szacuje się (bardzo ostrożnie) jego majątek. Bo U2 to także świetnie prosperujące przedsiębiorstwo. Pod koniec lat 80. – najbardziej dochodowy towar eksportowy Irlandii. Razem zarobili oczywiście znacznie więcej, ale każdego funta dzielą sprawiedliwie na pięć: czterech członków zespołu i ich wiernego menedżera.

Bono wciąż mieszka w rodzinnej Irlandii, a tak się szczęśliwie składa, że to raj podatkowy dla artystów – ci nie muszą tu odprowadzać podatku od tantiem. Mózg U2 ma więc dom we Francji, wiktoriańską rezydencję pod Dublinem, hotel (wspólna inwestycja z kolegami z zespołu) i studio nagraniowe w tym samym mieście, apartament w Atlancie. Kiedy trzeba było występować na forum ONZ, Bono po prostu kupił mieszkanie w Nowym Jorku, z oknami na Central Park. A gdy zapytali go, czy nie miałby ochoty zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych, odpowiedział: – Prawdę mówiąc, nie chciałbym przeprowadzać się do mniejszego domu.

Wbrew pozorom Bono ma głowę nie tylko do muzyki i działalności charytatywnej, ale też do biznesu. Najnowsza inwestycja? Wspólnie z jednym z dyrektorów Apple i byłym szefem Electronic Arts (potentata rynku gier komputerowych) założył firmę Elevation Partners, która ma się zajmować rozwojem technologii multimedialnych. Jeden z pierwszych zakupów EP to firma Eidos, producent gry „Tomb Raider” z Larą Croft w roli głównej. W planach – przejęcia kolejnych. Paul Hewson (tak prywatnie nazywa się Bono) nie obnosi się jednak z bogactwem i nie opowiada o swoich inwestycjach. Występując publicznie, kładzie nacisk na inne liczby. 6500

Tyle osób umiera na AIDS w Afryce każdego dnia, bo żyjąc za dwa dolary dziennie, nie mogą sobie pozwolić na drogie leki. To najbardziej znana prawda, którą Hewsonowi udało się wypromować w ciągu ostatnich 20 lat, odkąd zajął się działalnością społeczną. Przełomem było dla niego Live Aid w 1985 roku – Bob Geldof namówił U2, by zagrali wśród innych gwiazd na tej wielkiej charytatywnej imprezie. Jakiż był entuzjazm, gdy zebrali po niej blisko 200 milionów dolarów. A jaki żal, gdy ktoś powiedział Bono, że taką sumę państwa afrykańskie płacą co tydzień w ramach odsetek od długów wobec Zachodu. Zabrał więc żonę Alison i na miesiąc pojechali do Etiopii pracować dla organizacji charytatywnych – bez wielkiego rozgłosu, jakby w ramach rekompensaty za to, że U2 po Live Aid zaczęli zarabiać miliony. Później wracali do Afryki wielokrotnie. A Bono zaczął swoje niekończące się tournée społecznika, z kulminacją w ostatnich latach.

Jeśli ktoś pytałby w tym miejscu o strategię Bono w walce o sprawiedliwość, wygląda ona tak: mamy umorzyć długi państwom Afryki, bo tylko to może przyspieszyć ich rozwój, mamy zwiększyć pomoc materialną dla nich (postuluje, by USA przeznaczyły na ten cel dodatkowo jeden procent budżetu), mamy wreszcie dać im tanie leki na AIDS, bo tylko to może spowodować, że to państwa Zachodu, a nie ekstremiści islamscy będą zdobywać szacunek w Afryce. Te postulaty głosi konsekwentnie, namówił zresztą do ich wsparcia Tony’ego Blaira, Billa Clintona, Gerharda Schrödera i Jana Pawła II. Także Kofiego Annana, w obecności którego wystąpił na forum ONZ w 1999 roku. Swoje przemówienie zaczął tak: – Kiedy znani rockmani, a jestem jednym z nich, wypowiadają się na tematy polityczne, wpadam w lekką nerwowość. Kiedy muzycy otwierają usta nie po to, żeby śpiewać, sprawdzam, czy mam jeszcze portfel w kieszeni.

1000

Tyle (w funtach) kosztowało Bono przewiezienie jego ulubionego kapelusza. Wyjechał właśnie na charytatywny koncert z Luciano Pavarottim do Włoch, gdy zorientował się, że nie zabrał nakrycia głowy. Chwycił więc za telefon i... Najpierw taksówkarz ekspresowo dowiózł kapelusz na lotnisko Gatwick (100 funtów), kupując mu siedzenie w pierwszej klasie (442 funty), skąd jednak stewardesy zabrały go do kabiny pilotów, bo tam był bezpieczniejszy. Po lądowaniu we Włoszech kierowca odebrał kapelusz, dowiózł go (150 funtów) do Modeny i wręczył wokaliście. Po doliczeniu napiwków i ubezpieczenia wyszło 1000 funtów.

