Bezkarne maltretowanie Agaty
Wszystko wskazuje na to, że osoby odpowiedzialne za szykanowanie ciężarnej 14-latki unikną jakiejkolwiek dpowiedzialności.
To, że prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie nakłaniania 14-letniej dziewczyny do wykonania zabiegu przerwania ciąży, nie mogło być dla nikogo zaskoczeniem. Wątpliwości budzi natomiast jednoczesne umorzenie drugiego wątku postępowania - czyli sprawy o bezprawne zmuszanie dziewczyny do tego, by ciąży nie usuwała, oraz o uniemożliwianie dokonania zabiegu. I słusznie matka 14-latki złożyła zażalenie na tę decyzję prokuratury. Winni szykanowania jej córki nie powinni chyba tak łatwo ujść wymiarowi sprawiedliwości.
O ludziach, których z tego powodu należy postawić przed sądem, za chwilę. Najpierw trzeba przypomnieć, że ciąża 14-letniej Jowity (nazywanej w mediach Agatą) była wynikiem czynu zabronionego - współżycia płciowego osób poniżej 15. roku życia. Potwierdziła to prokuratura. Dziewczyna, w porozumieniu z rodzicami, postanowiła więc dokonać aborcji. Zabieg przerwania ciąży będącej skutkiem czynu zabronionego jest legalny, zgodny z polskim prawem (pozwala na to ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach przerywania ciąży). Mimo to Agata oraz jej matka były przez wiele tygodni maltretowane. Stanowiło to formę kary za to, że pomyślały o usunięciu ciąży - oraz przestrogę dla innych, by nie próbowały iść w ich ślady.
Kronika bezprawia
Ciąża Agaty stała się głośna w czerwcu, gdy ks. Krzysztof Podstawka z Lublina ujawnił w internecie pełne dane personalne dziewczyny i wezwał do podjęcia działań mających uniemożliwić jej przerwanie ciąży. Ksiądz podjął też interwencję u lekarzy (przyjętą przez nich przychylnie), nie chcąc pozwolić na przeprowadzenie zabiegu. Dziewczynę nieustannie odwiedzał zaś w szpitalu, ciągle namawiając, by zrezygnowała z aborcji. Piętnował też publicznie jej matkę, zarzucając, że wywiera presję na córkę, by zmusić ją do poddania się "zbrodniczej procedurze". Pomagała mu zwołana przez niego grupa działaczy organizacji pro life, pilnujących Agaty i nachodzących ją w szpitalu.
Działacze pro life zawiadomili prokuraturę o przestępstwie nakłaniania Agaty przez matkę do przeprowadzenia bezprawnego zabiegu usunięcia ciąży. Złożyli też wniosek o pozbawienie jej rodziców praw rodzicielskich, gdyż mieli oni zmuszać córkę do przeprowadzenia aborcji.
Działacze pro life kłamali - nadzwyczaj skrupulatne dochodzenia wykazały, że nie było żadnej presji ze strony rodziców Agaty na bezprawne dokonanie zabiegu. Do szykanowania dziewczyny i jej matki włączyły się jednak rozmaite służby publiczne. Kłamliwy wniosek "obrońców życia" wystarczył, by sędziowie sądu rodzinnego w Lublinie natychmiast podjęli działania w celu pozbawienia rodziców Agaty władzy rodzicielskiej.
Lubelski sąd rejonowy podjął ponadto kuriozalną, bezprawną (potem została uchylona) decyzję o przymusowym zamknięciu dziewczyny w pogotowiu opiekuńczym. Placówki te przeznaczone są dla małoletnich przestępców, uciekinierów i ofiar przemocy domowej. Dyrektor pogotowia opiekuńczego Michał Misztal musiał zaliczyć Agatę do tej pierwszej kategorii, bo ukarał ją ścisłą izolacją. Odciął dziewczynę od kontaktów ze światem zewnętrznym i traktował gorzej niż przestępców skazanych na karę pozbawienia wolności. Oni mogą choćby czytać gazety i spotykać się na widzeniach z kumplami z wolności. Agacie tego zakazano. Dyr. Misztal zezwolił jednak, by do Agaty przychodził ks. Krzysztof Podstawka, który i tam nie przestawał namawiać jej do rezygnacji z aborcji.
