"Biegają w nas demonki, którą mogą opanować nasze myśli"
"Co innego jest różnić się politycznie, co innego jest się spierać o kierunki rozwiązań, a co innego jest poniżać w sposób bardzo agresywny. A tego jest sporo. Biegają w nas demonki, które potrafią opanować nasze myślenie. Trzeba się przełamywać, a nie iść za pierwszym impulsem – dowalenia, dokopania, poniżenia, co jest dla nas odruchem naturalnym, ale niedobrym" - powiedział w audycji "Salon Polityczny Trójki" ojciec Maciej Zięba, dyrektor Centrum Solidarności Europejskiej.
21.03.2008 12:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Krzysztof Skowroński: w Polsce jesteśmy w większości chrześcijanami, katolikami. Czy kategoria przebaczenia i pojednania funkcjonuje w naszym życiu społecznym?
Ojciec Maciej Zięba: myślę, że mało. Myślę, że w języku społecznym, a zwłaszcza politycznym, to język dezawuowania, język poniżania drugiej strony, język agresji jest ciągle bardzo silny. To w chrześcijańskim kraju nie powinno się zdarzyć. Co innego jest różnić się politycznie, co innego jest się spierać o kierunki rozwiązań, a co innego jest poniżać w sposób bardzo agresywny. A tego jest sporo.
A dlaczego tak się dzieje?
- Bo te demonki w nas biegają. Bo jednak potrafią opanować nas i nasze myślenie. Właśnie język pojednania, przebaczenia, zrozumienia, empatii to jest ta praca, o której mówiliśmy. To jest coś, czego trzeba dokonywać. Trzeba się przełamywać, a nie iść za pierwszym impulsem – dowalenia, dokopania, poniżenia, co jest dla nas odruchem naturalnym, ale niedobrym.
Czyli nie jesteśmy na dobrej drodze do cywilizacji miłości? My, tu w Polsce.
- Jeszcze mamy dużo do zrobienia. Ale właśnie po to jest moje Centrum. Żeby sobie budować chociaż takie wyspy. Jest ich trochę w Polsce – nawet nie tak mało. Gdzie właśnie język solidarności i miłości, język przekraczania podziałów politycznych powinien być coraz mocniejszy. Myślę, że to dla nas wszystkich jest bardzo ważne. To jednak w Polsce urodziła się Solidarność – ten wspaniały ruch, który przekraczał podziały, różnice i budował na dobru.
Rozumiem, że na sztandarach Centrum Solidarności jest wypisane to, co kiedyś powiedział Jan Paweł II: "Nie ma solidarności bez miłości".
- Tak. "Nie ma wolności bez solidarności" – najpierw powiedział. A potem – "Nie ma solidarności bez miłości". Tych sztandarów my nie mamy, ale to chcemy robić.
A nie mógłby ojciec trochę ponawracać polityków i przekazać im wiedzę, którą posiada?
- Daj Panie Boże! Ale mają wielkie przemówienie Jana Pawła w parlamencie. Też o solidarności i niech by się nad tym wszystkim zastanowili. Może właśnie w Wielki Piątek. To byśmy po śmigusie-dyngusie obudzili się w troszkę lepszym kraju.
A w jaki sposób właśnie dziś manifestuje się miłość?
- Szczególnie popatrz – mówi chrześcijaństwo – gdzie są ci potrzebujący, ci słabsi. Czasami mówimy o hospicjum czy o sierocińcu. Ale bardzo często to jest sąsiadka obok, która nie bardzo może wyjść, albo jest w domu i ma bardzo mało bliskich osób i odwiedzić, przynieść palemkę, poczęstować babką – to czasami jest niesłychanie cenne, niesłychanie ważne. Podstawowe pytanie chrześcijańskie to: gdzie są ci słabsi, potrzebujący, ci bardziej bezradni? I na swoją małą miarę – tych piętnastu minut, kawałka babki, palemki, uśmiechu czy zaproszenia do siebie na herbatę – można bardzo dużo zrobić. Pierwsze pytanie jest o słabszych, ale ogólnie – tam gdzie jest bezinteresowność, radość, gdzie jest wesoło. Święta są też po to, aby się weselić. Przejdziemy przez ciemność nocy Wielkopiątkowej do brzasku Zmartwychwstania. Tam, gdzie jest pogoda ducha, gdzie jest dawanie radości, też dzieje się dużo dobrego.
Przeczytaj cały wywiad