Bono nigdy już nie poskąpi inwestycji w image, odkąd 18 lat temu z grupą pojechał do Las Vegas, by spotkać się z Frankiem Sinatrą, a ten zapowiedział ich jako gości: „Oto autorzy bestsellerowej płyty »The Joshua Tree«. Nie wiem, na co wydają zarobione pieniądze, ale na pewno nie na ubrania”.

W czasie trasy Zoo TV, gdy trwała wojna domowa w Jugosławii, Bono wpadł na inny pomysł: co wieczór będą się łączyć z Sarajewem, żeby pokazać ludziom skalę problemów na Bałkanach. To miała być namiastka koncertu w Sarajewie, wówczas zbyt ryzykownego. – Na koniec trasy dostałem gigantyczny rachunek od Europejskiej Unii Nadawców: setki tysięcy funtów za korzystanie z ich satelity – wspominał Paul McGuiness, menedżer U2. – Nie zapłaciłem. Pewnie do dziś jesteśmy na liście ich dłużników.

Jednak często to, co wydawało się rozrzutnością, było zarazem najlepszą inwestycją w przyszłość grupy. Wcześniej bowiem nastąpił w szeregach U2 najpoważniejszy kryzys: z końcem lat 80. osiągnęli już wszystko, ale nie mieli pomysłu, czym jeszcze zaskoczyć publiczność. Wtedy Bono zobaczył w telewizji, że upada mur berliński. Natychmiast ściągnął członków zespołu i przekonał ich, by kupili bilety na ostatni lot do Berlina wschodniego! Tam była energia, której potrzebowali. Podpisali się pod szczytną zjednoczeniową ideą, ale też nagrali w Berlinie płytę, którą z triumfem powrócili na rynek muzyczny. – Bono, gdy występuje jako działacz, spełnia potrzebę, której granie w U2 nie zaspokaja – mówi Paul McGuiness. – Gdyby tego nie robił, nie czułby, że żyje pełnią życia. W pewnym sensie odnawia się artystycznie dzięki temu, co robi politycznie. Trudno się dziwić, że nowe wielkie zespoły rockowe, takie jak Radiohead czy Coldplay, zaczęły hołdować temu samemu modelowi. To działa.

27

Tyle lat istnieje U2. Bez strat własnych, zejść, zapaści. Bez zmian w składzie. Wbrew standardom rockowym i mądrościom gatunku. – Każdy zespół, który długo trzyma się razem, jest podejrzany – mówił Andy Summers z The Police, grupy, która kiedyś była konkurencją dla U2. Gitarzysta U2 The Edge mówił kiedyś, że gra w zespole to jak członkostwo w gangu młodzieżowym: „Wydaje się normalne, gdy masz 16 lat, ale gdy masz 32, staje się co najmniej dziwne”. Teraz wszyscy mają po 45 lat i jeśli tak dalej pójdzie, założoną jeszcze w szkole grupę prowadzić będą do emerytury. Bo spokojny model „pomoc, leki i rock and roll” daje stabilność i długowieczność.

W przypadku Bono te dwa ostatnie słowa dotyczą nie tylko zespołu. Od 23 lat żyje w szczęśliwym związku z tą samą żoną. Zresztą jego niezależna i przedsiębiorcza Alison to postać niedoceniona. Gdy Bono odnosił pierwsze sukcesy, pilnie kończyła nauki polityczne. Potem opiekowała się dziećmi (obecnie mają już czwórkę), ale też funduszami męża. Niczym prezydencka żona prowadziła własne akcje społeczne. W 1993 roku pojechała do Czarnobyla, by w oficjalnej delegacji badać skutki katastrofy w elektrowni atomowej. Przez lata pracowała w projekcie Dzieci Czarnobyla zajmującym się pomocą tamtejszej ludności. Z okolic dotkniętych tragedią ściągnęła kilkoro osieroconych dzieci i znalazła im rodziny.

To pewne, że Ali ma na Bono olbrzymi wpływ. Gdy jedna z gazet brukowych napisała, że „flirtował” w restauracji z członkinią grupy The Corrs, Bono natychmiast wymógł na redakcji, by opublikowała tekst prostujący sprawę i podkreślający, jak bardzo kocha swoją żonę. Kiedy zapomniał o urodzinach Alison, w ramach zadośćuczynienia napisał dla niej piosenkę („The Sweetest Thing”), a potem wydał ją na singlu i pozwolił żonie dowolnie dysponować dochodem z płyty. Przeznaczyła go na pomoc dzieciom z Czarnobyla.

3

Od tylu lat pseudonim Bono przewija się wśród poważnych kandydatów do pokojowej Nagrody Nobla. Może w tym roku? Bo rok 2005 jest dla Bono wyjątkowy. Świetnie przyjęta trasa, spektakularna akcja Live 8, szczyt G8, a potem jeszcze zjazd ONZ Millennium +5 we wrześniu i forum Światowej Organizacji Handlu – wszystkie poświęcone Afryce! Szanse rosną.

