Biurokracja pożera ubezpieczenia z czasów nazizmu
Prywatna międzynarodowa komisja zajmująca się przyjmowaniem wniosków o wypłaty ubezpieczeń z czasów nazizmu wypłaciła do tej pory poszkodowanym 3 mln dolarów. Jednak - jak donosi czwartkowy Los Angeles Times - od powstania w 1998 r. na swoją pracę i biurokrację zdążyła wydać dziesięciokrotnie więcej.
Według dziennika, najwięcej pieniędzy zostało przez komisję z Waszyngtonu wydanych na ogłoszenia w gazetach, pensje dla pracowników oraz rachunki hotelowe. Ponadto stawki, jakie kazali sobie za usługi płacić członkowie komisji, były nieprzyzwoicie wysokie. 500 dolarów - tyle zażądał włoski prawnik od Felicji Spirer Haberfeld, która chciała odzyskać polisy na życie wykupione w 1936 i 1938 dla jej córki, która zginęła w obozie w Bełżcu i męża, zmarłego już po wojnie.
Instytucja została powołana 3 lata temu przez amerykańskie, europejskie i żydowskie towarzystwa ubezpieczeniowe, ustawicznie zalewane żądaniami wypłaty kwot ustalonych w umowach ubezpieczeniowych zawartych przez ofiary Holocaustu, ludzi, którym udało się przeżyć i ich krewnych.
Amerykańska Izba Reprezentantów, zaniepokojona skargami na powolne działania komisji, nakazała jej złożenie raportu z wydatków. Członkami organizacji są najwięksi europejscy ubezpieczyciele, m.in.: Allianz, Generali, francuska Axa, Winterthur i Zurich ze Szwajcarii.
Towarzystwa te zwlekają z wypłatami pieniędzy z polis założonych w czasach agresji niemieckiej przez ludzi, którzy mają obecnie 70-80 lat. Poszkodowani mogą nigdy nie doczekać się swoich pieniędzy - coraz mniej z nich żyje.(kar)