Białoruś. "Rosja chce armeńskiego scenariusza"
Władze mogą deportować dziennikarzy, którzy im się nie podobają. Już widzieliśmy, że nie wpuszczają dziennikarzy zagranicznych na Białoruś. Władze będą się starały, żeby nie było informacji z Białorusi. Starają się zagadać Unię Europejską i Europejczyków, jakimiś drugorzędnymi rzeczami - odparł Zmicier Mickiewicz, dziennikarz Biełsat TV pytany o sprawę zatrzymania grupy dziennikarzy w Mińsku. Był wśród nich m.in. korespondent TVN. Mickiewicz tłumaczy w programie "Newsroom WP", że protestujący organizują się w sposób "horyzontalny", przeciwny do tego, w jaki sposób funkcjonuje władza na Białorusi. Przyznał, że obecnie trwa wojna pozycyjna, ale ma nadzieję, że protestującym nie zabraknie energii. - Coraz więcej osób, nawet tych, którzy nie mieli zamiaru brać udziału w protestach jest wściekłych, chociażby z powodu odłączania internetu - ocenił Mickiewicz. Pytany o wsparcie prezydenta Władimira Putina dla Aleksandra Łukaszenki odparł, że to nasili nastroje antyrosyjskie w tym kraju, co zwróci Białorusinów w kierunku Unii Europejskiej. - Jeśli Putin będzie chciał wspierać Łukaszenkę, to musi liczyć się z sankcjami UE i USA. Dla Rosji to nie jest wygodne, bo trzeba wspierać to finansowo. A Rosja zajmuje się właśnie optymalizacją wydatków i nie chce wydawać dużo pieniędzy. Rosja chciałaby na Białorusi taki scenariusz armeński: wszystko kontrolować, za nic nie płacić - tłumaczył Zmicier Mickiewicz.