Biały eksport

Przemysław Jakubowski, anestezjolog z Łodzi, w 1999 r. był jednym z przywódców strajku lekarzy. To właśnie on wymyślił, żeby anestezjolodzy wymuszali od dyrektorów szpitali i ministra zdrowia podwyżki pensji, masowo składając wypowiedzenia z pracy. W połowie 1999 r. Jakubowski wyjechał do Holandii. Obecnie mieszka i pracuje w Dirksland niedaleko Rotterdamu. W Polsce zarabiał 1,5 tys. zł miesięcznie, pracując w szpitalu i prowadząc wykłady w łódzkiej Akademii Medycznej. Obecnie zarabia 12 tys. euro miesięcznie (około 50 tys. zł) i namawia wszystkich niezadowolonych z płac lekarzy, by zatrudnili się poza Polską.

Takich jak Przemysław Jakubowski jest już 16 tysięcy - tylu polskich medyków wyjechało po 1995 r. na Zachód. Wkrótce może być ich dwukrotnie więcej, bowiem szybko starzejące się zachodnie społeczeństwa potrzebują 100 tys. lekarzy. W Europie Zachodniej już dziś czeka na lekarzy z Polski 30 tys. miejsc pracy. Z szacunków regionalnych izb lekarskich wynika, że tylko Niemcy zaoferowali pracę 15 tys. osób. Niedawno rząd Nadrenii-Północnej Westfalii przesłał do Śląskiej Izby Lekarskiej propozycję pracy dla 4 tys. lekarzy. Już w lipcu, po ukończeniu kursu językowego, do naszych zachodnich sąsiadów wyjedzie 23 medyków. Kolejnych 63 rozpoczyna kursy niemieckiego.

Pracę polskim lekarzom, głównie ginekologom, proponują także Francuzi, którzy przysłali 1,5 tys. ofert. Hiszpanie potrzebują 2,5 tys. lekarzy, Norwegowie - 2 tys., Szwedzi - 1,5 tys., Duńczycy - tysiąc. - Holandia przyjmie praktycznie każdą liczbę pediatrów, anestezjologów, stomatologów, a ostatnio także chirurgów - mówi Przemysław Jakubowski. Rządy tych krajów i ich władze samorządowe chcą zatrudnić polskich lekarzy, zanim będą oni mogli swobodnie wybierać pracę w dowolnym kraju Unii Europejskiej. Do wejścia na europejski rynek usług medycznych przygotowują się też polskie placówki medyczne. Niemieccy dentyści znad wschodniej granicy wyprowadzają się do zachodnich regionów, bo ich pacjenci leczą zęby u tańszych polskich stomatologów.

Państwa Unii Europejskiej nie stawiają lekarzom z Polski dodatkowych wymagań, tak jak przedstawicielom innych zawodów - wystarczy znajomość języka. Oferują też cały system zachęt, na przykład pomoc w znalezieniu domu lub mieszkania (najczęściej przez pierwsze dwa lata opłacanego przez władze danego regionu), przy przeprowadzce czy załatwieniu szkoły dla dzieci. W większości krajów UE polscy medycy mogą otrzymać preferencyjne kredyty na zagospodarowanie. Oferta, która nadeszła z Nadrenii-Północnej Westfalii, jest skierowana głównie dla absolwentów studiów medycznych: władze landu gwarantują im możliwość uzyskania specjalizacji w Niemczech. - To jest przede wszystkim zachęta dla absolwentów polskich uczelni medycznych, bo kilka lat przed innymi będą dysponować niemieckimi uprawnieniami otwierającymi drzwi do kariery w całej Europie, bez potrzeby nostryfikacji dyplomu - mówi Wanda Galwas-Prasałek, dyrektor Śląskiej Izby Lekarskiej. Polskim lekarzom oferowane są podobne zarobki jak miejscowym - od 11 tys. zł
miesięcznie dla stażystów do około 50 tys. zł dla specjalistów.

Najwięcej zachęt oferuje Szwecja. W szwedzkich szkołach tworzy się nawet specjalne klasy dla dzieci naszych medyków. Jeszcze w Polsce lekarze uczestniczą w darmowych kursach językowych. Robert Strzelczyk, pediatra, do niedawna dyrektor Leczniczo-Rehabilitacyjnego Ośrodka Medycyny Rodzinnej w Sobótce koło Wrocławia, będzie pracował w Forne Fors nad Zatoką Botnicką, około dwustu kilometrów od koła podbiegunowego. - Szwedzi zapewnili mi wszystko, co jest potrzebne do wygodnego życia, więc już tej jesieni przeprowadzę się do nich wraz z rodziną. Najważniejsze, że stworzyli świetne warunki nauki dla trójki moich dzieci - opowiada Robert Strzelczyk. Na początku - tak jak inni polscy lekarze w Szwecji - będzie zarabiał około 30 tys. koron, czyli prawie 12 tys. złotych netto. Po dwóch latach jego zarobki wzrosną do około 50 tys. koron (20 tys. zł).

Szansą dla polskiego rynku medycznego jest nie tylko eksport lekarzy, ale także ściąganie do Polski pacjentów z Zachodu, takich jak Helga Hesler z Rathenow w Brandenburgii, która cierpi na reumatyzm. Wybrała leczenie w Polsce - w sanatorium w Świeradowie Zdroju. Podobnie postąpiła Angielka Margaret Garland, która przyjechała do Wrocławia na operację plastyczną. Zachęcił ją program telewizji BBC, w którym stwierdzono, że takie operacje są w Polsce w pełni bezpieczne i tanie (o połowę tańsze niż w Wielkiej Brytanii). Każdego roku przybywa do Polski 10-12 tys. takich pacjentów jak Hesler i Garland. Już 60 proc. gości Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich stanowią Niemcy, Szwedzi i Duńczycy. O ile na początku lat 90. w Szczecinie istniał tylko jeden gabinet oferujący zabiegi upiększające, o tyle obecnie działa tam już pięć dużych klinik. - Zdecydowaną większość naszych pacjentek stanowią Niemki: najczęściej wykonujemy zabiegi odsysania tłuszczu, powiększania piersi oraz face lifting. Pacjentki z Niemiec nie tylko płacą za
zabiegi o jedną trzecią mniej niż u siebie, ale jeszcze zapewniamy im bezpłatny dowóz z Berlina - opowiada dr Andrzej Dmytrzak, właściciel jednej z klinik. Co czwarty pacjent leczący zęby w nadgranicznym Gubinie, Zgorzelcu czy Słubicach jest Niemcem.

Jeśli nasi medycy będą dobrze oceniani (jak są już obecnie w Szwecji, Norwegii, Niemczech czy Holandii), Polska może się stać ośrodkiem kształcenia lekarzy dla Europy. Już teraz tylko w Krakowie i Poznaniu (ośrodkach, gdzie studiuje najwięcej cudzoziemców) kształci się prawie tysiąc przyszłych lekarzy z zachodniej Europy, a dodatkowe 240 osób jest na studiach podyplomowych. W Polsce mogłoby studiować medycynę około 5 tys. cudzoziemców. Być może otwarcie naszego rynku medycznego na świat jest jedyną szansą na zmiany - oddolne, na które jak najmniejszy wpływ będą mieli urzędnicy Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia. Pozwólmy tylko działać prawom rynku.

Janusz Michalak
Sławomir Sieradzki

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)