"Boję się, że przez odwołany lot nie zdążę na swój ślub"
Chmura pyłów wulkanicznych znad Islandii, które od kilku dni unoszą się nad dużą częścią Europy, spowodowała istny paraliż komunikacyjny. Przestrzeń powietrzna nad Polską wciąż pozostaje zamknięta. Obecna sytuacja pokrzyżowała plany tysięcy osób.
- Boję się, że przez te odwołane loty nie zdążę na swój ślub - mówi Paweł, który czeka na wylot z Warszawy do Nowego Jorku.
20.04.2010 | aktual.: 21.04.2010 09:41
Choć we wtorek część ograniczeń została złagodzona, na większości europejskich lotnisk nadal obowiązuje zakaz lotów (przeczytaj więcej na temat sytuacji na europejskich lotniskach)
. Przestrzeń powietrzna nad Polską także pozostaje zamknięta. Na wszystkich lotniskach w kraju obowiązuje zakaz startów i lądowań. A to oznacza tysiące odwołanych lotów i tysiące osób, które nagle zostały zmuszone zmienić swoje plany.
"Boję się, że nie zdążę na swój ślub..."
Lista osób, którym chmura pyłów wulkanicznych znad Islandii pokrzyżowała plany, wciąż się wydłuża. Co chwilę dochodzą informacje o osobach, które nie mogą wrócić do Polski. Nikt nie potrafi im powiedzieć, kiedy wrócą do domów. Problem mają także ci, którzy próbują wydostać się z kraju.
27-letni Paweł w poniedziałek miał wrócić do Nowego Jorku. W połowie maja bierze tam ślub, jest w trakcie ostatnich przygotowań. Samolot do Nowego Jorku z przesiadką w Hamburgu miał odlecieć z Warszawy o 6.20 rano. Próby dodzwonienia się do przewoźnika okazały się bezskuteczne. Jedynie na stronie internetowej LOT-u znalazła się informacja, że rejs został odwołany. Paweł postanowił jednak sam sprawdzić sytuację. O 5.00 pojawił się na Okęciu. Spotkał tam jednak tylko osoby z obsługi lotniska, które poinformowały go, że wszystkie rejsy na razie są odwołane. Na pytanie o możliwość wznowienia ruchu lotniczego, nie dostał konkretnej odpowiedzi. - Nie wiadomo, jak długo potrwa zawieszenie lotów. Tego nie można przewidzieć, wszystko zmienia się z godziny na godzinę - mówił Wirtualnej Polsce rzecznik lotniska Kamil Wnuk.
Paweł na razie zostaje w Warszawie. Nie ma innego wyjścia. Martwi się tylko, żeby udało mu się zdążyć na własny ślub… Na szczęście zostało jeszcze trochę czasu. Na razie wszelkie sprawy organizacyjne związane z uroczystością spadły na jego narzeczoną.
Zamknięta przestrzeń powietrzna nad Polską zniszczyła też plany urlopowe 35-letniego Wojtka. W niedzielę miał wylecieć z żoną na tydzień do Rzymu. Planowali ten wyjazd od dawna. Niestety, lot odwołano. – Musieliśmy odwołać hotel w Rzymie. Nici z urlopu. Jesteśmy bardzo rozczarowani – mówi Wojtek.
Niektórzy stwierdzą, że odwołany urlop to jeszcze pół biedy. Gorzej, jeśli odwołany lot grozi utratą pracy. – Mąż pracuje w Anglii. Jeśli nie dotrze tam na czas, może stracić pracę – powiedziała Wirtualnej Polsce jedna z osób czekających na warszawskim lotnisku.
Problem z opuszczeniem Polski mają nie tylko Polacy. Severine z Nantes we Francji opowiada, ile trudu kosztował ją powrót do domu. - Byliśmy w Polsce u przyjaciół. Mamy małe dziecko, dlatego chcieliśmy wracać samolotem. Mieliśmy lot w piątek o 18 - mówi Severine i skarży się, że infolinia linii lotniczych, na którą próbowała się dodzwonić, żeby dowiedzieć się czegokolwiek na temat ich rejsu, była wciąż zajęta. Informacja o odwołanym locie pojawiła się w ostatniej chwili na stronie internetowej.
Rodzina Severine postanowiła wrócić do domu pociągiem, ale to też nie było proste. Najpierw mieli problem z kupnem biletów na dworcu (ostatecznie kupili je przez internet), potem okazało się, że we Francji trwa strajk pracowników kolei i wiele pociągów nie kursuje. Jakby tego było mało, niemiecki konduktor nie chciał uznać ich internetowych biletów. - Chciał nas z małym dzieckiem po 24 godzinach podróży wyrzucić z pociągu - opowiada Francuzka. Na szczęście osób w podobnej sytuacji było więcej i ostatecznie konduktor uznał bilety. Po półtorej doby dotarli do domu. - Dawno żaden urlop tak mnie nie wykończył - mówi Severine.
Podobnych historii można usłyszeć więcej. Ludzie przyjeżdżają na lotnisko i dowiadują się, że ich lot został odwołany. Co gorsza, nie wiadomo, kiedy mogą spodziewać się kolejnego rejsu. Dobrze, jeżeli wylatują z miasta, gdzie mieszkają lub gdzie mają znajomych, u których mogą się zatrzymać. Gorzej, jeżeli chmura pyłu wulkanicznego zatrzymała kogoś na lotnisku, na którym miał się tylko przesiąść. W takiej sytuacji znalazła się Rosjanka, która utknęła na warszawskim Okęciu. Nie wie, co ma teraz zrobić – samolot odwołany, data jej lotu na razie nie jest znana. W Warszawie nikogo nie zna, a na wynajęcie pokoju w hotelu jej nie stać.
Lot odwołany. Co dalej?
Rzeczniczka Urzędu Lotnictwa Cywilnego Katarzyna Krasnodębska uspokaja, że pasażerowie, którzy z powodu chmury pyłu wulkanicznego nie mogą kontynuować rozpoczętej podróży, mają prawo do opieki przewoźników.
Przez rozpoczętą podróż należy rozumieć sytuację, w której podróżny wyleciał z jednego lotniska, potem miał międzylądowanie na innym, i nie może kontynuować lotu. Drugi przykład rozpoczętej podróży to sytuacja, gdy podróżny został już odprawiony, ale potem okazało się, że jego lot odwołano.
Krasnodębska wyjaśnia, że nawet nadzwyczajne okoliczności, takie, jak np. wybuch wulkanu, nie zwalniają przewoźnika z obowiązku zaopiekowania się pasażerem pozostawionym na lotnisku, czyli takim, który już rozpoczął podróż. Ma on prawo do dwóch rozmów telefonicznych, dwóch faksów i dwóch maili, posiłków i napojów. - Wynika to z rozporządzenia Unii Europejskiej regulującego prawa pasażerów – mówi rzeczniczka ULC.
Podkreśla, że każdy chętny może zmienić termin lotu lub oddać bilet i zażądać zwrotu jego ceny. Nie przysługuje mu jednak odszkodowanie, ponieważ wybuch wulkanu jest „sytuacją nadzwyczajną, niezawinioną przez przewoźnika". W przypadku jednak, gdy ktoś poniósł dodatkowe szkody, związane np. z niezrealizowanym biznesem, może wystąpić z roszczeniem przeciwko przewoźnikowi do sądu cywilnego.
Przeżyłeś podobną sytuację lub słyszałeś o problemach innych osób, związanych z chmurą pyłu wulkanicznego znad Islandii?
Paulina Piekarska, Wirtualna Polska