A jeśli nawet Bono dotąd nie dostał Nobla, to być może dlatego, że nie wiadomo już, kim w tej chwili jest. Działaczem społecznym? Gwiazdą rocka? Lobbystą? Nie wiadomo też, co konkretnie udało mu się osiągnąć. To prawda, że tego samego dnia, gdy do sklepów na świecie trafił poświęcony Polakom singiel U2 „New Year’s Day”, zniesiono stan wojenny. Faktem jest, że gdy Bono podjął kampanię przeciwko polityce George’a Busha seniora, wybory wygrał Bill Clinton. I prawda, że po tym jak sam zaczął mówić o planie Marshalla dla Afryki, przywódcy wielkich mocarstw też zaproponowali coś, co nazwali „afrykańskim planem Marshalla”. Tyle że nikt nie dowiódł związku między tymi faktami. Wszyscy jednak na wszelki wypadek przestali lekceważyć lidera U2. Na przykład prezydent Francji Jacques Chirac. Ten nie ma powodów, by lubić Bono. Przypomnijmy scenę z MTV Awards w Paryżu, tuż po francuskich próbach nuklearnych. Wychodzi Bono. – Co za miasto! – mówi. – Co za wieczór! Co za bomba! (tu aplauz tłumu przeszedł w zmieszanie). Co za
pomyłka! Co za pacana macie za prezydenta! – A jednak francuski prezydent przełknął zniewagę i parę lat później odznaczył Bono Orderem Legii Honorowej.

Albo prezydent George W. Bush. W 1992 roku stałym punktem programu trasy koncertowej U2 było nękanie (wobec tysięcy ludzi na widowni) telefonami jego ojca, wówczas urzędującego w Białym Domu. Bono nigdy się do niego nie dodzwonił, słuchawkę podniósł dopiero Clinton, gdy pod koniec roku został prezydentem USA. Po 10 latach Bono znów wykręcił numer Białego Domu, gdy rezydował tam już syn Busha. Sekretariat miał ponoć oznajmić: „Ten szkodnik znów dzwoni”. Ale Bush junior przyjął lidera U2 z honorami. Zrobili sobie zdjęcie, a prezydent zgodził się zwiększyć pomoc dla Afryki o pięć milionów dolarów.

– Bono zrobił niesamowicie dużo dla umorzenia długów państwom Trzeciego Świata i w dziedzinie walki z AIDS – komentował The Edge.
– Czasem jednak krzywimy się, gdy widzimy go w gazecie na wspólnym zdjęciu z politykiem.
Tymczasem rok 2002 to dopiero początek batalii Bono jako lobbysty. Z pomocą Billa Gatesa i George’a Sorosa założył organizację DATA – Debt, AIDS, Trade, Africa (Dług, AIDS, Handel, Afryka). Prowadzi ją z Bobbym Shriverem, siostrzeńcem Johna F. Kennedy’ego i szwagrem Arnolda Schwarzeneggera. Jest człowiekiem świetnie osadzonym w realiach politycznych. – Gdybym nie tworzył piosenek, prawdopodobnie pisałbym przemówienia i artykuły przekonujące innych do tego, w co wierzę – powiedział niedawno „Los Angeles Times”.

1

Tylu członków U2 wystarczy, żeby przykręcić żarówkę (bo, jak głosi popularny dowcip, Bono trzyma żarówkę, a cały świat kręci się wokół niego). A poważniej, ta liczba wskazuje na rodzaj ustroju, który panuje w U2. Potrzebni są wszyscy, ale naprawdę ważny tylko jeden człowiek. Ich proces twórczy? Bono: – Jest tak: wszyscy dyskutujemy, a potem robimy to, co proponuję.
W tym samym kierunku zmienia się stosunek do świata słynnego Irlandczyka, który w młodości był członkiem radykalnych ruchów religijnych (ojciec był katolikiem, matka protestantką), ale stopniowo jego poglądy kazały mu się oddalić od Kościoła. W czasie wizyty u Jana Pawła II dokonali wprawdzie pamiętnej wymiany: różaniec papieża za okulary Bono (papież dostał jeszcze parę martensów), jednak lider U2 skomentował sytuację: – Pozostaję fanem chrześcijaństwa, choć chwilowo nie jestem w tym samym zespole. Krytykował Kościół za to, że „przespał problem AIDS” i zakazuje środków antykoncepcyjnych. Woli dziś motto Mahatmy Gandhiego: „Jeśli oczekujemy, że świat się zmieni, sami musimy się stać tą zmianą”.

Kiedy rozeszła się wiadomość o tym, że w 2005 roku zespół znów objedzie świat ze swoim gigantycznym show, jedna z irlandzkich gazet napisała ironicznie: „Bono wreszcie wyrusza w trasę z U2, by odpocząć od swoich kampanii politycznych”. Pamiętajmy jednak, że o ile wciąż nie ma dowodów na to, że działalność społeczna lidera U2 przynosi – poza nagłaśnianiem problemów – wymierne skutki, o tyle trasę Vertigo z całą pewnością zobaczy na całym świecie 3,2 miliona ludzi. Zespół zagra na największych stadionach, a bilety wszędzie zeszły na pniu. Do zera.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)