Formą dodatkowego nękania psychicznego - nader celną, bo jak słusznie ocenił dyr. Misztal, Agata jest bardzo wrażliwa - było też publiczne ujawnianie przez dyrektora pogotowia szczegółów z jej życia prywatnego, zwłaszcza tych najintymniejszych, wyciągniętych od niej podczas rozmów czy raczej przesłuchań. Dyr. Misztal oficjalnie więc podawał do wiadomości, że chłopak Agaty jest jej zawiedzioną miłością, informował, jak długo oboje "byli razem", wskazywał, że matka chce, by Agata przerwała ciążę, bo nie poradzi sobie z malutkim dzieckiem własnej córki. A przy tym wszystkim zapewniał: "Naszym zadaniem jest chronienie prywatności Agaty"!
Oczywiste jest - choć nie powiedziano tego expressis verbis - że Agata miała pozostawać zamknięta w pogotowiu opiekuńczym tak długo, dopóki nie zmieni zdania i nie zrezygnuje z zamiaru przerwania ciąży. Na skutek bezwzględnego traktowania i szykan jej stan zdrowia zaczął się jednak pogarszać. W wyniku zażalenia złożonego przez matkę na bezprawne pozbawienie córki wolności dziewczynę uwolniono i została odwieziona do szpitala. Wypuszczenie jej z pogotowia wywołało niezadowolenie dyr. Misztala, który chciał, by Agata zaraz po wyjściu ze szpitala została z powrotem zamknięta w pogotowiu opiekuńczym. Na szczęście do tego nie doszło.
Szczególną rolę w dręczeniu Agaty odegrała dyrekcja lubelskiego gimnazjum, do którego chodziła. W gimnazjum bezprawnie kontrolowano jej korespondencję, czytając SMS-y, które wysyłała do swych koleżanek. Z tych SMS-ów dowiedziano się, że dziewczyna rozważa ewentualność przerwania ciąży. Także bezprawnie podano do wiadomości publicznej, czego dotyczyły SMS-y Agaty. I zawiadomiono policję, policja zaś sąd, który, jak już wspomniano, zapoczątkował represjonowanie dziewczyny. Przedstawiciele szkoły zmuszali też Agatę i jej matkę do kontaktów z psychologiem. Matka sprzeciwiała się, ale szybko jej to wyperswadowano. Zabawne, że gimnazjum to szczyci się tytułem "szkoły z klasą".
Na początku był szpital
Wywieranie bezpardonowych nacisków na Agatę rozpoczęło się już w lubelskim szpitalu im. Jana Bożego, do którego przyszła z matką, by dokonać legalnego zabiegu przerywania ciąży. Tam ks. Krzysztofowi Podstawce umożliwiono prowadzenie ciągłych rozmów z Agatą, utrudniając jednocześnie jej matce obecność podczas tych spotkań. Zapoznano duchownego z okolicznościami całej sprawy i udostępniono mu dane osobowe dziewczyny, które ujawnił w internecie.
Odpowiedzialność za to ponosi dr Wanda Skrzypczak, ordynator oddziału ginekologii lubelskiego szpitala. Ona również nakłaniała Agatę do rezygnacji z usunięcia ciąży. Niewykluczone, że to właśnie pani ordynator ujawniła ks. Podstawce, że z lubelskiego szpitala, gdzie uniemożliwiono jej usunięcie ciąży, dziewczyna trafi do szpitala przy ul. Inflanckiej w Warszawie (tam także odmówiono przeprowadzenia zabiegu). Dzięki temu ks. Podstawka mógł kontrolować dziewczynę również w szpitalu warszawskim.
Dr Wanda Skrzypczak miała pełne przyzwolenie dla swych działań ze strony dr. Jacka Solarza, dyrektora lubelskiego szpitala. Choć wiedział, że zabieg przerwania ciąży jest legalny, natychmiast oświadczył publicznie, że nikt w tej placówce nie dokona aborcji. Szpital odmówił też Agacie wskazania innej placówki, w której mógłby zostać przeprowadzony zabieg przerwania ciąży, choć zgodnie z prawem powinna uzyskać taką informację.
Do roboty, prokuraturo!
Prokurator Wojciech Sołdaczuk z Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ, który w połowie lipca umorzył postępowanie w sprawie nakłaniania Agaty do przerwania ciąży (przestępstwo z art. 152 par. 2 kodeksu karnego, zagrożone karą do trzech lat pozbawienia wolności), naturalnie nie mógł postąpić inaczej. W świetle wszelkich przepisów prawa inna decyzja była niemożliwa, bo nie było jakichkolwiek znamion popełnienia czynu zabronionego.
