PublicystykaBez chłopów źle, z chłopami jeszcze gorzej. PSL przeżyło atak PiS, musi przeżyć "miłość" do PO

Bez chłopów źle, z chłopami jeszcze gorzej. PSL przeżyło atak PiS, musi przeżyć "miłość" do PO

Ludowcy swoim dwucyfrowym wynikiem w wyborach do sejmików zaskoczyli zarówno PiS, jak i Platformę, trochę krzyżując im plany. Jednak mówienie o wielkim sukcesie PSL to nieporozumienie.

Bez chłopów źle, z chłopami jeszcze gorzej. PSL przeżyło atak PiS, musi przeżyć "miłość" do PO
Źródło zdjęć: © East News | Agnieszka Śnieżko

23.10.2018 09:54

- Chcieliście nas zniszczyć, a jesteśmy silniejsi niż kiedykolwiek - mówił, nie kryjąc emocji lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, tuż po pierwszych sondażowych wynikach wyborczych.

Słowa te kierował oczywiście w kierunku rządu. W sztabie ludowców po ogłoszeniu wyników zapanował entuzjazm. Wynik 16,6 proc. był powyżej oczekiwań, a marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik przekonywał w TVP Info, że ostateczny wynik może być jeszcze lepszy. Następnego dnia, kolejne wyniki sondażowe pokazały jednak, że wynik PSL zamiast rosnąć, skurczył się do 13,6 proc.

PiS już myślał, że ma PSL na widelcu. Pomylił się

I choć to nadal niezły wynik, trudno mówić, że ludowcy są „silniejsi niż kiedykolwiek”. Zostawiając na boku wynik PSL sprzed czterech lat (prawie 24 proc.), który trudno uznawać za miarodajny (jest duże prawdopodobieństwo, że książeczka do głosowania i duża liczba głosów nieważnych mogły wypaczyć wynik), to także w porównaniu do wyborów samorządowych z 2010 roku PSL - jeśli potwierdzą się wyniki ostatniego sondażu late poll - odnotował stratę, wtedy uzyskał bowiem 16,3 proc.

Z czego zatem wynikała radość PSL?

Po wyborach parlamentarnych w 2015 roku ludowcy byli w rozsypce. Z wynikiem 5,13 proc. ledwo przekroczyli próg wyborczy, a wszystkie wyborcze statystyki wskazywały, że ich dotychczasowi wyborcy przerzucili swoje głosy na PiS. To PiS wygrał na wsi, wśród rolników i na prowincji, czyli w miejscach, które stanowiły o sile PSL.

Wtedy też PiS uwierzył, że ma ludowców na widelcu i nie musi zbyt wiele robić, by w wyborach samorządowych całkiem pognębić partię Kosiniaka-Kamysza.

Politycy PiS otwarcie mówili, że PSL „powinien być wyeliminowany z życia publicznego” i chyba naprawdę uwierzyli, że tak się właśnie stanie. Cała kampania była wymierzona głównie w PSL.

To tę partię atakował premier Morawiecki na spotkaniach w regionach, na konwencjach PiS i w wywiadach. To miała być wojna na śmierć i życie. Marginalizacja PSL miała nie tylko ułatwić PiS przejęcie władzy w sejmikach i pozbawić Koalicję Obywatelską koalicjanta, ale także poszerzyć elektorat PiS o dawnych wyborców PSL, którzy straciliby swoich reprezentantów.

Nie wyszło, bo PSL przeżyło i ma się w sumie nie najgorzej

Dwucyfrowy wynik PSL zmartwił polityków PiS bardziej, niż przegrana w dużych miastach. Tego ostatniego się spodziewali. Oczekiwania, że PSL dostanie jednocyfrowy wynik, najlepiej zbliżony do tego z wyborów parlamentarnych, nie spełniły się. A ubocznym efektem ostrej kampanii wymierzonej w PSL jest fakt, że dziś ludowcy nie chcą nawet słyszeć o jakichkolwiek koalicjach z PiS w sejmikach.

