Bogusław Grabowski: mała plotka, wielki rynek
Monika Olejnik rozmawia z Bogusławem Grabowskim - członkiem Rady Polityki Pieniężnej
22.01.2003 | aktual.: 22.01.2003 11:16
Panie profesorze, wszyscy żyją plotkami, wczoraj Londyn żył plotkami, że minister finansów Grzegorz Kołodko podał się do dymisji i to spowodowało osłabienie złotego, co mogło się takiego stać? Właśnie. Bardzo niedobrze jest jeżeli rynek walutowy reaguje na plotki tak silnie, że prowadzi to do nagłego osłabienia kursu walutowego. To znaczy, że atmosfera na rynku jest niepewna, brak jest zaufania do podejmowanych decyzji politycznych, gospodarczych w Polsce. To znaczy, że każda plotka może skutkować podejmowaniem decyzji o zakupie czy sprzedaży. To jest niedobre. To znaczy, że wiarygodność i zaufanie do naszego rynku chwilowo nie jest pewne. Ale dlaczego inwestorzy wierzą w plotki, zaczęli wczoraj sprzedawać złotego, a kupować waluty? Są dwa czynniki. Jeden czynnik - krajowy. Tak jak powiedziałem, dużo się ostatnio dzieje, dużo jest wydarzeń politycznych w Polsce: przetasowania w rządzie, zmiany ministrów, wiceministrów, decyzje o odkładaniu niektórych decyzji gospodarczych. Na przykład minister Kołodko podjął
decyzję, że nie będzie przedstawiał swoich zamierzeń w zakresie reformy finansów publicznych, które miał przecież przedstawić w styczniu, najpóźniej w lutym, tylko przesunął to aż na trzeci kwartał tego roku. I ta niepewność, z czego to wynika... Ale proponuje poważne zmiany, bo proponuje ograniczenie agencji na przykład. Tak, pani redaktor, zaraz wrócimy do tego. Jest jeszcze drugi czynnik, to jest czynnik zagraniczny - to, co się działo na Węgrzech. Bank centralny Węgier w sposób dość zaskakujący na nieprzewidywanych i niezapowiedzianych posiedzeniach swojej Rady Polityki Pieniężnej podjął dwukrotnie decyzje o bardzo gwałtownych obniżkach stóp procentowych, zmasowanie interweniował na rynku walutowym, to spowodowało bardzo poważne osłabienie się forinta, ale jednocześnie inwestorzy ponieśli straty inwestycyjne. W związku z powyższym boją się, że taka sytuacja może się powtórzyć również w Polsce. A tak jak powiedziałem, gdybyśmy byli bardzo wiarygodnym krajem, to żadne tego typu plotki i jakieś przecieki
nie wpływałyby na rynek walutowy. Ale jak pan myśli, plotka była z Polski czy plotka była z Londynu, bo pojawiła się w Londynie? Kto mógł być zainteresowany taką plotką? Wie pani, trudno jest powiedzieć. Również na rynku finansowym wczoraj były plotki, że Ministerstwo Finansów, w cudzysłowie, interweniuje na rynku walutowym, że upoważniło jakieś banki zagraniczne do zakupu walut na obsługę zadłużenia zagranicznego. Ja mogę powiedzieć, że w Narodowym Banku Polskim nie ma żadnej wiedzy na temat takich przedsięwzięć Ministerstwa Finansów. A mogłoby to zrobić Ministerstwo Finansów bez powiadamiania banku centralnego? Wie pani, Rada Polityki Pieniężnej wielokrotnie nawoływała rząd do tego, żeby waluty na obsługę zadłużenia zagranicznego - to znaczy na spłatę odsetek naszego zadłużenia i rad kapitałowych - zamiast kupować w Narodowym Banku Polskim kupowały na rynku walutowym, bo w jakimś stopniu osłabia tę presję na wzmocnienie złotego, a przecież cały czas rząd uważa, że złoty jest za mocny, że to przeszkadza
eksporterom i nie służy polskiej gospodarce. Ale wracając do tego, co pan mówił wcześniej, czy możliwe jest, żeby Ministerstwo Finansów bez NBP namawiało banki do tego? Uważam, że takie działania powinny być znane nie tylko Narodowemu Bankowi Polskiemu. Oczywiście przede wszystkim my powinniśmy o tym wiedzieć, ale także cały rynek finansowy powinien być poinformowany o zmianie sposobu podejścia Ministerstwa Finansów do tej kwestii. Bo przejrzystość działań każdego uczestnika rynku finansowego, szczególnie publicznego, jak bank centralny, rząd, Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Skarbu Państwa ma podstawowe znaczenie. Inwestorzy muszą wiedzieć, co władza publiczna, różne jej agendy, chcą robić w zakresie przedsięwzięć gospodarczych. To jest elementarny wymóg od dobrze prowadzonej polityki gospodarczej. Plotka mogła wyjść z Warszawy czy z Londynu? Wie pani, trudno powiedzieć. Raz wychodzą z tego miejsca, raz z tego. Minister finansów Grzegorz Kołodko skrytykował w wywiadzie dla „Warsaw Voice” politykę Rady
