Białoruscy studenci żyli w strachu i pod presją
Białoruski student, który podczas nauki w
Polsce przyznał się do współpracy z KGB, oświadczył w
białoruskiej telewizji, że stypendyści programu im. Kalinowskiego
są w Polsce wykorzystywani w celach politycznych i żyją "w strachu
i pod psychologiczną presją".
23.03.2007 | aktual.: 24.03.2007 01:36
Białoruska telewizja nadała reportaż z wypowiedziami Uładzisłaua Michajłaua (Władysława Michajłowa) na koniec głównego wydania wiadomości.
20-letni student, uczestnik fundowanego przez rząd polski programu stypendialnego im. Kalinowskiego dla wyrzucanych z uczelni działaczy opozycji, w grudniu wyznał "Tygodnikowi Powszechnemu", że zwerbowało go KGB.
W białoruskiej telewizji oświadczył, że w Polsce przekonał się, iż nie jest to "program oświatowy, lecz program wykorzystywany przez wielkich polityków dla swoich celów", w którym nikt nie myśli o młodzieży.
Utrzymywał, że od stypendystów domagano się "odpracowania" wydanych na nich pieniędzy, ciągano ich na wiece solidarności z białoruską opozycją i kazano zajmować się polityką.
W programie oświadczono, że stypendystów kierowano na "trzeciorzędne uczelnie", zakwaterowano w zdewastowanych akademikach, a niektórym w ogóle nie zapewniono mieszkania, musieli więc nocować na dworcach.
Podkreślono, że wśród studentów wprowadzono "prawie wojskową dyscyplinę", narzucono "naukowych obserwatorów", którzy śledzą pilnie poczynania podopiecznych, dopytując się nawet o życie prywatne i wprowadzając atmosferę "szpiegomanii".
Równocześnie Michajłau twierdził, że przebywające na stypendium dzieci liderów opozycji zwolnione są z tej dyscypliny i mogą nie chodzić na zajęcia - "zaspać czy zapić", czego przykładem ma być rzekomo syn Alaksandra Milinkiewicza.
Według telewizji, gdy Michajłau, który "nie wytrzymał tego bałaganu", zapowiedział, że chce wrócić do kraju, zaczęto mu grozić "fizyczną rozprawą". Telefony z pogróżkami zaczęły się rzekomo po spotkaniu Michałaua z byłym ambasadorem Polski w Mińsku Mariuszem Maszkiewiczem.
Student - jak podała telewizja - zwrócił się więc o pomoc do ambasady białoruskiej i dwa dni temu wrócił do rodzinnego Homla. Według telewizji, "demaskujące oświadczenia" w polskiej prasie składał pod przymusem.
Jedna ze stypendystek, Kaciaryna Tamkowicz powiedziała Radiu Swoboda, że to, co mówi student, to głupoty, ale pewno telewizja potrzebuje właśnie takich informacji. Dodaje, że trudno zgadnąć, dlaczego to zrobił.
Szefowa programu stypendialnego im. Kalinowskiego, Ina Kulej zaznaczyła, że opozycja nie ma dostępu do prasy, telewizji i radia, nie dysponuje więc możliwością zdementowania oszczerstw.
Opozycja uważa, że telewizja nieprzypadkowo wybrała termin nadania tego programu, dążąc do zdyskredytowania sił demokratycznych na dwa dni przed planowaną przez nie manifestacją w Mińsku.