PO też ma kłopot z PSL. Jest jednak innego rodzaju

Z kolei oczekiwania Grzegorza Schetyny, jeśli idzie o wynik PSL nie były do końca jasne. Lider PO musiał zdawać sobie sprawę, że tylko mocne PSL gwarantuje utrzymanie władzy w części sejmików. Z drugiej strony, liczył jednak na lepszy wynik Koalicji Obywatelskiej, obstawiając, że sojusz z Nowoczesną przyniesie wyborczą premię, co zrekompensuje stratę, którą miał ponieść PSL. Te kalkulacje także spaliły na panewce. Koalicja Obywatelska wypadła w wyborach do sejmików bardzo słabo.

Kiepski, jednocyfrowy wynik PSL długofalowo mógł być Grzegorzowi Schetynie całkiem na rękę. Schetyna, tworząc Koalicję Obywatelską zadbał o to, by miała ona silne lewe skrzydło w postaci Barbary Nowackiej i Katarzyny Lubnauer. Schetyna chcąc budować szeroką formację, w której mają pomieścić się ludzie o różnych przekonaniach światopoglądowych, wie, że dla równowagi powinien wzmocnić także prawe skrzydło. A z tym jak na razie ma problem. Ostatni platformiani konserwatyści zostali wyrzuceni z partii za głosowanie przeciwko projektowi liberalizującemu prawo aborcyjne. Tę pustkę mogliby wypełnić politycy PSL. Przy słabym wyniku i słabych szansach na przekroczenie progu wyborczego oferta startu z listy Koalicji Obywatelskiej mogłaby być kusząca. Podobno pierwsze rozmowy o przystąpieniu PSL do koalicji odbyły się jeszcze przed wyborami. Już po wyborach Schetyna zadeklarował, że "na pewno będą rozmowy z PSL przed wyborami europejskimi".

Sęk w tym, że taki scenariusz byłby dla ludowców początkiem końca. Pamiętam, jak jeden z ludowców jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku narzekał na to, jak wyborcy PSL nie znoszą… Platformy Obywatelskiej i jak w terenie ludowcy muszą się tłumaczyć z koalicji z PO, i jak im się za to dostaje. Mój rozmówca żalił się, że PSL zapłaci wysoką cenę za bycie u władzy.

To się nie zmieniło. Wciąż wyborcom PSL bliżej do PiS niż Platformy, dlatego wejście do Koalicji Obywatelskiej byłoby z punktu widzenia ludowców obarczone dużym ryzykiem. Pomijając już fakt, że dla setek tysięcy działaczy i polityków PSL partyjny szyld jest czymś bardzo ważnym, często legitymacja PSL jest tradycją całych wielopokoleniowych rodzin.

Niezły wynik może sprawić, że ludowcy nabiorą wiatru w żagle i zechcą iść do wyborów sami. To zresztą sugerował Kosiniak-Kamysz w swoim przemówieniu.
- Dziękujemy za każdy głos oddany na PSL; wynik tych wyborów nie jest końcem naszej drogi, to pewien etap - mówił. - Idziemy po kolejne zwycięstwo - dodawał.

Tę pierwszą radość ludowców z dobrego wyniku mogą jednak ostudzić napływające informacje dotyczące podziału mandatów w poszczególnych sejmikach. I tak PSL traci władzę w sejmiku województwa świętokrzyskiego, którym od lat rządził Adam Jarubas, a także w sejmikach: lubelskim i podlaskim (gdzie też rządzili marszałkowie z nadania PSL).

W chwili pisania tego tekstu nieznane są jeszcze losy największego sejmiku - mazowieckiego, nad którym władzę sprawuje Adam Struzik. Odbicie tego sejmiku było jednym z ważniejszych celów PiS. To byłby bardzo poważny cios w zaplecze ludowców. Jeszcze przed wyborami politycy PiS zdradzali, że ich przedwyborcze, wewnętrzne sondaże wskazywały, że obie partie szły łeb w łeb, więc gra toczyła się do ostatniej chwili.

Gdyby rzeczywiście PiS udało się odbić sejmik mazowiecki to słowa Kosiniaka-Kamysza o tym, że PSL jest "silniejsze niż kiedykolwiek" przeszłyby do historii, ale raczej w kategoriach kabaretowych. Jeśli Mazowsze pozostanie zielone, ludowcy będą mogli wrócić do świętowania.

Kamila Baranowska, dziennikarka tygodnika Do Rzeczy

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)