PolskaBili się na środku ulicy, policja była obok, ale nie zareagowała

Bili się na środku ulicy, policja była obok, ale nie zareagowała

Dwóch mężczyzn bije się na skrzyżowaniu ulic. Ich porzucone samochody blokują drogę. Szybko tworzy się korek. Słychać klaksony zniecierpliwionych kierowców. Przechodnie przystają. Strach przejść obok rozjuszonych karateków. – Gdzie jest policja? – pytają świadkowie. Trafne pytanie! Scena rozgrywa się przed Komendą Powiatową Policji w Chrzanowie - relacjonuje "Gazeta Krakowska".

Było wczesne popołudnie, ok. godziny 14. Jeden mężczyzna kopie drugiego. Okłada pięściami. Szarpie za kurtkę. Ofiara próbuje się bronić. Odskakuje. Robi uniki. Panowie mają wściekłość wypisaną na twarzy. Dookoła tłumek gapiów. Z pobliskiego sklepu wychodzą popatrzeć sprzedawczynie. Kupujący porzucają sprawunki, by zobaczyć co się dzieje. Dziennikarski obowiązek: zrobić zdjęcie. Ukradkiem wyciągam aparat. Robię. Denerwuję się, czy któryś z uczestników bójki mnie nie zauważył. Dla bezpieczeństwa chowam się w pobliskim sklepie Echo. Ze mną wchodzą ekspedientki. Lojalnie informuję, że nie przyszłam na zakupy, tylko ze strachu.

Biją się już dość długo. Ciekawe, gdzie policja? Pod komendą się tłuką, a policji nie ma– komentują sprzedawczynie. Nie wiedzą, o co poszło. Oglądam zdjęcie. Nieudane. Wychodzę. Panowie szarpią się nadal. Przestańcie. Już idzie policja– krzyczy szczupła brunetka – jak się później okazuje – żona jednego z panów. Ktoś przekonuje, by zjechali na pobocze i spokojnie porozmawiali. Panowie poszarpują się jeszcze.

Powtórzony komunikat o policji robi swoje. Jeden z mężczyzn usuwa się na bok. Samochody, omijając porzucone auto, przejeżdżają. Gdzie jest policja? To pytanie słychać najczęściej. Czekam jeszcze chwilę. W końcu srebrne renault odjeżdża. Ruch udrożniony. W myślach odtwarzam całe zdarzenie. Ile to wszystko trwało? Może dziesięć minut? Kiedy w końcu przyszła policja? Nie przyszła! Z jej raportu wynika, że kobieta w komendzie zjawiła się dopiero z mężem, gdy już było po wszystkim. Dlaczego więc na ulicy krzyczała do bijących się, że już powiadomiła policję? Jeżeli tak było, wyciągnę surowe konsekwencje– tyle do powiedzenia ma komendant Marek Gorzkowski.

Jak to możliwe, że scena rozgrywająca się niemal pod oknami komendy uszła uwadze funkcjonariuszy? Grzegorz Sokolnicki, oficer prasowy policji, tłumaczy: Bo tak się ludziom wydaje, że jak coś się dzieje koło komendy, to zaraz powinna być policja. A my czasem czym innym jesteśmy zajęci– tłumaczy. Podaje przyczynę całego zamieszania. Powodem bójki było zajechanie miejsca parkingowego. Pamiętać trzeba, że to nie była bójka. Aby była bójka, musi być trójka– poprawia mnie. Ciekawe, ilu musi się bić, żeby policję to zainteresowało?

Policjant dyżurny i pomocnik nie mogą bez zwłoki opuścić komendy. Pod ich opieką jest na przykład broń. No, chyba żeby była strzelanina. Inni dlaczego nie wyszli na ulicę? Nie wiem. Jakbym widział, to bym wyszedł. Słyszałem klakson. Ale na alei często kierowcy na siebie trąbią. Korek? Wystarczy, że samochód dostawczy stanie i jest korek– przekonuje Grzegorz Sokolnicki. Nie wie, dlaczego inni nie zareagowali. Jednak nie posądza kolegów o to, że wiedząc o zajściu, nie poszli interweniować. To niemożliwe, znam tych ludzi– dodaje.

Czy cała komenda pozostawała głucha i ślepa na spektakl przed oknami? Ja nic nie słyszałem. Nie wiem, co mogłem wtedy robić, ale byłem w pracy– zapewnia komendant Marek Gorzkowski, którego okna wychodzą na aleję. Co odpowiedziałby świadkom zdarzenia, którzy pytali o policję? Jakbym był wśród nich, sam bym pytał, gdzie jest policja – przyznaje.

Lidia Góralewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)