Polityki Pieniężnej, powiedział, że niższe stopy procentowe skorygowałyby przewartościowany kurs złotego, bez potrzeby interwencji na rynku walutowym. No ja się, pani redaktor, mogę uśmiechać tylko w tym miejscu. Niech pan się nie uśmiecha, bo przez radio nie widać. Nie widać. Tak. Od półtora roku słyszymy taką tezę, że niższe stopy procentowe doprowadzą do korekty kursu walutowego, a z kolei ten słabszy kurs walutowy przyspieszy eksport i wzrost gospodarczy. Stopy procentowe w ciągu ostatniego roku zostały obniżone o ponad dziesięć punktów. Tak więc mówimy o zupełnie innej sytuacji niż przed rokiem. No tak, ale jeżeli państwo obniżają o zero dwadzieścia pięć, to jest właściwie nic. Pani redaktor, ale o zero dwadzieścia pięć w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Wcześniej o zero pięć, wcześniej o jeden i półtora, łącznie... Ale może przydałby się jakiś wstrząs, żeby nie zero dwadzieścia pięć, tylko więcej. To jest właśnie, pani redaktor to, czego absolutnie nie można robić. Bank centralny jest zobowiązany do
dostarczenia gospodarce stabilnego pieniądza, bez żadnych wstrząsów. Stabilnego - to znaczy o stabilnej wartości krajowej, tak żeby poziom inflacji był jak najniższy i stabilny. I ta inflacja spadła nam ostatnio do bardzo niskiego poziomu, ale i wahania już są coraz mniejsze: o jedną dziesiątą, o dwie dziesiąte punkta procentowego. Chodzi o to, żeby on miał stabilną wartość w wymianie zagranicznej. Proszę zwrócić uwagę, że w Polsce jest w pełni płynny kurs walutowy, w przeciwieństwie do tego, co jest na Węgrzech, gdzie jest ograniczony przedziałem wahań. Ale u nas ten kurs jest bardziej stabilny w ostatnich miesiącach niż w gospodarce węgierskiej. Eksporterzy i importerzy muszą mieć pewność, że ten kurs jest stabilny i przewidywalny. Żadnych wstrząsów nie może bank centralny wprowadzać do gospodarki. To jest właśnie to, czego nie należy robić. Minister finansów nie może takich rzeczy zalecać. Ale minister finansów daje do zrozumienia, że będzie interweniował na rynku walutowym. To by była najgorsza rzecz z
możliwych. Myślę, że ewentualnie dobrze by było, żeby realizował swoją zapowiedź, o którą zresztą Rada Polityki Pieniężnej od paru lat występowała, żeby kupował waluty na obsługę zadłużenia zagranicznego właśnie na rynku walutowym, ale - broń Boże - żeby nie interweniował. Nie wiem, co rozumie się przez tą interwencję. To by była ingerencja w kompetencje banku centralnego. Ja rozumiem tę interwencję, jako polegającą na tym, żeby osłabić złotego. Właśnie mówię, że to by było typowe działanie z zakresu polityki pieniężnej, gdyby to prowadziło Ministerstwo Finansów, na przykład zaczęło kupować waluty i gromadzić je gdzieś tam na rachunku walutowym w NBP, a pieniądze na zakup tych walut pozyskiwać poprzez emisję obligacji. To by była - muszę powiedzieć to otwarcie - absolutnie niedopuszczalna i dość skandaliczna reakcja ministerstwa finansów, wyręczająca kompetencje polityki pieniężnej. Ale nie sądzę, żeby Ministerstwo Finansów coś takiego chciało robić. Myślę raczej, że użyto złego słowa „interwencja” na
ewentualny zakup środków walutowych na obsługę zadłużenia zagranicznego... Tak jak powiedziałem, to powinno się robić w sposób przejrzysty dla rynku. Nie, nie, ale minister finansów zawsze mówi bardzo dokładnie, mówił o interwencji. Pani redaktor, ja bym bardzo chciał wierzyć, że w tym momencie się przejęzyczył i że żadnych interwencji walutowych nie będzie. Ale czy złoty jest za mocny, według pana? Ostatnia rzecz, która by była potrzebna w naszej gospodarce, to konflikt pomiędzy Narodowym Bankiem Polskim a Ministerstwem Finansów. Ale złoty jest za mocny? Nie, złoty jest wyceniany przez rynek. Proszę zwrócić uwagę, że w ciągu ostatnich miesięcy złoty się wzmocnił do dolara, ale osłabił się do euro, dlatego że te zmiany kursu są w znacznym stopniu zdeterminowane wzmocnieniem się euro w stosunku do dolara na światowych rynkach. Przy tym kursie walutowym rośnie dynamika eksportu. Przecież w ostatnich miesiącach znacznie poziom eksportu wzrósł, jego przyrost jest coraz większy. Radzimy sobie konkurencyjnie... U
