Bojkot produktów bez polskich etykiet?
Przedstawiciele Rady Języka Polskiego
uważają, że producenci i sprzedawcy lekceważą konsumentów. Dlatego
proponują bojkot produktów, na etykietach których nie ma
informacji w języku polskim - pisze "Dziennik Polski".
28.03.2008 | aktual.: 28.03.2008 00:26
Niektóre urządzenia i towary (np. środki chemiczne) mogą być niebezpieczne dla zdrowia i życia, jeśli będzie się ich używać niezgodnie z instrukcją - akcentuje gazeta.
Pod obrady sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu trafił raport z dwóch ostatnich lat działalności Rady Języka Polskiego i stanu ochrony naszego języka ojczystego. Językoznawcy nie pozostawili suchej nitki na wydawcach podręczników, w których aż roi się od błędów językowych, interpunkcyjnych, gramatycznych, a nawet ortograficznych. Książki naszpikowane są również trudnymi terminami naukowymi i niezrozumiałymi dla dzieci opisami.
Eksperci w swoim raporcie zwrócili również uwagę na problem etykiet na produktach i instrukcji obsługi dołączanych do towarów. Etykieta każdej rzeczy, którą kupujemy, musi zawierać informację w języku polskim. Taki wymóg na producentów i sprzedawców nakłada Ustawa o języku polskim, która obowiązuje od maja 2000 r.
Okazuje się jednak, że nie zawsze jest ona przestrzegana. Ciągle na naszym rynku można spotkać towary opisane wyłącznie w obcym języku, a czasem nawet w kilku językach z wyjątkiem polskiego. Często też producenci kwitują jednym zdaniem w języku polskim informację o produkcie, którego opis w innym języku, najczęściej angielskim, zajmuje kilka stron.
Obserwacje RJP potwierdziła w 2004 r. inspekcja Najwyższej Izby Kontroli. Okazało się, że w ponad 80% hipermarketów ustawa jest lekceważona. Wiele sprzedawanych tam produktów nie zawiera w ogóle oznaczeń w języku polskim lub są one niepełne - odnotowuje "Dziennik Polski".
Przetłumaczenie instrukcji obsługi czy etykiety to spory wydatek, dlatego wielu producentów świadomie tego unika. Wolą zapłacić karę, której maksymalna wysokość wynosi zaledwie 5 tys. zł. Zwykle jednak nakładane są takie w wysokości 500 zł do 1 tys. zł - przyznaje Wanda Aksman naczelnik wydziału kontroli artykułów niespożywczych i usług w krakowskiej Inspekcji Handlowej. (PAP)