"Przegląd" już 23 czerwca pisał, że postępowanie prokuratorskie zakończy się oczywiście umorzeniem. Stanowiło ono bowiem albo absurd, albo kolejny sposób szykanowania Agaty i jej matki. Aborcja była przecież legalna, najlepszy dowód stanowiło to, że przeprowadzono ją w majestacie prawa. Jak więc można byłoby karać za namawianie do czynu, który został dokonany na mocy decyzji wymiaru sprawiedliwości? - Proszę jednak zwrócić uwagę na kolejność wydarzeń. Zabieg przerwania ciąży został przeprowadzony później. Doniesienie do prokuratury było wcześniejsze, więc musieliśmy wyjaśnić wszelkie okoliczności sprawy - tłumaczy prok. Agnieszka Muł, szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ.
Decyzję o umorzeniu postępowania w sprawie nakłaniania do przerwania ciąży przygotowano starannie. Poprzedziło ją przesłuchanie wielu świadków, na czele z Agatą i jej matką oraz ks. Podstawką. Wydaje się jednak, że takiej samej staranności prokuratora nie wykazała, umarzając postępowanie w sprawie o bezprawne zmuszanie Agaty do rezygnacji z zamiaru usunięcia ciąży. Art. 191 par. 1 mówi: "Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Precyzyjnie pasuje to do wielu szykan, jakim poddano Agatę i jej matkę. W przypadku tego przestępstwa prokuratura działała wszakże z mniejszą gorliwością. Nie przesłuchano wszystkich osób podejmujących działania przeciw Agacie i jej matce. Jak mówi prok. Agnieszka Muł, nie został przesłuchany np. Michał Misztal, dyrektor lubelskiego pogotowia opiekuńczego. Nic więc dziwnego, że matka skrzywdzonej 14-latki postanowiła złożyć zażalenie na decyzję umarzającą
postępowanie, nie chcąc wyrazić zgody na tak łatwe prześlizgnięcie się nad kwestią odpowiedzialności osób, które szykanowały ją i jej córkę. Zażalenie jest dosyć ogólne, nie wymienia żadnych nazwisk domniemanych sprawców. Jest w nim wniosek o wznowienie postępowania i gruntowne zbadanie całego materiału dowodowego. - Ja nie podpisywałam tego zażalenia i trudno mi powiedzieć, czy zostanie ono uwzględnione - mówi mec. Monika Gąsiorowska, pomagająca wcześniej Agacie i jej matce.
Umarzając postępowanie, prokuratura stwierdziła, iż "brak danych dostatecznie uzasadniających przestępstwo groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania lub zaniechania". Dotyczy to przestępstwa z art. 191 par. 1.
Dziwi jednak, że prokuratura nie zdołała się dopatrzyć naruszeń innych artykułów kodeksu karnego przez ludzi maltretujących Agatę i jej matkę. Pragnę więc przyjść prokuraturze z pomocą, wymieniając przestępstwa, których mogli się oni dopuścić. Ich wina nie jest oczywiście przesądzona - na pewno wymaga jednak zbadania. I niech prokuratura traktuje to oficjalnie jako doniesienie o możliwości popełnienia przestępstw przez określone osoby.
Który skrzywdziłeś...
I tak prokuratura powinna zbadać, czy dr Wanda Skrzypczak, ordynator oddziału ginekologii szpitala im. Jana Bożego w Lublinie, doprowadzając do udostępnienia ks. Podstawce wielu informacji na temat Agaty, dopuściła się złamania tajemnicy lekarskiej. Przestępstwo to zawarte jest w art. 266 par. 1 kk: "Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do lat dwóch". Warto zauważyć, że w myśl art. 115 kk lekarz udzielający doraźnej pomocy jest traktowany jak funkcjonariusz publiczny, co podnosiłoby odpowiedzialność dr Wandy Skrzypczak do trzech lat.