nas wydajność pracy rośnie znacznie, dwu-, trzykrotnie szybciej niż u naszych partnerów w Unii Europejskiej, co pozwala z tym silnym złotym żyć eksporterom. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że słabszy kurs to jest znacznie droższy import. U nas jest znacznie większy import niż eksport, a import modernizuje polską gospodarkę. Dobrze, panie profesorze, czyli to oznacza, że minister finansów nie może liczyć na duże obniżenie stóp procentowych na najbliższym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej? Tak, dokładnie. Czyli zero dwadzieścia pięć to jest wszystko, co może dać Rada Polityki Pieniężnej ministrowi finansów? Pani redaktor, okres znacznych obniżek stóp procentowych mamy już za sobą. Wszystkie decyzje z zakresu stóp procentowych teraz będą zdecydowanie bardziej ostrożne. One będą oczywiście uzależnione od ogólnej sytuacji makroekonomicznej w Polsce i od tego, co się będzie działo w gospodarce światowej. Jeżeli będzie się realizował ten scenariusz, który teraz jest najbardziej prawdopodobny, że gospodarka
światowa będzie amerykańska, a europejska zacznie przyspieszać, szczególnie od drugiej połowy obecnego roku, kiedy nasza gospodarka, tak jak teraz, też zacznie przyspieszać. Przecież szacuje się, że w ostatnim kwartale tempo wzrostu produktu krajowego brutto w Polsce wahało się w okolicach dwóch procent. To wtedy? To wtedy, tak jak powiedziałem, możemy liczyć tylko na drobne korekty stóp procentowych. Powiedział pan, że jesteśmy krajem mało wiarygodnym. Dlaczego jesteśmy krajem mało wiarygodnym, bo jesteśmy postrzegani przez inwestorów jako kraj korupcyjny? Ja bym powiedział tak: nie mało wiarygodnym. To, co się działo wczoraj, świadczy o tym, że jeżeli jakakolwiek plotka, szczególnie mało wiarygodna, dementowana szybko, jak dymisja ministra finansów czy jego rezygnacja, wstrząsa rynkiem, to znaczy, że coś jest nie tak. A korupcja? Również. Oczywiście, że korupcja nie sprzyja podejmowaniu działalności gospodarczej. Jeżeli decyzje nie są przejrzyste, nie są oparte wyłącznie na kryteriach merytorycznych,
publicznie tłumaczonych i jeżeli mówi się, pisze i dowodzi się zjawisk korupcyjnych, to takie kraje inwestorzy starają się omijać. A czy to jest możliwe, żeby osoby, które pełnią wysokie funkcje, zasiadały na przykład w bankach, czy jest to możliwe za granicą? To znaczy bardzo rzadko się zdarza, żeby publiczne osoby, zajmujące wysokie stanowiska, przechodziły do sektora komercyjnego tuż po zakończeniu swojej kadencji i żeby te instytucje komercyjne miały wtedy otwarte drzwi do najróżniejszych przetargów. W Polsce się to zdarza, w Polsce powiązanie polityki z gospodarką zaczyna być normą i rutyną. Właśnie, w Polsce się zdarza, że członek Krajowej Rady ma żonę, a żona ma udziały w „Muzie” na przykład i oto ta firma może dostać bardzo ważne wydawnictwo w drodze przetargu, czy to jest możliwe? I dlatego o Polsce się mówi, że to jest tak zwany emerge market, czyli rynek wschodzący, a nie dojrzały. I na koniec się chciałam pana profesora zapytać, czy pan profesor się nie wstydzi tego, że pan oczekuje na to, żeby
dostać więcej pieniędzy? 24 stycznia ma zapaść wyrok w sprawie członków Rady Polityki Pieniężnej, którzy domagają się więcej kasy. W najmniejszym stopniu, pani redaktor. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek pracownik wstydził się dochodzenia swoich praw pracowniczych, szczególnie z tytułu przynależnego mu wynagrodzenia. A że moje wynagrodzenie jest znacznie wyższe niż przeciętne, to trudno, żebym się z tego powodu wstydził. Po to się uczyłem... Pomimo tego, że szef NBP mówi, że nie mają panowie racji? Na tym polega spór pomiędzy dwoma stronami. Po to się uczyłem, żeby... Po to się uczyłem, żebym miał jak najlepszą pracę, żebym jak najwięcej wiedział, żeby mógł tym swoim wysiłkiem służyć, między innymi teraz krajowi, ale żebym za to dostawał godziwe wynagrodzenie.