Bijąc dzieci, ratujesz tradycję
Pewien działacz PiS marzy o przywróceniu chłosty w szkołach. Wprawdzie zarówno obecny minister edukacji Roman Giertych, jak i prominentni działacze Prawa i Sprawiedliwości krzywią się na ten pomysł, jednak całkowite rezygnowanie z bicia młodzieży byłoby wylewaniem dziecka z kąpielą. O czym przypomina rzeczony działacz PiS: zbyt pochopnie zrezygnowano z wielowiekowej tradycji kar cielesnych .
10.05.2006 | aktual.: 10.05.2006 06:56
Dotychczas wydawało się, że spór o to, czy kary cielesne są wychowawcze, czy nie, jest sporem pedagogicznym, czy psychologicznym. Nawet obecny marszałek Sejmu, kiedy bronił prawa do bicia dzieci, mówił o tym jako o podstawie wychowania. Rzeczony działacz PiS odkrywa jednak przed nami nowe perspektywy. Oto okazuje się, że powrót do rózgi jest tak naprawdę powrotem do pięknych tradycji. Przez setki lat szkoła opierała się na chłoście. Zrezygnowanie z niej to tak, jak zrezygnowanie z Orła w Koronie, jak zrezygnowanie z Biało-Czerwonej, jak zrezygnowanie z Polszczyzny, Bogurodzicy, Jana Matejki, kolęd i pastorałek, kraszenia jajek itp.
Czyż - jako wielbiący Tradycję Naród - nie odczuliśmy boleśnie, gdy nasi ojcowie i dziadowie zrezygnowali lub zmuszeni byli zrezygnować z tak wielowiekowych i pięknych tradycji, jak dyby dla chuliganów, obcinanie rąk złodziejom, wydłubywanie oczu podglądaczom, obcinanie języka kłamcom, odbieranie dobytku zdrajcom, czy palenie na stosie czarownic (tu trzeba z dumą zaznaczyć, że z tej formy rozprawiania się z parającymi się magią Polacy zrezygnowali jako ostatni w Europie!)
W tej sytuacji należałoby się zastanowić, czy rzeczywiście Ministerstwo Edukacji jest najlepsze do tego, by zająć się chłostą. Czy resortem właściwym do spraw Tradycji nie jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego? Urzędnicy tego resortu mają znacznie większe możliwości promowania chłosty. Banalne przywrócenie jej w szkołach nie byłoby wszak wystarczającym uhonorowaniem liczącej setki lat tradycji. Czy nasze polskie bicie dzieci nie zasługuje na umieszczenie na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, gdzieś między Wawelem a Zamościem? Dzięki temu Polska zyskałaby kolejną atrakcję turystyczną. Szwedzi, Holendrzy, Duńczycy i inne nacje, które nie mogą u siebie bić nawet własnych dzieci, przyjeżdżałyby do Polski i w polskich szkołach przyglądałyby się z zazdrością naszym tradycyjnym klapsom i rózgom.
Również Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno się, zgodnie ze swoją misją, zająć zabieganiem o unijne dotacje do bicia dzieci. UE szczodrze wspiera wszelkie zjawiska, które mają na celu podtrzymanie lokalnych tradycji, wszelkie inicjatywy, których trwanie wzbogaca europejską tożsamość i pozwala zachować ginące zawody (takie jak na przykład kat). Pewien problem może stanowić dziwna niechęć Komisji Europejskiej do przemocy. Jednak rzeczony działacz PiS ma doskonały argument, który powinien zamknąć usta ewentualnym oponentom: chłostę będą wymierzali wychowawcy pasjonaci, kochający dzieci. Przez to nie będzie ona zemstą, a wyrazem troski o odpowiednie wychowanie ucznia. Więcej: rózga to po prostu wyraz miłości. To się niektórym na pewno spodoba. Tylko "pedagodzy-pasjonaci" będą musieli ubierać się w lateksowe ubranka nabijane ćwiekami.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska