Bomba w beciku
Demograficzna implozja w końcu obejmie także państwa muzułmańskie - pisze Waldemar Kedaj w tygodniku "Wprost".
28.11.2005 | aktual.: 28.11.2005 12:05
W zeszłym roku zmarło o 7400 więcej Polaków, niż się urodziło - wynika z ostatnich danych Eurostatu. Razem z ujemnym bilansem migracji spowodowało to spadek ludności o 16,8 tys. (do 38,174 mln). Ze wskaźnikiem dzietności (czyli średnią liczbą dzieci na kobietę) wynoszącym 1,23 wraz z Czechami i Słowenią znaleźliśmy się w UE w grupie o najniższej aktywności demograficznej. Żadne z państw unii nie osiągnęło tzw. współczynnika zastępowalności pokoleń (2,1), ale większy od nas przyrost mieli m.in. Irlandczycy (1,99) i Francuzi (1,9), którzy przynajmniej pod tym względem ratują UE.
Od eksplozji do wyludnienia
Wizje "eksplozji demograficznej", katastrofalnego przeludnienia, którego nie zniesie coraz uboższa w zasoby naturalne Matka Ziemia, tracą na aktualności na całym globie. Życie zaczyna weryfikować prognozy anglikańskiego pastora Thomasa Roberta Malthusa, który pod koniec XVIII stulecia alarmował, że zdolność rozrodcza ludzkości jest nieskończenie wyższa od możliwości dostarczania człowiekowi pożywienia. Wywiódł stąd konieczność ograniczania przyrostu populacji, zgodnie z prawem naturalnym najlepiej wśród najuboższych.
Dane z ostatnich lat wykazują wszakże, iż większym zmartwieniem nieodległej już przyszłości będzie "implozja demograficzna". Z raportów ONZ wynika, że jeszcze w tym stuleciu, prawdopodobnie około 2050 r., a najpóźniej w 2075 r., liczba ludności świata osiągnie 9-11 mld, a potem zacznie spadać. Do 2050 r. tzw. stopień zastępowalności pokoleń spadnie z 1,2 do 0,7, co oznacza, że w każdym pokoleniu populacja będzie się zmniejszać o 30%. Niewielka stąd płynie pociecha dla Europy. Szybko obniżający się wskaźnik rozrodczości zapowiada tu większy niż gdzie indziej demograficzny regres.
Do 2050 r. ludność 27 krajów, które do 2007 r., łącznie z Bułgarią i Rumunią, będą tworzyły Unię Europejską, prawdopodobnie skurczy się o 6%, z 482 mln do 454 mln. W 1950 r. w Europie mieszkało 22% ludności świata, dziś - niespełna 12%, w 2050 r. będzie tu żyło 7%, a w końcu tego stulecia - mniej niż 4% globalnej populacji. Jeszcze w 1995 r. ludność Europy, łącznie z Rosją, była równa mniej więcej populacji Afryki. W 2050 r. na Czarnym Lądzie mimo AIDS i głodu będzie mieszkać trzykrotnie więcej ludzi niż w Europie.
Warunkiem stałego przyrostu naturalnego jest wskaźnik rozrodczości na poziomie 2,1. Tymczasem w Niemczech wynosi on 1,4, w Hiszpanii, Włoszech i Rosji - 1,2, we Francji - 1,9. W konsekwencji do 2050 r. populacja Włochów może się zmniejszyć z 57 mln do 45 mln, a Hiszpanów z 40 mln do 37 mln. Do końca stulecia Włochów może być zaledwie 12 mln, Hiszpanów jeszcze mniej. 80-milionowe dziś Niemcy mogą się skurczyć do 25 mln.
Według prognoz Deutsche Banku, nawet przy bardzo nierealistycznym założeniu, że do Niemiec będzie napływać co roku 250 tys. imigrantów, do 2010 r. populacja naszego zachodniego sąsiada zmniejszy się do 50 mln. Rosja, Ukraina, Bułgaria, Estonia i Litwa, według niektórych prognoz, do 2050 r. mogą stracić 30-50% obywateli. Nieco mniejszy, bo w granicach 17-18%, ma być ten spadek w Polsce, Czechach i na Węgrzech - pisze Waldemar Kedaj w tygodniku "Wprost".