Oczywiście w ślad za postępowaniem karnym powinno iść i postępowanie dyscyplinarne przeciw dr Wandzie Skrzypczak. Zdarzają się przypadki, że lekarze, powołując się na klauzulę sumienia, odmawiają usuwania ciąży w szpitalach państwowych, wykonując aborcje w prywatnych przychodniach. Nie można naturalnie twierdzić, że dr Skrzypczak mogłaby dopuścić się podobnego czynu. Zbadania wymaga jednak kwestia jej pracy w prywatnym gabinecie ginekologicznym w Chełmie i ewentualnych zabiegów, jakie tam były przeprowadzane.
Prokuratura winna też zbadać, czy i w jakim zakresie odpowiedzialność karną za ewentualne naruszenie tajemnicy lekarskiej może ponosić dr Jacek Solarz, dyrektor lubelskiego szpitala. Stwarzał on w swym szpitalu atmosferę przyzwolenia na działania, mające uniemożliwić Agacie przeprowadzenie legalnego zabiegu przerywania ciąży. Nie wyczerpuje to oczywiście znamion przestępstwa, zapewne jednak kwalifikuje się do wszczęcia postępowania przeciw dyr. Solarzowi. Z pewnością na okoliczność przestępstwa z art. 191 kk par 1 ("Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3") prokuratora powinna przesłuchać Michała Misztala, dyrektora lubelskiego pogotowia opiekuńczego, w którym bezpodstawnie przetrzymywano Agatę. Należy też zbadać, czy czyny, jakich dyr. Misztal dopuścił się wobec dziewczyny, nie wyczerpują znamion przestępstwa z art. 231 par. 1 kk ("Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje
uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznesgo lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3"). A także - przestępstwa z art. 266 par. 1 kk ("Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch").
Wydaje się, że z tytułu podejrzeń o popełnienie tego samego przestępstwa (bezprawne ujawnienie informacji) powinni stanąć przed sądem członkowie dyrekcji lubelskiego gimnazjum, którzy upublicznili korespondencję Agaty. Prokuratura winna jednak ustalić, kto personalnie jest za to odpowiedzialny. Ponieważ dyrekcja gimnazjum, do którego chodziła Agata, bezprawnie badała jej SMS-y, w grę może także wchodzić przestępstwo z art. 267 par. 1 ("Kto bez uprawnienia uzyskuje informację dla niego nie przeznaczoną, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do przewodu służącego do przekazywania informacji lub przełamując elektroniczne, magnetyczne albo inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch").
I wreszcie - ks. Krzysztof Podstaw ka. Zapewne o wszystkim, co dotyczy Agaty, dowiedział się od lekarzy, twierdzi, że ma z nimi dobry kontakt. Odmówił jednak odpowiedzi na pytanie, kto konkretnie był jego informatorem, nie chcąc narazić tej osoby na oczywiste postępowanie karne z tytułu art. 266 par. 1 kk (bezprawne ujawnienie informacji). Duchowny nie jest lekarzem, nie zdradził też tajemnicy spowiedzi. Prokuratura musi jednak ustalić, czy ksiądz także w innych sytuacjach nie powinien zachowywać dla siebie informacji, z którymi zapoznał się w związku ze swoją szczególną funkcją. Może się więc okazać, że ujawniając prawdziwe dane osobowe Agaty, ks. Podstawka dopuścił się jednak przestępstwa z art. 266 par. 1 kk, zagrożonego dwoma latami pozbawienia wolności.
Ponadto, w związku z zażaleniem złożonym przez matkę Agaty, prokuratura powinna jeszcze raz wnikliwie zbadać, czy ks. Podstawka, nie zezwalając lekarzom na przeprowadzenie legalnego usunięcia ciąży, na pewno nie popełnił przestępstwa bezprawnego zmuszania do zaniechania określonych działań (kara do trzech lat). Nie wiadomo jeszcze, czy zażalenie zostanie rozpatrzone merytorycznie, na razie prokuratura dopatrzyła się w nim braków formalnych.
Oczywiście nie mam złudzeń, że jeśli nawet wymienione w tym artykule osoby staną przed sądem, to w kraju, gdzie nie ma praktycznie rozdziału między państwem a Kościołem, trudno będzie o uzyskanie wyroków skazujących. Dobrze byłoby jednak, gdyby wszyscy ci ludzie zrozumieli, że za krzywdy wyrządzone innym należy odpowiadać. Że nie wolno pomiatać bezkarnie człowiekiem, nawet tak młodym jak 14-letni. Że również on ma swoją godność, wolności osobiste i prawa obywatelskie, których nie można naruszać.
Andrzej Leszyk